Wirtuoz, amator i gangster, czyli cała prawda o złodziejach dzieł sztuki
27.04.2009 11:12, aktual.: 27.04.2009 12:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Należą do złodziejskiej elity. Ich wyczyny zostały rozsławiane przez wielkie produkcje filmowe oraz gry komputerowe. Niekiedy, aby osiągnąć swój cel, muszą przełamać szereg najnowocześniejszych zabezpieczeń, jednak znacznie częściej zwyczajnie wykorzystują ludzką głupotę. Złodzieje dzieł sztuki. Poznaj ich prawdziwe oblicze.
Czarny rynek dzieł sztuki generuje co roku obroty rzędu 6 miliardów dolarów. Nikogo nie powinien więc dziwić fakt, iż w świecie przestępczym zainteresowanie tą branżą nieustannie rośnie. Co ciekawe chęć zysku nie jest jedynym motywem, który skłania ludzi do zawłaszczania cennych arcydzieł. Jak dowodzi najnowsza historia, niektóre osoby są skłonne ryzykować swą wolność, kradnąc dzieła sztuki z powodów takich jak: chęć obcowania z najwyższą kulturą, pragnienie przeżycia niezapomnianej przygody, a nawet... w proteście przeciwko abonamentowi telewizyjnemu!
Ukraść każdy może
W przypadku kradzieży dzieł sztuki, podstawowy problem nie tkwi w tym, w jaki sposób ukraść dane dzieło, lecz w tym, komu je sprzedać. Wbrew powszechnym przekonaniom, poziom zabezpieczeń stosowanych przez większość muzeów oraz galerii, pozostawia wiele do życzenia. Wyrafinowane zabezpieczenia są bardzo kosztowne, w związku z czym mogą sobie na nie pozwolić tylko nieliczne placówki. Sytuacja ta powoduje, iż dokonanie kradzieży, staje się dla złodzieja dziecinnie prostym zadaniem. Prawdziwe „schody” zaczynają się dopiero w momencie, w którym złodziej próbuje sprzedać zrabowane łupy. Dlatego, dokonujący kradzieży, kierują się często zasadą „mniej oznacza więcej”, w myśl której, bardziej opłaca się ukraść dzieło mniej znane, niż dzieło z „najwyższej półki”, którego późniejsza sprzedaż będzie niezwykle trudna.
Mężczyzna, który włamał się do pracowni Raphaela Soyera w Nowym Yorku, zamiast malowideł wartych kilka milionów dolarów, zrabował około 400 plakatów, których cena wahała się od 300 do 1500 dolarów za sztukę. Wbrew pozorom działanie złodzieja było dokładnie przemyślane. Cenne malowidła były unikalne – przez co łatwiejsze do zidentyfikowania w trakcie próby ich sprzedaży, natomiast plakaty stanowiły egzemplarze całej serii, więc z ich sprzedażą nie było większych problemów.
ZOBACZ TAKŻE OBRAZY WARTE MILIONY >>
Pranie „brudnej sztuki”.
Konwersja skradzionych dzieł sztuki na pieniądze, wymaga „wyprania” trefnego towaru. Jednym z popularniejszych sposobów legalizacji, jest fałszowanie certyfikatów autentyczności, aktów własności oraz innych dokumentów potwierdzających legalność pochodzenia dzieła.
Skuteczną metodą „prania” skradzionych dzieł, jest również sprzedawanie ich w krajach takich jak Włochy, w których nabywca pozostający w dobrej wierze, może skutecznie uzyskać prawo własności nabywanego dzieła, nawet gdy jest ono kradzione. Proceder ten wymaga jednak upływu pewnego czasu.
Zanim trefne dzieło zostanie zalegalizowane, często krąży w obrocie nieoficjalnym. Dystrybucją skradzionych dzieł parają się członkowie arystokratycznych rodów, archeologowie, dyrektorzy muzeów oraz właściciele domów aukcyjnych, którzy jako tzw. „bywalcy salonów” mają kontakt z bogatymi kolekcjonerami zainteresowanymi nabyciem kradzionej sztuki.
