USS Zumwalt – czy to niszczyciel doskonały?
05.11.2016 | aktual.: 06.11.2016 17:39
„Kto włada morzami, jest władcą wszystkiego” – ta starożytna dewiza sformułowana przez Temistoklesa od lat przyświeca amerykańskim admirałom, a ten okręt z pewnością zmieni układ sił na światowych wodach. Co potrafi jednostka, która ma ugruntować hegemonię USA na oceanach?
Niezwykle szybki (62 km/h), praktycznie niewykrywalny dla radarów, solidnie opancerzony i wyposażony w kilka różnych rodzajów pocisków i torped, już teraz budzi zaniepokojenie największych amerykańskich rywali – Chin i Rosji. Niszczyciel DDG 1000, czyli USS Zumwalt, został jednogłośnie okrzyknięty przez ekspertów najnowocześniejszym i najpotężniejszym okrętem świata. Jego budowa kosztowała 3 mld dolarów, a koszty programu wyniosły ponad 20 mld dolarów.
Niewykrywalny i niezatapialny
Choć to największy okręt świata w swojej klasie (jednostka ma prawie 183 metry długości przy wyporności 14,5 tysięcy ton), przez systemy namierzania widziany jest jako niewielka łódka – jeżeli w ogóle zostanie wychwycony. Wszystko dzięki futurystycznemu kształtowi, poszyciu kadłuba wykonanym w technologii stealth i systemom zakłócania. „Kształt nadbudowy i rozmieszczenie jego anten znacząco zmniejsza przekrój radarowy, dzięki czemu statek jest mniej widoczny na morzu dla radarów wroga” – czytamy w suchym oświadczeniu wydanym przez US Navy.
Wypływając ze stoczni w Portland do Baltimore, okrętowi udało się nawet „oszukać” amerykańskie, bardzo wnikliwe systemy radarowe, na których był widziany jako mały kuter rybacki. – To było intencją jego konstruktorów. W założeniach Zumwalt ma przenikać na tereny wroga, przeprowadzać śmiertelny atak, pozostając jednocześnie niezauważonym przez wrogie radary – stwierdził admirał James Downey z US Navy.
Jeżeli okręt zostanie jednak dostrzeżony np. przez inną jednostkę czy patrol powietrzny, to nawet wówczas jego 142-osobowa załoga może czuć się stosunkowo bezpiecznie. Wszystko dzięki systemowi opancerzenia typu „Tumblehome”. Specyficzna i znana od wieków „kanciasta” technologia z powodzeniem została wykorzystana także w tym nowoczesnym okręcie i chroni go zarówno przed atakami z lądu, jak i wody. Dodatkowo jednostka została wyposażona w systemy przeciwlotnicze i przeciwokrętowe.
Pływająca „maszynka do niszczenia”
Największym atutem USS Zumwalt jest jednak siła ognia. Wyposażony w 20 wyrzutni pionowego startu (VLS) w 4 oddzielnych modułach, może prowadzić potężny ostrzał rakietowy, wystrzeliwując 80 pocisków jednocześnie. Co ciekawe, wyrzutnie są uniwersalne i mogą razić wroga zarówno „zwykłymi” pociskami balistycznymi typu Tomahawk, jak i potężnymi torpedami ASROC przeznaczonymi do niszczenia wrogich okrętów podwodnych. Okręt może prowadzić również ostrzał dalekiego zasięgu (do 120 km), co czyni go doskonałą jednostką wsparcia operacji dystansowych. Konstrukcja systemów pozwala na wypuszczanie pocisków nawet w przypadku uszkodzenia wyrzutni. Dodatkowo na stanie okrętu są dwa wielozadaniowe helikoptery Sikorsky SH-60 Seahawk przeznaczone do zwalczania okrętów podwodnych oraz 3 bezzałogowe śmigłowce MQ-8 Fire Scout.
To nie koniec złych wiadomości dla wrogów USA. Okręt może zachować pełną autonomiczność średnio nawet przez 10 tys. mil morskich (18 tys. kilometrów). W przypadku płynięcia z pełną prędkością zmniejsza się ona do ok. 8 tys. mil (prawie 15 tys. km), ale ograniczając prędkość do ok. 30 km/h, statek może przepłynąć bez konieczności zawijania do portu nawet 13,5 tys. mil morskich (25 tys. km), czyli mniej więcej połowę długości równika. Okręt z powodzeniem może operować zarówno na pełnym oceanie, jak i wodach przybrzeżnych. Pierwszy z nich niedawno wszedł do służby amerykańskiej marynarki wojennej, a w stoczniach Portland powstają dwa kolejne.