CiekawostkiUznany neurochirurg ogłosił, że Niebo istnieje

Uznany neurochirurg ogłosił, że Niebo istnieje

Kwestia życia po śmierci to jedno z tych zagadnień, które bardzo poróżniło ludzkość. Dla wielu wierzących jasne jest, że życie ziemskie stanowi zaledwie początek. Zupełnie inaczej sprawa wygląda dla sceptyków, którzy uważają, że życie ogranicza się do tego, co jest tu i teraz. Taki pogląd dominuje też w środowiskach naukowych. Dla większości przedstawicieli tych kręgów wszystko kończy się wraz ze śmiercią mózgu. W taki sposób do sprawy podchodził także Eben Alexander, uznany neurochirurg, absolwent kilku prestiżowych uczelni, stypendysta Harvardu, który miał podobny światopogląd do wielu swoich kolegów po fachu. Ale potem nagle wszystko się zmieniło.

Uznany neurochirurg ogłosił, że Niebo istnieje
Źródło zdjęć: © 123RF.COM

22.10.2014 | aktual.: 04.06.2018 14:51

Historia doktora Ebena Alexandra już kilka lat temu zatrzęsła środowiskami akademickimi w Stanach Zjednoczonych. Oto szanowany naukowiec, który nie wierzy w życie po śmierci, przyznał nagle, że świadomość może funkcjonować niezależnie od mózgu. Dla większości naukowców brzmi to absurdalnie - za niedorzeczną uznawał ją sam Alexander. Jego osobiste doświadczenia kazały mu jednak zmienić punkt widzenia o 180 stopni.

Jako neurochirurg dr Alexander przez wiele lat spotykał się z pacjentami, którzy opowiadali o przeżyciach, jakie stać się miały ich udziałem, gdy stwierdzono u nich zatrzymanie krążenia. Większość takich relacji brzmiała podobnie - opowiadali o intensywnym świetle, przechodzeniu przez tunel czy spotkaniach ze zmarłymi członkami swoich rodzin. Naukowiec nie miał wtedy wątpliwości, że były to tylko halucynacje, rodzaj reakcji mózgu na przeżywany stres. Był sceptykiem przekonanym, że tzw. doświadczenia poza ciałem (OBE) to tylko wytwór ludzkiej wyobraźni.

Jego podejście do zagadnień związanych ze świadomością, OBE czy życiem po śmierci zmieniło się w 2008 r. Pewnego dnia obudził się z ciężkim bólem głowy, a kilka godzin później zapadł w śpiączkę. Naukowiec zachorował na zapalenie opon mózgowych. Jak tłumaczy, wyłączeniu uległa u niego tzw. kora nowa. Oznacza to, że przestała funkcjonować ta strefa jego mózgu, która odpowiedzialna jest za wyrażanie emocji oraz procesy myślowe. Rokowania dotyczące jego dalszych losów były złe. Szanse na to, że uda mu się wyjść z tego cało były bliskie zeru. Lekarze, którzy zajmowali się nim, wyjaśnili, że ich kolega znajdował się w stanie wegetatywnym, a wyższe funkcje nerwowe po prostu przestały działać. Aparatura medyczna pokazywała brak aktywności w obszarach związanych ze świadomością. - Mój mózg nie był uszkodzony, on był kompletnie wyłączony - wyjaśnił naukowiec.

Taki stan utrzymywał się przez siedem dni. Zgodnie z wiedzą neurochirurga oraz jego kolegów po fachu, w tym czasie nie powinien odczuwać żadnych emocji ani doznań zmysłowych. Stało się jednak zupełnie inaczej.

- Moja świadomość udała się w podróż przez szereg światów, spośród których każda była bardziej niesamowita od poprzedniej - wyjaśnił amerykański neurochirurg. - To była podróż poza świat fizyczny, taka, którą do tamtego momentu sam bym z pewnością odrzucił, uznając za niemożliwą.

W czasie, kiedy dr Alexander wyruszył w tę irracjonalną podróż, rejestratory jego funkcji życiowych przez cały czas pokazywały brak aktywności mózgu. Przynajmniej w teorii nie miał on zatem prawa śnić czy wspominać. Mówiąc wprost - opisywana przez niego "podróż" po prostu nie miała prawa się odbyć.

