Władza uzależnia, jak kokaina!
Masz zaborczego szefa albo dominującą żonę? Naukowcy twierdzą, że ludzie nie bez powodu tacy są - władza daje podobnego kopa, co narkotyki!
Ile razy zdarzyło wam się złorzeczyć na polityków, zarzucając im, że nie wiedzą, kiedy odejść, po czym w mediach, jak na złość, pisano o kolejnym sejmowym "comeback'u", czy też - jak to określali niektórzy posłowie - o wskrzeszaniu "politycznych trupów"? Podobnie jest zresztą w biznesie - w niektórych branżach, na najwyższych szczeblach hierarchii nieustannie przewijają się te same nazwiska, i nie ważne, że wcześniej nie zawsze wychodziło, czy że ktoś się skompromitował - kto raz zasmakował władzy, zawsze będzie chciał więcej. Dlaczego ci najbardziej "zużyci" decydenci nie dadzą nam w końcu spokoju?
02.05.2012 | aktual.: 04.05.2012 15:02
Władza dożylnie
Okazuje się, że zarówno politycy, jak i biznesmeni, czy inni krezusi, to w pewnym sensie tylko "ćpuny", osoby z poważnym uzależnieniem. Do takich konkluzji doszedł Ian Robertson, profesor psychologii z dublińskiego Trinity College Institute of Neuroscience, a zarazem autor publikacji "The Winner Effect: How Power Affects Your Brain". Otóż uczony uważa, że w praktyce wykorzystywanie władzy przypomina narkotyzowanie się substancjami ciężkimi, jak np. kokainą - w obydwu przypadkach, w trakcie czynności dochodzi do podobnego "haju", który systematycznie powtarzający się, przeradza się w uzależnienie - z którego jak wiadomo ciężko zrezygnować.
Zaczyna się od tego, że w organizmie zwiększa się poziom testosteronu (u kobiet i u mężczyzn wygląda to identycznie) oraz androstendionu, co z kolei owocuje wzrostem poziomu dopaminy w mózgu i aktywacją jądra półleżącego, a więc serca tzw. układu nagrody człowieka. Opis ten jest tożsamy tak dla zażywania kokainy, jak i korzystania z uroków władzy. "Pawiany o niskiej randze w stadzie mają niewielkie ilości dopaminy w kluczowych obszarach mózgu, lecz jeśli 'awansują' na wyższą pozycję, wzrasta również poziom dopaminy. Są przez to bardziej agresywne i aktywniejsze seksualnie. Podobną zależność zaobserwować można u człowieka", pisze Robertson na łamach "Daily Telegraph". Ciekawe czy specjalista miał na myśli kogoś konkretnego?
Dobry narkotyk?
Interesujący jest fakt, że władza - o ile dawkowana rozsądnie i z umiarem - w przeciwieństwie do innych narkotyków, posiada sporo zalet. Po pierwsze, sprawia, że człowiek staje się mądrzejszy, ponieważ dopamina poprawia funkcjonowanie przednich płatów mózgu - odpowiedzialnych m.in. za takie procesy i czynności, jak myślenie, planowanie, pamięć, decyzyjność, umiejętność oceny sytuacji oraz przewidywanie przyszłych konsekwencji. Z powodów oczywistych, władza jest też dobra, ponieważ sprawia, że czujemy się lepsi - chodzi tu zarówno o pewność siebie, jak i poczucie narkotyczne błogostanu. To z kolei, w sposób pośredni, przekłada się na zmniejszenie poziomu stresu, a co za tym idzie lepszą kondycję zdrowotną w ogóle.
Ale tylko do czasu... Wszystko może się zmienić, gdy w dotychczas spokojnym otoczeniu pojawi się nowy gracz o podobnej, lub - o zgrozo! - większej władzy. Wówczas zaczynamy się stresować i wypalać. Dodatkowo, z biologicznego punktu widzenia, zbyt wysoki poziom dopaminy także nie jest dobry w dłuższym okresie, ponieważ przekłada się na zaciemnienie osądu i podejmowanie błędnych decyzji (patrz kryzysy polityczne i upadki wielkich korporacji). Stąd, jeśli dysponujesz władzą - uważaj, żeby nie przedawkować. Albo powiedz o tym żonie i szefowie, a może ci trochę odpuszczą...