Swoją rolę w obrocie nielegalną sztuką odgrywają także banki w Szwajcarii, Liechtensteinie oraz na Kajmanach, które często przyjmują dzieła sztuki jako zastaw pod zabezpieczenie kredytów, interesując się przy tym jedynie autentycznością, a nie legalnością zastawianego dzieła.
Wirtuozowie złodziejskiego fachu
Zarówno sami złodzieje, jak i stosowane przez nich metody znacznie różnią się między sobą. Elitarną grupę wśród rabusiów dzieł sztuki stanowią „wolni strzelcy”, którzy kradną konkretne dzieła na zlecenie zainteresowanych kolekcjonerów. Należący do tej grupy złodzieje posługują się najbardziej wyrafinowanymi metodami, a ich łupem padają najcenniejsze dzieła.
Do swych skoków „wolni strzelcy” przygotowują się miesiącami, szukając słabych punktów w systemach zabezpieczeń. Efektem ich działania jest tzw. „cicha kradzież”, która wychodzi na jaw dopiero po pewnym czasie, w momencie, gdy złodziej zdąży się już pozbyć skradzionych przedmiotów.
Skutecznym sposobem opóźnienia chwili, w której przestępstwo wychodzi na jaw, jest zastąpienie skradzionego dzieła falsyfikatem. W latach 1980-1985 obrazy Picassa i Magritte’a należące do jednego z nowojorskich kolekcjonerów zostały potajemnie wymienione na imitacje.
ZOBACZ TAKŻE OBRAZY WARTE MILIONY >>
Fakt ten wyszedł na jaw dopiero w 1993 roku po przeprowadzeniu szczegółowej ekspertyzy. Z kolei złodziejowi, który ukradł z muzeum w Chicago zabytkową wazę wartą 500 tyś. dolarów, udało się opóźnić moment odkrycia kradzieży o 2 dni, poprzez umieszczenie w pustej gablocie kartki z informacją, iż eksponat został oddany na 48 godzin do renowacji.
Mafijny interes
„W ostatnich latach proceder rabowania dzieł sztuki, został zdominowany przez członków zorganizowanych grup przestępczych”– twierdzi Roberta Volpe, oficer specjalnego oddziału nowojorskiej policji, tropiącego gangi trudniące się napadami na amerykańskie galerie i muzea.
„Zainteresowanie mafii dziełami sztuki, wynika z faktu, iż są one świetnym sposobem koncentracji kapitału. Członkowie grup przestępczych, chętnie używają dzieł sztuki jako środków płatniczych przy rozliczaniu transakcji narkotykowych oraz handlu bronią. Jeden mały obraz Picassa jest znacznie poręczniejszy niż 2 miliony dolarów w gotówce.”
Ulubioną metodą działania gangsterów jest zbrojna napaść. Jako modelowy przykład gangsterskiego „modus operandi” może posłużyć napad, do którego doszło w lutym 2008 roku w Zurychu, kiedy to trzej uzbrojeni mężczyźni wdarli się do muzeum, sterroryzowali jego pracowników, poczym zabrali obrazy Cezanne’a, Degasa, Van Gogha i Moneta, o łącznej wartości ponad 160 milionów dolarów.
Innym przykładem działalności zorganizowanych grup przestępczych może być napad, do którego doszło w 1999 roku w Bostonie, kiedy to dwaj uzbrojeni mężczyźni uprowadzili ze stacji metra właściciela galerii, zarzucając na niego koc i zamykając go w bagażniku. Następnie gangsterzy zawieźli uprowadzonego do jego galerii i zmusili do wyłączenia wszystkich alarmów. Sprawcy skradli dwa najcenniejsze obrazy o łącznej wartości ok. 1,5 miliona dolarów.
Członkowie zorganizowanych grup przestępczych specjalizują się również w kradzieżach dla okupu. Taka forma zarabiania na zrabowanych dziełach sztuki jest tym bardziej popularna, że złodzieje mogą się zgłosić po okup nie tylko do właściciela skradzionych kosztowności, ale również do zakładów ubezpieczeń.
De facto od momentu, kiedy ubezpieczenia dzieł sztuki stały się bardziej popularne i ogólno dostępne, ilość kradzieży zdecydowanie wzrosła. Średnia wysokość okupu, którą gangsterzy otrzymują za skradzione dzieło wynosi od 10 do 20 % wartości jaką dzieło osiąga w legalnym obrocie.
