Wojna była dla niego koszmarem. Gdy z niej wrócił, musiał zmierzyć się z piekłem codzienności
W 2008 r. wyjechał na misję do Afganistanu. Wrócił z niej jako zupełnie inny człowiek. Jak tłumaczy, właśnie po powrocie musiał stoczyć najważniejszą bitwę. U Marka Evansa, podobnie jak ma to miejsce w wypadku wielu żołnierzy wracających do domu, stwierdzono zespół stresu pourazowego - poważne zaburzenie, będące efektem traumatycznych doświadczeń. Wspomnienie wojny zaczęło mieć wielki wpływ na sposób jego myślenia i na emocje.
16.03.2015 | aktual.: 16.03.2015 12:56
Wyjeżdżają na misje z różnym nastawieniem. Mają rodziny, przyjaciół i różne życiowe priorytety. Ale powrót z wojny - w zamyśle radosna chwila - to dla wielu z nich początek zupełnie nowej drogi, na którą wchodzą zupełnie odmienieni. Nic już dla nich nie jest takie samo jak przed wyjazdem, a to co kiedyś przynosiło im radość, nie cieszy w ogóle. Codzienność zamienia się w istny koszmar. Zespół stresu pourazowego (PTSD) jest prawdziwą gehenną, przez którą przechodzą tysiące żołnierzy. Powrót do cywila, to dla wielu z nich początek nowej wojny, w której stawką jest ich życie. Brzmi pretensjonalnie? Ale jak zauważa Mark Evans, tylko dla tych, którzy nie wiedzą, czym jest piekło wojennych doświadczeń.
Dla Evansa, autora opublikowanej niedawno książki "Code Black", opisującej jego wojenne doświadczenia, życie dzieli się dziś na to, co było przed wyjazdem do Afganistanu i na to, co spotkało go po powrocie. Jest jednym z wielu, dla których codzienność po powrocie z misji stała się po prostu nieznośna. Chcąc przywrócić równowagę w swoim życiu, próbował niemal wszystkiego. Od rozmów z terapeutami po niekonwencjonalne metody. Wszystko po to, by choć na chwilę zapomnieć o koszmarze, który ciągle był śniony od nowa.
Jak wspomina, pierwszy dramat, jakiego doświadczył związany był właśnie z przyznaniem się do tego, że ma problem. Większość byłych członków misji odczytuje to na początku jako oznakę słabości, która nie przystoi żołnierzowi. Niektórzy, nawet, gdy uda im się już zidentyfikować problem, starają się go zagłuszyć.
- Stres to naturalny produkt niebezpieczeństwa. Udaje nam się przetrwać dzięki temu, że jesteśmy hiperczujni, hiperświadomi, gotowi do działania. Ale kiedy niebezpieczeństwo przemija, stres osiada. Czasami zajmuje to trochę czasu, ale z w końcu tak się dzieje. Chyba że masz zespół stresu pourazowego. Wtedy to odkłada się i odkłada, aż pęka - wyjaśnia cytowany przez "The Daily Telegraph" Mark Evans.
Co dzieje się z osobą, która przeżywa PTSD? Cierpi z powodu bezsenności, a gdy zasypia nękana jest przez koszmary; ciągle na nowo przeżywa sytuacje, które odpowiedzialne są za traumę; izoluje się od świata; nie potrafi czerpać radości z codziennego życia i często zaczynają ją nękać myśli samobójcze. Kiedy Mark przyznał się przed sobą do tego, że ma problem i uznał, że jest gotowy, by się otworzyć, zaczął poszukiwać pomocy. Jak dodaje, kontakt z pierwszym psychoterapeutą był zaledwie początkiem mrocznej odysei, której nie było końca. Pamięta, że po rozmowie z pierwszym specjalistą pojawił się u niego wstyd. Evans, jak wielu jego kolegów, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, wstydził się tego, że potrzebował pomocy; tego, iż okazało się, że jednak nie jest tak silny, jak mu się na początku wydawało.
