Więcej seksu to grubszy portfel
Czy istnieje zależność między częstotliwością erotycznych igraszek, a grubością portfela? Okazuje się że tak. I wcale nie chodzi o prostytucję.
Zależność pomiędzy częstotliwością zbliżeń, a wysokością zarobków postanowili sprawdzić badacze z uniwersytetu Anglia Ruskin w Cambridge. Okazało się, że osoby uprawiające seks minimum cztery razy w tygodniu mają wyższe dochody niż ci, którzy figlują z mniejszą częstotliwością.
Dlaczego tak się dzieje? Nick Drydakis - szef zespołu brytyjskich naukowców uważa, że po pierwsze seks doskonale wpływa na zdrowie i samopoczucie, po drugie zaś często baraszkując stajemy się bardziej pewni siebie, otwarci, przebojowi i atrakcyjni. Czyli również bardziej produktywni. A takie właśnie osoby są dostrzegane i premiowane przez pracodawców.
Zdaniem Dyrdakisa poziom aktywności seksualnej jest na tyle wiarygodnym wskaźnikiem obrazującym kondycję fizyczną i psychiczną człowieka, że w zasadzie powinno się go umieszczać w CV. Tuż obok znanych języków i zaliczonych szkoleń.
A co z erotycznymi abstynentami? Choć pozornie mogą się w pełni skupić na pracy, to okazuje się, że to właśnie ich pensje są najniższe. Wstrzemięźliwcy średnio zarabiają o 3 procent mniej, niż osoby aktywne seksualnie. To z kolei ustalili niemieccy badacze z Instytut Studiów nad Pracą w Bonn.
Wygląda więc na to, że nie wystarczy aktywnie wyrabiać dniówki - by zwiększyć dochody, trzeba również postarać się o regularne nocne dyżury. I taka powinna być wasza argumentacja, kiedy wyniki badań będziecie referować partnerce: kochanie robię to dla nas, dla ciebie, żebyś miała wreszcie na waciki.
A jeśli odmówi? No cóż - wówczas pozostaje jeszcze alternatywne rozwiązanie, czyli seks w pracy. A dodatkowe pieniądze zawsze można odłożyć na lokatę - 5 procent plus 5 procent to już jest 10 procent, czyli całkiem sporo.
(menonwaves)/PFi,facet.wp.pl