ZOBACZ TAKŻE OBRAZY WARTE MILIONY >>
„Amatorzy” sztuki
Osobliwą grupę złodziei dzieł sztuki stanowią tzw. „amatorzy”, czyli osoby, które dokonując swoich przestępstw nie kierują się chęcią osiągnięcia zysku. Doskonałym przykładem tego typu złodziei jest Etoh Mvond, który mając niespełna 20 lat, ukradł obrazy z trzech różnych francuskich muzeów. Gdy krewki paryżanin został w końcu złapany, tłumaczył się, że jego niespokojna dusza, pragnęła przygód, a adrenalina towarzysząca każdej kradzieży działała na niego jak narkotyk.
Bez wątpienia najsłynniejszym kradnącym „amatorem” był Stephane Breitwieser, skazany w 2005 roku na trzy lata pozbawienia wolności, po tym jak przyznał się do kradzież 239 obrazów. W ciągu 7 lat złodziejskiej działalności „lepkie ręce” Breitwiesera wyniosły z europejskich muzeów malowidła o łącznej wartości ok. 1,4 miliarda dolarów!
Motywem działania młodego Francuza było zamiłowanie do sztuki. Skradzionych dzieł nigdy nie sprzedawał, lecz umieszczał je w domu swojej matki. Zadziwiająca jest łatwość, z jaką Breitwieser dokonywał swoich kradzieży. W wielu przypadkach zwyczajnie podchodził do obrazu, który go interesował, wycinał go z ramy przy użyciu brzytwy, poczym chował go pod płaszczem i opuszczał miejsce przestępstwa.
Najdziwniejsza kradzież w historii
Do najdziwniejszej kradzieży dzieła sztuki w historii, doszło w 1961 roku, kiedy to z londyńskiej National Gallery skradziono obraz Francisca Goi. Autorem skoku był 61 letni emeryt, który dokonanie kradzieży poprzedził starannymi, trwającymi ponad dwa miesiące, przygotowaniami.
Podczas codziennych wycieczek do galerii, dobrotliwie wyglądający staruszek, zdołał zaprzyjaźnić się ze strażnikami, od których wydobył potrzebne mu informacje. W trakcie niewinnych pogaduszek, emeryt dowiedział się, że za drzwiami każdej z wystawowych sal znajduje się detektor ruchu, włączający alarm. Strażnicy wygadali się również, że ich nocni zmiennicy robią obchód co 20 minut i używają kluczy na określonych punktach kontrolnych.
Najważniejsza okazała się być informacja, że każdego dnia o 6 rano do galerii przychodzą sprzątaczki, a na czas ich pracy wszystkie (warte kilkaset tysięcy funtów alarmy) są wyłączane!
Na dzień przed dokonaniem kradzieży staruszek uchylił jedno z wąskich okienek na półpiętrze galerii, przez które później dostał się do wnętrza budynku. W trakcie skoku mężczyzna miał na sobie ubranie imitujące mundur strażnika, przez co jego obecność nie wzbudziła żadnych podejrzeń sprzątaczek.
Najdziwniejszy w tej doskonale zaplanowanej kradzieży, był jednak motyw, który kierował poczynaniami emeryta. Otóż staruszek był zagorzałym przeciwnikiem abonamentu telewizyjnego. Po dokonaniu skoku, mężczyzna wysłał do jednej z londyńskich gazet list, w którym oświadczył, iż odda skradziony obraz, jeśli rząd zwolni emerytów i bezrobotnych z obowiązku płacenia „telewizyjnego haraczu”.
Na spełnienie swoich żądań emeryt czekał bezskutecznie niespełna dwa lata, wysyłając co jakiś czas kolejne listy do gazet. Przez cały ten okres specjaliści ze Scotland Yardu, nawet na krok nie zbliżyli się do rozwikłania tej tajemniczej sprawy. W końcu zniechęcony mężczyzna sam zgłosił się na policję ze skradzionym obrazem. Co ciekawe, angielski sąd uniewinnił go od zarzutu kradzieży obrazu, ale skazał go na trzy miesiące więzienia za... kradzież ramy.
ley
ZOBACZ TAKŻE OBRAZY WARTE MILIONY >>