CiekawostkiWardęga kontra policja. Co się wydarzyło na krakowskim dworcu?

Wardęga kontra policja. Co się wydarzyło na krakowskim dworcu?

Sylwester Wardęga powalony na chodnik przez dwóch policjantów. Kajdanki na rękach, na szyję założony chwyt duszący. Tak dramatyczne sceny rozegrały się na Dworcu Autobusowym w Krakowie, a całą sytuację na amatorskim filmie uwiecznił towarzysz kontrowersyjnego youtubera. A raczej niemal całą sytuację. Jak naprawdę wyglądała? Co dokładnie wydarzyło się na krakowskim dworcu? Postanowiliśmy sprawdzić.

Wardęga kontra policja. Co się wydarzyło na krakowskim dworcu?
Źródło zdjęć: © Youtube.com
Alicja Lipińska

19.01.2017 | aktual.: 19.01.2017 13:39

„Policjant chciał mnie udusić” – tak swój najnowszy filmik zatytułował Sylwester Wardęga, najbardziej znany polski youtuber i performer. Jego wideo jest obecnie najpopularniejszym na polskim YouTube: od wtorku 17 stycznia zostało wyświetlone już 1,5 miliona razy. Skąd ten tytuł i całe zamieszanie?

Kamera w aucie Wardęgi włącza się w momencie, kiedy zostaje on poinformowany przez ochroniarza Małopolskiego Dworca Autobusowego w Krakowie, że za wjazd na teren prywatny będzie musiał uiścić wysoką opłatę.

Tego dnia mieliśmy nagrania w Krakowie i pojechaliśmy odebrać koleżankę spod Galerii Krakowskiej. Jest tam straszny labirynt dróg i ja, zamiast wjechać na parking dla samochodów osobowych, wjechałem na parking dla autobusów – opowiada na filmie Wardęga. – Nagle przed maskę wpada mi ochroniarz. Myślałem, że pomoże mi trafić tam, gdzie chciałem pojechać, a on do mnie: „Proszę pana, 80 zł się należy”.

Nabity w butelkę?

Wardęga uznał, że ochroniarz chce wykorzystać jego pomyłkę i odmówił zapłacenia kary, w związku z czym na miejsce wezwana została policja. Funkcjonariusz pouczył go, że obiekt prywatny, taki jak dworzec, ma swój własny regulamin wewnętrzny i może ustalać wysokość kar. Oni jednak nie będą jej egzekwować – przyjechali, by ukarać go mandatem za niezastosowanie się do znaków drogowych. Wysokość kary: 100 zł i 5 punktów karnych. Wardęga odmówił przyjęcia. – Dobrze, w takim razie proszę poczekać, wręczę panu wezwanie do sądu – powiedział policjant i udał się do radiowozu.

W tym czasie do auta Sylwestra Wardęgi podszedł jeden z fanów, prosząc o wspólne zdjęcie. Youtuber zgodził się i wyszedł z samochodu. W tym momencie filmik się urywa. Następne, co widzimy, to zirytowanych policjantów próbujących doprowadzić rozbawionego performera do radiowozu. Kiedy ten stawia opór, jeden z funkcjonariuszy zakłada mu chwyt transportowy, Wardęga zostaje przewrócony na ziemię, zakuty w kajdanki i już nie „po dobroci” wpakowany do radiowozu. Co zatem wydarzyło się w czasie pomiędzy jego pozowaniem do zdjęcia a „krwawą jatką” z udziałem mundurowych?

Obraz
© Youtube.com

Kilka kluczowych minut

– Może zacznijmy od tego, że cała sytuacja miała miejsce 26 listopada 2016 roku – tłumaczy w rozmowie z nami młodszy inspektor Sebastian Gleń, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. – Dlaczego Sylwester Wardęga publikuje więc to wideo tak późno? Ano dlatego, że najwyraźniej chciał odczekać, aż skasuje się monitoring z dworca, więc nie mamy już możliwości przedstawienia materiałów pokazujących, jak było naprawdę. A było tak: w trakcie spisywania danych funkcjonariusze zorientowali się, z kim mają do czynienia. Wiedzieli, że youtuber znany jest z tego, że niejednokrotnie uciekał mundurowym w trakcie interwencji, a ci zmuszeni byli go gonić. Tymczasem kierowca i pasażer wysiedli z kontrolowanego pojazdu, choć wcześniej zostali poproszeni, by tego nie robili. Jeden z policjantów wyszedł więc do nich i ponowił prośbę. Nic to nie dało. Ostrzegł więc, że zmuszony będzie użyć środka przymusu. Usłyszał: „A to proszę użyć”. No ale tego już na filmie nie zobaczyliśmy. Funkcjonariusze postanowili wsadzić mężczyznę do radiowozu, aby był pod ich nadzorem do momentu, kiedy kontrola nie dobiegnie końca. Nie chciał jednak wsiąść, usztywnił się, więc aby go pochylić, policjanci założyli mu chwyt transportowy, który najłatwiej wykonuje się na ziemi. Niestety, kto stawia opór, musi się liczyć z konsekwencjami – tłumaczy rzecznik. Dodaje przy okazji, że od momentu zdarzenia sam zainteresowany nie wnosił zażalenia, skargi czy jakichkolwiek uwag pod adresem policjantów. Wardęga nie odniósł także obrażeń i nie potrzebował pomocy lekarskiej po przeprowadzonej interwencji.