Relacja z podróży do innego świata

Naukowiec, który na temat swoich doświadczeń napisał książkę, uważa, że balansując na granicy życia i śmierci, otrzymał dowody naukowe na to, że człowiek wcale nie traci swojej świadomości wraz z nadejściem momentu śmierci fizycznej. Co zatem wydarzyło się "po tamtej stronie"? Opowiadając o swoich doświadczeniach, ekspert za każdym razem podkreśla, że ma świadomość, iż ludzie, szczególnie inni naukowcy, mogą mieć problem ze zrozumieniem jego przekazu albo uznać go za szaleńca i dodaje, że wcale się im nie dziwi. Zaznaczył jednocześnie, że on sam wszystko odbierał jako coś realnego.

Amerykanin twierdzi, że na granicy życia i śmierci ujrzał piękną, błękitnooką kobietę, a miejscu, w którym się znalazł, było pełno wielkich, puszystych obłoków. Widział też tajemnicze istoty, które określił mianem "migoczących".

- Ptaki? Anioły? Te słowa zarejestrowałem na później. Na czas spisywania moich rekolekcji. Ale użycie któregokolwiek z tych słów nie byłoby sprawiedliwe dla tych bytów, które były po prostu całkowicie inne od tego, co wcześniej widziałem na tej planecie. To były dalece bardziej zaawansowane, wyższe formy - tłumaczył dr Eben Alexander w swoim artykule, który kilka lat temu pojawił się na łamach amerykańskiego "Newsweeka".

Naukowiec przyznał, że kiedy "tam" był, widział chorał zstępujący z wysokości i słyszał cudowne dźwięki. Widział też tajemniczy deszcz, który spadał na niego, nie czyniąc go jednak mokrym. To wszystko, co widział, nie miało nic wspólnego z mętnymi marzeniami sennymi. Twierdzi, że był to żywy świat, w którym występowały też drzewa, ludzie, zwierzęta i pola. Wszystko było niezwykłe, a zarazem jeszcze bardziej intensywne niż świat, który znał, zanim popadł w ten dziwny stan.

Naukowiec przez tydzień był sztucznie przytrzymywany przy życiu. Wielu lekarzy nie wierzyło, że kiedykolwiek odzyska on przytomność. Tak się jednak stało, a specjaliści wciąż nie potrafią racjonalnie wytłumaczyć okoliczności jego powrotu do zdrowia.

Mając świadomość, że może zostać uznany za szaleńca, zwłaszcza w swoim środowisku, dr Alexander postanowił opowiadać o swoich doświadczeniach w sposób bezkompromisowy. Mało tego, świat, w którym się znalazł, na potrzeby kolejnych swoich artykułów oraz publikacji, zaczął określać mianem Nieba. Dziś przyznaje, że jedynym miejscem, w którym jego historia spotkała się z pełną akceptacją jest Kościół, jako że jego opowieść koresponduje z wierzeniami oraz oczekiwaniami ludzi, którzy przynależą do rozmaitych wspólnot. Zupełnie inaczej jest z naukowcami. Wielu z nich ma problem z jego świadectwem, a Alexander wcale się im nie dziwi.

Amerykański neurochirurg przyznał, że w czasie swojej kariery naukowej wielokrotnie spotykał się z pacjentami, którzy opowiadali o podobnych doświadczeniach. Zawsze traktował je jednak w kategoriach pobożnego życzenia ludzi, którzy rozpoczęli schyłkowy okres swojej ziemskiej egzystencji. Ale potem, gdy sam otarł się o śmierć, cały jego wcześniejszy światopogląd legł w gruzach. Wie, że także jego przekaz brzmi dziś dla wielu mało wiarygodnie. Sam dodał, że gdyby w przeszłości jakiś lekarz, nawet najwybitniejszy specjalista, powiedział mu to, co teraz opowiada on, uznałby, że postradał on zmysły.

- To, co mnie spotkało, było jednak odległe od urojenia. To było tak realne albo nawet bardziej realne od czegokolwiek, co spotkało mnie w normalnym życiu, włączając nawet dzień mojego ślubu czy narodziny moich dwóch synów - zaznacza jednak naukowiec.

Dr Alexander był wcześniej przekonany, że mózg oraz kora mózgowa odpowiadają za ludzką świadomość. Jego doświadczenia kazały mu zweryfikować ten pogląd. Do tej pory na rynku wydawniczym pojawiły się dwie książki poświęcone doświadczeniom popularnego neurochirurga: "Proof of Heaven" (wydana w Polsce pod tytułem: "Dowód. Prawdziwa historia neurochirurga, który przekroczył granicę śmierci i odkrył niebo") oraz "The Map of Heaven" ("Mapa Nieba"), która na amerykańskim rynku wydawniczym ukazała się w tym miesiącu.

RC/PFi, facet.wp.pl

Źródło artykułu:WP Facet
śmierćświadomośćniebo
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (961)