Urugwajski rząd będzie sprzedawał marihuanę obywatelom
Władze kraju planują sięgnąć po rozwiązanie tyleż rewolucyjne, co szokujące. Na czym będzie polegać utworzenie "rządowego sklepu z narkotykami"?
Marihuana to obecnie temat niezwykle drażliwy, również w Polsce. Głosy za i przeciw legalizacji tego tzw. miękkiego narkotyku coraz mocniej się ścierają, co jednak nie przybliża nas do wypracowania jakiegoś nowego rozwiązania. Przeciwnicy twierdzą, że narkotyki, niezależnie od stopnia "twardości" są złe i nie powinny być legalizowane, z kolei eksperci będący za, wykazują, że bierność oznacza w istocie umacnianie pozycji podmiotów działających w czarnej strefie i niebezpieczeństwa, jakie się z tym wiążą m.in. "udoskonalanie" narkotyków przez dealerów i ich wytwórców poprzez nasączanie ich niezliczoną ilością środków chemicznych, by wzmocnić działanie. Teraz jednak wszystkie oczy zwrócone są w stronę urugwajskiego rządu, który szykuje się na krok bezprecedensowy: planuje stworzyć rządowe sklepy z marihuaną.
25.06.2012 | aktual.: 25.06.2012 15:18
Dlaczego rząd chce sprzedawać marihuanę?
Nowa inicjatywa spotkała się z poparciem prezydenta Urugwaju, Jose Mujici, ciepło wypowiada się na ten temat również minister obrony, Eleuterio Fernandez Huidobro. "Zmieniamy nastawienie, w kierunku zaostrzenia kontroli procesu produkcji i dystrybucji tego narkotyku w kraju. To walka na dwóch frontach: przeciwko konsumpcji oraz szmuglowaniu narkotyków. Sądzimy, że zakaz spożywania niektórych narkotyków stwarza więcej problemów dla społeczeństwa, niż narkotyk sam w sobie." - mówi Huidobro agencji "AP". Dodajmy, że w Urugwaju posiadanie marihuany "w ilości na własny użytek" nie jest karalne. Natomiast o tym, co dokładnie znaczy termin "ilości na własny użytek", w kłopotliwych sytuacjach decyduje sąd. W tym miejscu rodzi się zatem pytanie, skoro posiadanie marihuany nie jest zakazane, po co wprowadzać rządowy kanał dystrybucji tego narkotyku?
Otóż władze traktują to jako nową metodę walki z kartelami narkotykowymi, chcąc w ten sposób pozbawić ich nie tylko dochodów, ale też kontaktów z tzw. normalnymi przedstawicielami społeczeństwa. Bo, jak podaje "CBS News", chociaż Urugwaj jest jednym z najbezpieczniejszych państw Ameryki Łacińskiej, to jednak sytuacja w kraju wyraźnie pogarsza się. "Liczba morderstw od stycznia do maja wynosiła w tym roku 133, w zeszłym roku było ich 76". W dużej mierze za taki stan rzeczy odpowiadają panoszące się kartele. Z kolei w więzieniach panuje przeludnienie, co sprawia, że i tak ciężko jest karać nawet te osoby, które posiadają narkotyk w ilościach większych, niż te przewidziane na własny użytek. Oznaczało to zatem, że trzeba poszukać innego sposobu, by uporać się z plagą narkotykową.
Jak będą działały sklepy rządowe?
W teorii, nowa inicjatywa rządu Urugwaju jest prosta. Powstanie szereg sklepów, w których marihuana sprzedawana będzie legalnie każdemu, kto osiągnął pełnoletniość.
Wystarczy wpisać się do rządowej bazy (jeśli pomysł wejdzie w życie, będzie to narzędzie mające na celu monitorowanie spożycia narkotyku w kraju) i uiścić należną kwotę. Wpływy z podatków z tytułu tej działalności miałyby posłużyć jako środki do pomagania osobom znajdującym się w sidłach nałogu. Na łamach "International Business Times", dyrektor National Organization for the Reform of Marijuana Laws, przyznaje: "Jeśli faktycznie oni (państwo) faktycznie będą to sami sprzedawać i jeśli, aby kupić marihuanę będzie trzeba udać się do sklepu rządowego, wówczas bez wątpienia dojdzie do niebywałego precedensu. Chociaż będzie to rozwiązanie odrobinę przypominające to, co mamy w Stanach - ośrodki z tzw. 'medyczną marihuaną'."
W zasadzie, na dzień dzisiejszy, ciężko jest się spodziewać, żeby ten projekt wypalił. Owszem, samo rozwiązanie może wejść w życie - wszak ma ono poparcie nie tylko rządu, ale i prezydenta, natomiast Huidobro już zapowiedział, że projekt ustawy wkrótce zostanie złożony w kongresie - jednak problemem mogą okazać się obywatele.
"Daily Mail" cytuje tu m.in. Natalię Pereirę, zaciekawioną obywatelkę Urugwaju, która również lubuje się w okazjonalnych skrętach. "Nikt nie będzie im ufał; żeby kupić, trzeba będzie się zarejestrować, a wtedy w każdej chwili będą mogli cię wskazać", mówi. Istnieje też spore grono urugwajskich polityków, którzy uważają, że to krok szalenie nieodpowiedzialny i, że lepiej położyć nacisk na edukację. Ale z drugiej strony, czy tak szeroko postulowana edukacja faktycznie przynosi wymierne rezultaty w innych punktach globu? Z kolei na zarzut, że "od marihuany zwykle się zaczyna", zwolennicy sklepów odpowiadają, że to działa w dwie strony - ktoś może chcieć palić tylko marihuanę, ale po dłuższych, czy krótszych namowach dealera (który wietrzy zysk), niewykluczone, że wreszcie złamie się i za jego radą sięgnie np. po kokainę.
Jedno jest pewne, urugwajski eksperyment - niezależnie od tego, czy się powiedzie, czy nie - będzie ciekawym badaniem, z którego być może wypłyną cenne wnioski dla reszty świata.
MW/PFi