Wywiad z Victorem Borsukiem, siedmiokrotnym Mistrzem Polski w kitesurfingu
Ile trzeba trenować, aby tak jak ty, dominować w polskim kitesurfingu?
Pytanie nie powinno brzmieć „ile?”, tylko „jak intensywnie?”. Mi udało się w dwa lata zostać Wicemistrzem Polski. Ale tylko dlatego, że spędzałem po 2 do 4 godzin dziennie trenując. W swojej piwnicy miałem zamontowany podwieszony, obrotowy drążek (w świecie kitesurfingu nazywanym kiteroomingiem), na którym codziennie ćwiczyłem. Gdy miałem 14 lat tak naprawdę liczył się dla mnie tylko kitesurfing i nauka. Wracałem wtedy ze szkoły do domu i od razu włączałem filmy kitesurfingowe. Studiowałem na nich dokładnie każdy trick - klatka po klatce - a potem zbiegałem do garażu wszystko przećwiczyć.
Oczywiście trening na drążku mi nie wystarczał. Każdy zarobiony grosik wydawałem natychmiast na wyjazd nad morze. Przez pierwsze dwa lata trenowania finansowo wspierali mnie rodzicie, ale sprzęt otrzymywałem już od pierwszych sponsorów. To, jak bardzo byłem zaangażowany w kitesurfing jako młody chłopak, dopiero niedawno uzmysłowiła mi moja mama. Opowiedziała mi, że pewnej nocy, gdy miałem może 15 lat, moi rodzice oglądali do późna telewizję, a ja już spałem. Około 2 w nocy zerwałem się z łóżka i zbiegłem na dół. Gdy rodzice pytali, co się stało, wymamrotałem tylko, że śnił mi się nowy trick i muszę go natychmiast przećwiczyć. Zupełnie tego nie pamiętam, ale to bardzo by do mnie pasowało.
Jakiego sprzętu używasz?
Korzystam ze sprzętu dedykowanego do uprawiania freestyle’u, czyli bardzo szybkich latawców, które posiadają dużą moc przy zacinaniu krawędzi. Moim zdaniem, są to najlepsze latawce dla kogoś, kto czuje się bardzo swobodnie na wodzie. Na żadnym innym latawcu nie da się tak wysoko wyskoczyć i mieć takiej kontroli zarówno w powietrzu jak i podczas pływania. Dla mnie ten sprzęt jest jak Porsche z wyłączoną kontrolą trakcji - wprawione ręce potrafią zdziałać z nim cuda. Na szczęście firma, z której sprzętu korzystam ma jeszcze całą gamę innych kite’ów, które kocham, np. Pivota. Można na nim wykonywać skoki do 15 metrów w górę, w czasie których ściągam w powietrzu deskę albo pędzę po wodzie trzymając nogi nad głową, w tym samym czasie ciągnąc rękę po wodzie przez 20 metrów.
(( bigphoto http://i.wp.pl/a/f/jpeg/35632/foto1.jpeg #source=(fot. Marta Dębska)
Jak wyglądają twoje treningi w okresie zimowym? Czy udaje Ci się robić coś stacjonarnie, czy wyjeżdżasz?
Mój trening w 70% opiera się na treningu stacjonarnym. To właśnie dzięki niemu udało mi się utrzymać wysoki poziom przez tyle lat, a przede wszystkim podnieść się z wielu bardzo ciężkich kontuzji. W swoim życiu zastosowałem metodę ,,100”, tzn. gdy nie mam czasu na porządny 2-4 godzinny trening, to robię po 100 podciągnięć, pompek i przyciągnięć bioder do drążka. Taki prosty trening wykonywany 5-6 dni w tygodniu powoduje, że ciągle jestem w świetnej formie. Jednak treningi na wodzie są tak samo ważne, jak ćwiczenia na sucho. W zimę zawsze wyjeżdżam do Brazylii i do Azji, gdzie warunki do treningu są świetne.