Mężczyzna wspomina, że najpierw spotkał się wojskowym specjalistą od rozwiązywania problemów natury psychiatrycznej. Nie potrafił się przed nim do końca otworzyć, bo postrzegał go jako część problemu, a nie jako osobę, która może przyczynić się do rozwiązania jego kłopotów. Potem była specjalistka, której był w stanie się zwierzyć częściowo ze swojego dramatu, bo czuł, że ona nie poddawała go ocenie. Później przechodził terapię poznawczo-behawioralną, podczas której uczył się samokontroli i poznawał metody eliminacji szkodliwych zachowań. Mimo tego wszystkiego, wciąż nie potrafił odnaleźć stabilizacji Im bardziej chciał, by jego życie wreszcie się unormowało, tym jego wspomnienia z Afganistanu stawały się jeszcze bardziej intensywne.
Poszukując choćby chwilowego ukojenia, Evans i osoby jemu podobne, korzystają niekiedy z metod alternatywnych. Czasową ulgę przynosiła mu aromaterapia. Odpowiednio dobrane olejki pozwalały mu na chwilę zażegnać problemy ze snem. Ale tak samo jak niektóre zapachy pozwalały mu na chwilę odetchnąć, tak inne odpowiedzialne były za potęgowanie najgorszych wspomnień. Np. gdy spacerował ulicą i czuł zapach asfaltu, natychmiast wracały retrospekcje, w których na nowo widział wybuchające miny. Wspomnienia były wówczas tak dokładne, że same w sobie stawały się koszmarnymi doświadczeniami. Ten konkretny problem udało mu się zażegnać w momencie, gdy został poddany terapii EMDR (skrót od: Eye Movement Desensitisation and Reprocessing) - jest to odczulanie i ponowne przetwarzanie przy pomocy ruchów oczu. Ta forma hipnozy polega na zastępowaniu traumatycznych wspomnień nowymi, pozytywnymi. Mężczyzna przez dwa lata zwlekał, aż zdecydował się na tę formę terapii. Wcześniej obawiał się, że jest to coś w rodzaju prania mózgu.
- Spróbowałem tego raz i natychmiast chciałem więcej - wspomina Evans swoje pierwsze doświadczenie z EMDR. - Dziś nadal mam zespół stresu pourazowego, ale jedna z warstw została usunięta.
Pragnienie powrotu do względnej normalności spowodowało, że Brytyjczyk zaczął uciekać się do metod, które wcześniej nawet mu nie przyszły na myśl. Joga, medytacja, drama - wszystko, by złapać oddech. Do tego wszystkiego oczywiście dziesiątki leków. Jak wspomina, olbrzymim wsparciem okazały się dla niego rozmowy terapeutyczne ze specjalistą, który też miał za sobą koszmar wojny.
Jak sugeruje Evans, ci, którzy znaleźli się w jego sytuacji, mają z reguły dwa wyjścia. Mogą albo zmierzyć się z horrorem, poszukując różnych mniej lub bardziej wymyślnych rozwiązań, które kiedyś - być może - pozwolą wyjść na prostą, albo wybrać drogę na skróty. - Alkohol, narkotyki, a nawet samobójstwo - wszystko, byle tylko uciec - tłumaczy Mark Evans.
Do czego może doprowadzić zespół stresu pourazowego i jak wielkim jest koszmarem dla osób, które mają za sobą piekło wojny? Ameryka w ostatnich miesiącach żyła procesem Eddie Raya Routha, który zabił na strzelnicy słynnego amerykańskiego snajpera Chrisa Kyle'a (jego historia została niedawno przedstawiona w dramacie "Snajper" Clinta Eastwooda) i jego przyjaciela, którzy starali się mu pomóc. U mordercy Eddie Ray Routha, który resztę życia spędzi za kratami, stwierdzono zespół pourazowego.