]( http://www.przystan-psychologiczna.pl/index.php )
Pojedynczy epizod zaburzenia erekcji może przynieść katastrofalne skutki. Zwłaszcza u mężczyzny, który nie zna swojej seksualności. Wszystko dlatego, że większość facetów wyznaje zasadę: "jestem dobrym kochankiem, jeśli mam 100 proc. erekcję, niezależnie od pory dnia i nocy".
Idąc tym tropem, jeśli mężczyzna doświadcza epizodycznych zaburzeń erekcji, niejako automatycznie zaczyna popadać w coraz większy stres. Ma wrażenie, że czasy jego świetności minęły bezpowrotnie i czeka go tylko wstyd wobec partnerki oraz lęk przed próbą zbliżenia z jej strony. Zaczyna wycofywać się z seksu. Unika wszelkich aktywności seksualnych, ponieważ ma wrażenie, że każda z nich doprowadzi do stosunku i obnaży jego impotencję. Staje się zimny wobec partnerki, małomówny, zaczyna spędzać więcej czasu w pracy. Psują się jego relacje z partnerką - ona oschłość męża i późne powroty do domu kojarzy z jednym: pojawiła się inna kobieta. Sama zaczyna robić się podejrzliwa, wzmaga się w niej nieufność, impulsywność, rozczarowanie partnerem. By ukoić stres i poczucie wstydu zaczyna stosować używki albo próbuje uciec w relacje z innym mężczyzną.
Czy nadmierna adoracja zawsze oznacza najgorsze?
Są faceci, którzy radzą sobie w sposób, który w ich opinii jest pozytywny, mający zrekompensować jej braki doznań erotycznych. Co prawda unikają stosunków, ale za to stają się czuli, ich komplementy stają się wyszukane i kwieciste, adorują partnerkę oraz spontanicznie robią jej różne miłe niespodzianki - zaaranżowana romantyczna kolacja, niespodziewany wypad za miasto, drogie prezenty. Jednakże partnerka czuje pismo nosem. Coś jej zaczyna nie grać. Owszem, cała otoczka bardzo się jej podoba, ale nie ma finału. Wpada w popłoch i zaczyna się pewien cykl myślowy: "Skoro mnie adoruje, zaskakuje wciąż nowymi rzeczami to jestem dla niego inspiracją i pociągam go osobowościowo, intelektualnie. Całe podchody nie kończą się w łóżku, w objęciach, gdy jesteśmy nadzy, więc musi go zrażać moje ciało. Co robić? Trzeba zmienić moje ciało." Wtedy rozpoczyna się batalia o lifting ciała. Kobieta rozgląda się za znanymi klinikami medycyny estetycznej; pieniądze, które ma przeznaczone na codzienne przyjemności, zaczyna odkładać
na operacje plastyczne, zaczyna stosować drakońskie diety. Dla męża, taka aktywność żony to duże zaskoczenie. Ma on wrażenie, że partnerka przez jego adorowania popadła w narcyzm i teraz się skupia na sobie i dążeniu do perfekcyjnego wyglądu. Finał jest następujący, zjawiają się w gabinecie seksuologa z dużymi pokładami negatywnych emocji. On twierdzi, że robił wszystko, by uratować pożycie seksualne, ale jego starania sprowadziły związek na manowce. Ona jest zbulwersowana, że tyle wkłada wysiłku, by zaczął pożądać jej ciało, a efekt jest odwrotny.
Najczęstsza przyczyna kłopotów z erekcją
U podłoża tych dwóch sposobów radzenia sobie z zaburzeniami seksualnymi leży silny lęk. To on motywuje do działania. Niestety żadna z "metod" nie likwiduje przyczyny. Głównie służą zaciemnieniu efektów. Lęk znacznie obniża świadomość faktów, dotyczących męskiej seksualności. Szczyt jej przypada na 16-25 rok życia mężczyzny. W tym czasie nasza seksualność jest w dużej mierze automatyczna. W tym wieku matka natura wspiera mężczyzn. Mogą nie dosypiać, pracować po 12 godzin, być poddawani silnemu stresowi, a jednak erekcja u większości z nas będzie stalowa. Po 25 roku życia obniża się jednak poziom testosteronu, a wraz z nim odpowiedzialność za seksualność przechodzi w ręce mężczyzny. Jeśli wybierze on styl życia pt. "kapcie, piwo i telewizor" to te stalowe erekcje skończą się jeszcze przed czterdziestką. Dla odmiany, jeśli mężczyzna zaprzyjaźni się ze swoim ciałem, zacznie uprawiać regularnie sport, dobrze się będzie odżywiał, spał optymalnie, to solidnymi erekcjami będzie się cieszył jeszcze na emeryturze. To
po pierwsze. Po drugie, po 25 roku życia kończy się automatyzm seksualny i zaburzenia wzwodu może wywołać tak prozaiczna sprawa jak przedłużający się remont, niedospanie czy stołowanie się w fast foodach. Dlatego też seksuolodzy zapewniają, że zupełnie naturalna jest sytuacja, iż przy co piątym stosunku mogą się pojawić zaburzenia erekcji. Tak faktycznie działa męska seksualność - gdy kończy się automatyzm, wiele zwyczajnych czynników może ją zakłócić. Nie oznacza to, że w łóżku jesteś i będziesz coraz gorszy. Po prostu, jeśli organizm nie będzie miał optymalnych warunków, to impotencja ma prawo się pojawić.
Spora jest również grupa mężczyzn, którzy uważają, że zaburzenia erekcji wywołane są długim czasem trwania związku. Zaczynają oni szukać na potęgę sposobów sprawdzenia się w nowej roli seksualnej. Dla przykładu, jeśli w pracy jakaś koleżanka darzy mężczyznę koleżeńską sympatią, to on postara się, by każda rozmowa na przerwie zahaczała o seks lub miała ten temat w podtekście. Tak zrobi sobie grunt pod opowiedzenie "bajki o współczesnym mężu", o tym, że on jest samcem alfa w łóżku, ale niestety jego żona nie została obdarzona tak wybujałym temperamentem przez co zmuszony jest nosić swoje duże libido niczym ogromny ciężar. Niektóre kobiety się na to łapią. Inni mężczyźni od razu idą do agencji i sprawdzają się z coraz to nowymi kobietami, często odnotowując porażkę. Zazwyczaj tłumaczą sobie: "Ona nie była atrakcyjna; nie widziałem w niej naturalności, robiła to tylko dla pieniędzy".
Gdzie szukać pomocy?
Warto dodać, iż mężczyźni w Polsce czekają średnio 16 miesięcy od pojawienia się zaburzeń seksualnych, zanim sami zdecydują się na wizytę albo przyprowadzi ich sfrustrowana partnerka. Liczą na to, że zaburzenia same się wyleczą, albo ich towarzyszka nie będzie domagała się seksu. Prędzej czy później kobieta jednak pragnie zbliżenia, a do tego czasu nagromadzone urazy, frustracje, niepokoje potrafią skutecznie obniżyć jakość więzi partnerskiej, emocjonalnej i seksualnej. Zamiast zastępczych sposobów, warto udać się do specjalisty, by znaleźć tam pomoc, zrozumienie, a w efekcie spokój ducha i zadowolenie z seksu.
autor: mgr Andrzej Gryżewski - psycholog-seksuolog/ PFi