Walczą o prawo do topless

Męskim okiem

Ponad dwadzieścia kobiet wzięło udział w pochodzie, którzy przedefilował ostatnio przez główne ulice amerykańskiego miasteczka Farmington w stanie Maine. Panie w walce o równouprawnienie zdjęły koszulki i staniki – można więc śmiało powiedzieć, że swój protest wykrzyczały pełną piersią.

O co chodziło protestującym? A no o to, że mężczyznom wolno w upalne dni zdjąć koszulkę i paradować z gołą „klatą”, a kobietom analogiczne zachowanie nie przystoi. Zdaniem demonstrantek świadczy to o podwójnych standardach współczesnego społeczeństwa. I jest dowodem dyskryminacji.

Żeby wszystko było jasne - zgodnie z prawem obowiązującym w stanie Maine, kobiety mają prawo publicznie pokazywać się topless. Tyle że, jak dotąd, nie jest to zachowanie akceptowane społecznie. Protest rozebranych pań miał to zmienić.

Inicjatorką marszu w obronie prawa do topless była 22-letnia Andrea Simoneau, studentka Uniwersytetu Maine w Farmington. Trzeba przyznać, że dziewczyna jest zdeterminowana: zanim zorganizowała protest, najpierw przez kilka tygodni chodziła z nagim biustem po centrum miasta i w okolicach kampusu.

Męskim okiem

Jak na nagi marsz przeciw dyskryminacji zareagowali mieszkańcy Farmington? Trzeba przyznać, że większość – zwłaszcza mężczyźni – gorąco poparła demonstrantki. Panowie ochoczo zdejmowali swoje koszulki i przyłączali się do pochodu. Wielu robiło zdjęcia. Kierowcy samochodów zatrzymywali się, by przepuścić maszerujących, przez co w niektórych miejscach powstały korki.

I chyba nic dziwnego w takiej właśnie reakcji. My również uważamy, że panie – zwłaszcza studentki – mają pełne prawo do paradowania bez koszulek i biustonoszy w skwarne, letnie dni. Więcej – uważamy, że nie powinno to być prawo, a wręcz obowiązek. I już teraz deklarujemy, że jeśli tylko podobny marsz zostanie zorganizowany w Polsce – będziemy go wspierać tak czynnie, jak to tylko możliwe.

(menonwaves)