Próbowaliśmy skontaktować się z Sylwestrem Wardęgą, aby i on mógł opowiedzieć, co działo się w trakcie tych kilku minut, które nie zostały zarejestrowane na kamerze, jednak wciąż nie dostaliśmy odpowiedzi.

Jest problem czy go nie ma?

Postanowiliśmy za to sprawdzić, czy opisywany przez youtubera jako „miejsce-pułapka” krakowski dworzec rzeczywiście jest miejscem, w którym specjalnie nabija się ludzi w butelkę. Wardęga bowiem powołuje się na artykuł z „Dziennika Polskiego”, z którego wynika, że dziennie nawet stu kierowców popełnia ten sam błąd i przypadkowo wjeżdża na płytę dworcowego terminalu, szukając miejsca parkingowego dla aut osobowych. Rzecz w tym, że artykuł ten pochodzi z sierpnia 2013 roku…

- Mieszkam w Krakowie od 10 lat i nigdy nie spotkałam się z podobnym problemem – mówi w rozmowie z nami pani Anna. – Głośno narzeka się w mieście np. na to, że taksówkarze naciągają obcokrajowców na przejazdy. Albo że kursy z dworca są o wiele droższe, bo taksówkarze zakładają, że wiozą turystów i ci się nie zorientują. O tym rzeczywiście się mówi. Ale sprawa wjazdu na dworzec nie jest problemem, o którym powszechnie się dyskutuje – zauważa. – Pod estakadą jest nowy parking, ludzie parkują też „na dachu” Galerii Krakowskiej. Czy można tego nie wiedzieć, będąc spoza miasta? Może i tak, ale oznaczenia są.
Jej słowa potwierdza pan Piotr, rodowity krakowianin. - Wydaje mi się mało prawdopodobne, żeby się tam pomylić i wjechać przez przypadek. Ani ja, ani nikt z moich znajomych nigdy nie spotkał się z taką sytuacją.

A może oznakowanie było nieczytelne?

Rozgoryczony Wardęga twierdzi, że teren dworca jest fatalnie oznakowany i nikt, kto nie bywa na nim regularnie, nie ma prawa wiedzieć, że popełnia jakiekolwiek wykroczenie.

– Aby wjechać na dolną płytę dworca, po drodze trzeba złamać co najmniej dwa razy przepisy ruchu drogowego – tłumaczy w rozmowie z nami Marcin Fall, prezes zarządu Małopolskich Dworców Autobusowych S.A. – Po zjeździe z ul. Lubomirskiego wjeżdża się na początku na teren przystanku wielostanowiskowego MPK, wtedy też od razu przy drodze znajduje się znak "nakaz skrętu w prawo" (na zatoczkę Kiss And Ride), gdzie ukarany kierowca mógł się zatrzymać, aby odebrać osobę, o której wspomina. Jazda na wprost jest dozwolona tylko dla komunikacji miejskiej, służb miejskich posiadających zgodę zarządcy terenu oraz pojazdów posiadających umowę z MDA. Jeżeli kierowca nie zastosował się do tego znaku i wjechał na teren zajezdni MPK, to na wjeździe już na teren MDA ma kolejną informację o zakazie ruchu, która nie dotyczy posiadających umowę z MDA, oraz o opłacie za nieuprawniony wjazd wg taryfikatora – dodaje.

Obraz
© MDA

Wardęga jednak powołuje się na dane zamieszczone w artykule „Dziennika Polskiego” sprzed 3,5 roku, gdzie mowa jest o 100 kierowcach dziennie, którym zdarza się podobna "pomyłka " w tym miejscu. Z kolei w rozmowie z nami Marcin Fall zauważa, że jest ich ok. 6-7 dziennie. – Takie wjazdy utrudniają działalność operacyjną dworca, a mamy średnio 1250 odjazdów autobusów dziennie, oraz powodują zagrożenie bezpieczeństwa podróżnych – dodaje. Z kolei jak sprawdził młodszy inspektor Sebastian Gleń, w trakcie ostatnich dwóch miesięcy policja miała w tym miejscu 4 interwencje związane z niezastosowaniem się do znaku B1, czyli o zakazie ruchu w obu kierunkach.

Tak się kozakom zdarza

Dość sceptycznie do opowieści Sylwestra Wardęgi podchodzą także sami internauci, którzy pod zamieszczonym przez niego filmem na YouTube komentują:

„Nikt, poza panem Wardęgą, nie złamał prawa. Ochroniarz mógł żądać opłaty za wjazd na teren prywatny, mógł też zawiadomić o tym policję (art. 193 KK). Zatrzymany musi pozostać w pojeździe i trzymać ręce na kierownicy, tak samo pasażer. Opuszczenie pojazdu bez zezwolenia funkcjonariusza jest niezgodne z prawem. W przypadku niezastosowania się do poleceń policjant ma prawo użyć środków przymusu. Wystarczyło dziesięć minut z wujkiem Google. Nie dajmy z siebie zrobić idiotów, ślepo podążającymi za tym, co ktoś powie. Ale swoją drogą film jest bardzo dobrze zmontowany i osobie, która nie chcę choć krzty swojego mózgu wysilić, łyknie wszystko jak jej się to przedstawia :)” – pisze GentlemenSword.

„Wcale nie stawiałeś oporu przy wsiadaniu do radiowozu wcale...” – dodaje z ironią HusarZ.

"Jeśli policjant mówi do ciebie, że masz się położyć, to masz to zrobić, a nie udawać kozaka, a potem płakać na youtube. Dobrze zrobili" – bez ogródek podsumowuje całą akcję Wojowniczy Wiesław.

ZOBACZ TEŻ:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (483)