Uczniowie wpadli nagle w zbiorową histerię. Podobne przypadki nie są odosobnione
06.12.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:08
Najdziwniejsze i najgłośniejsze przypadki zbiorowej histerii. Co ją wywołuje?
Tym razem do zdarzenia tego typu doszło w połowie listopada w Ripon, w hrabstwie North Yorkshire. Tego dnia w szkole Outwood odbywały się uroczystości z okazji Dnia Pamięci (święto pamięci żołnierzy poległych, które obchodzi się w krajach Wspólnoty Narodów, m.in.: Wielkiej Brytanii, Kanadzie czy Australii). W trakcie uroczystej gali nagle ze zgromadzonymi w auli uczniami zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Poszczególne osoby zaczęły narzekać na nudności, a potem mdlały. Najpierw jedna, potem kolejna i następne. Zdaniem świadków tamtych wydarzeń, wyglądało to tak, jakby zadziałał efekt domina. Ci, którzy czuli się dobrze, obserwowali to, co dzieje się dookoła, a za chwilę sami słabli.
Padały jedno po drugim
- Kiedy pierwszy chłopak się pochorował, myśleliśmy, że to odosobniony przypadek, ale potem na podłodze mieliśmy do czynienia z jednym wielkim plaskiem, potem ktoś zemdlał. Potem kolejne trzy lub cztery osoby upadły, a inni zaczęli wychodzić z sali, by zaczerpnąć świeżego powietrza. U jednego z chłopców, który upadł, stwierdzono wstrząśnienie mózgu, miał na głowie wielkiego guza. Potem zaczęto nas szybko wyprowadzać, a kilka dziewczyn doznało ataku paniki - opowiedział jeden z uczniów, który był świadkiem całego zamieszania.
Na miejscu natychmiast pojawiły się służby ratownicze. Lekarze udzielili pierwszej pomocy w sumie ok. 40 osobom. Jednego z uczniów trzeba było odwieźć do szpitala. W tym czasie przedstawiciele straży pożarnej i policji próbowali ustalić, co tak naprawdę się wydarzyło. Pierwsze podejrzenia zakładały, że na terenie placówki doszło do rozpylenia jakiejś toksycznej substancji. Specjalny zespół ekspertów sprawdzał, czy przyczyną całego zamieszania mógł być jakiś związek chemiczny. Szczegółowe badania niczego takiego jednak nie dowiodły. Według specjalistów, nie doszło do emisji żadnych szkodliwych dla zdrowia człowieka gazów, choć zaraz po zdarzeniu w serwisach społecznościowych pojawiły się plotki, jakoby był to efekt celowego działania.
Co tam się wydarzyło?
Co tak naprawdę wydarzyło się w brytyjskiej szkole, skoro nie stwierdzono żadnych czynników obiektywnych?
- Dzieci czuły się źle, narzekały na nudności i zawroty głowy. Pogotowie ratunkowe udzieliło pomocy w związku z występowaniem tych objawów. Działaliśmy zgodnie z procedurą, by sprawdzić, czy znajduje się tam coś niewłaściwego, potem ocenialiśmy sytuację w szkole pod kątem występowania jakichkolwiek niebezpiecznych materiałów - wyjaśnił Dave Winspear ze straży pożarnej. - Według nas dzieci po prostu zasłabły, a potem zadziałał "efekt fali". Coraz więcej dzieci zaczęło odczuwać niepokój i wyrażać przejęcie tym, co się stało, a potem wszystko to zaczęło się nasilać.
Także lekarze badający kolejnych uczniów stwierdzili, że nie wystąpił żaden czynnik fizyczny, który mógłby wytłumaczyć, dlaczego u kilkudziesięciu osób wystąpił niemal jednocześnie taki zespół objawów. Według specjalistów, decydującą rolę mogła tutaj odegrać sfera psychiczna.
Różne oblicza masowych urojeń
Choć ostatnie wydarzenia w North Yorkshire mogą się wydawać dziwne, podobnych przypadków, gdy grupa ludzi zaczynała się nagle zachowywać irracjonalnie, było znacznie więcej. Na przestrzeni wieków rejestrowano je w różnych miejscach na świecie. Przy okazji ostatnich wydarzeń brytyjskie media przypomniały przypadek z 1980 r., który miał miejsce w angielskim hrabstwie Nottinghamshire. Podczas dziecięcego konkursu orkiestr dętych ok. 300 dzieci zaczęło nagle wymiotować i cierpieć z powodu innych dolegliwości. Pojawiła się teoria, że za nagłe pogorszenie samopoczucia mogły odpowiadać pestycydy z pobliskiego pola. Ale nie udało się tego udowodnić.
Zbiorowy atak śmiechu
W ostatnich latach przypadek zbiorowej histerii miał miejsce m.in. w Wietnamie. Cztery lata temu, nauczyciele z tamtejszej prowincji Phu Yen zaczęli zgłaszać, że podczas lekcji dochodzi do grupowych omdleń wśród uczniów. Według relacji, dzieci traciły przytomność; upadały, a potem wstawały i za chwilę przewracały się ponownie. Przeprowadzone przez specjalistów ekspertyzy ujawniły, że dolegliwość nie była spowodowana ani przez toksyny, ani przez zarazki.
W 1962 r. w Tanganice (dawna nazwa części Tanzanii) miała miejsce epidemia śmiechu. Przypadłość dotknęła wówczas również uczniów szkół. Problem był na tyle poważny, że konieczne było nawet zamknięcie części placówek. Niektórzy śmiali się nieustannie przez wiele dni. U jednego z dzieci ataku śmiechu nie można było opanować aż przez 16 dni. Według relacji mediów, zagadkowy stan dotknął wówczas ok. tysiąca osób. Ofiarom choroby oczywiście wcale do śmiechu nie było. Niektórzy cierpieli z powodu bolesnych kurczy. Dochodziło też do omdleń spowodowanych trudnością ze złapaniem oddechu.
Taneczny trans
Do jednego z najgłośniejszych przypadków zbiorowej histerii doszło jednak w 1518 r. w Strasburgu. Na tamtejszych ulicach zaczęto obserwować ludzi, którzy nagle, nie wiedzieć czemu, zaczynali tańczyć. Szybko zaczęto mówić nawet o czymś w rodzaju epidemii. W niewyjaśniony trans wpadły bowiem setki osób. Pierwszą ofiarą tamtej choroby, którą zaczęto określać mianem "tanecznej", była Frau Troffea. Potem ten sam stan zaczął dotykać innych. Kilka dni później na ulicach tańczyły już 34 osoby, a miesiąc później już 400. Wiele osób zatraciło się w tańcu do tego stopnia, że nie przeżyło ataku tajemniczej "choroby". Niektórzy umarli z wycieńczenia, tańcząc bez wytchnienia wiele dni. Pojedyncze osoby umierały z powodu ataku serca lub udarów.
Decydującą rolę w czasie aktów zbiorowej histerii odgrywa sfera mentalna. Według lekarzy, wszystko zaczyna się najczęściej od jednej osoby, u której zaczyna występować zespół jakichś objawów. Potem, często motywowani strachem, podobne symptomy zaczynają obserwować u siebie inni. Oczywiście obawy pozostałych nie są już zwykle poparte racjonalnymi przesłankami.