Czy kitesurfing to Twój sposób na życie?
Tak, kitesurfing zdecydowanie definiuje to kim jestem i co robię w życiu. Mam to niezwykłe szczęście, że moje hobby stało się również pracą. Na początku wygrane, które zdobywałem, nie były zbyt wysokie, ale umożliwiły mi na opłacenie biletu na Rodos, gdzie mieszkałem w namiocie, ale mogłem trenować. Później zaczęły się kontrakty, które pozwoliły mi się również utrzymywać na co dzień i studiować ekonomię na UG. Teraz dzięki bardzo dużym sponsorom, mogę swobodnie startować na arenie międzynarodowej i robić projekty promujące kitesurfing, których realizacja sprawia mi ogromną radość. Powiem szczerze, że nie spodziewałem się, że moje życie się tak potoczy.
Byłem przekonany, że kitesurfing pozostanie tylko moim hobby. Prowadziłem równoległe życie, w którym rozwijałem się również w innych dziedzinach. Skończyłem licencjat na Uniwersytecie Gdańskim z innowacji w gospodarce, potem uzyskałem tytuł magistra z International Business, a pół roku temu zrobiłem papiery na członka rad nadzorczych spółek Skarbu Państwa. Zacząłem już nawet poważnie myśleć o rozpoczęciu prawdziwego biznesu, ale ścieżka, którą wybrałem jako 14-latek na każdym kroku mnie zaskakuje. Jestem naprawdę szczęśliwy posiadając tak ogromne wsparcie od moich sponsorów, bo to coś co pozwala mi spokojnie poświęcać czas na doskonalenie swoich umiejętności i treningi. O tym marzyłem całe życie. Przez kilka lat prowadziłem też parę biznesów, częścią z nich nadal się zajmuję. Dzięki temu doświadczeniu bez słów rozumiem się z każdym sponsorem. Wiem, co trzeba zrobić, żeby obie strony wyciągnęły ze współpracy jak najwięcej korzyści i były zadowolone. A poza tym mam z tego ogromny fun!
Gdzie w Polsce i gdzie na świecie najlepiej uprawiać kitesurfing?
W Polsce zdecydowanie najlepszym miejscem do uprawiania kitesurfingu jest Półwysep Helski i Zatoka Pucka. Jest to również jedno z najlepszych miejsc do treningu na świecie ze względu na płytką wodę, która sięga mniej więcej do pasa (nawet około 800 metrów od brzegu). Co więcej, woda w zatoce jest „płaska”, przez co idealnie nadaje się zarówno do nauki jak i zaawansowanych ewolucji. Na swojej liście najlepszych miejsc do uprawiania freestyle’u, czyli dyscypliny, którą kocham, umieszczę jeszcze Brazylię i grecką wyspę Rodos. Tam są idealne warunki do robienia ewolucji, które są kwintesencją freestyle’u.
(( bigphoto http://i.wp.pl/a/f/jpeg/35632/foto2.jpeg #source=(fot. Adam Harry Charuk)
#size=650x410#))
Jaka jest Twoja pozycja, jeżeli chodzi o stawkę światową? Jakie są, w jej ujęciu, Twoje cele?
Przez ostatnie dwa lata borykałem się z ciężką kontuzją barku. Przed kontuzjami byłem na podium Pucharu Świata, wygrałem parę Pucharów Azji i Europy. Osobiście mam tak wiele celów w różnych dziedzinach życia, że nie chce nikogo zanudzać opowieściami. Niestety nie wystarczy mi czasu na realizację wszystkich planów, bo czas to jedyne, co nas ogranicza. Jestem pewien, że Polska jest miejscem, które kocham i w którym chce żyć, startować w zawodach i prowadzić biznes (m.in. innymi obozy kitesurfingowe dla dzieci na Półwyspie Helskim).
W okresie zimowym startuję w Pucharze Azji, bo to, zaraz po Polsce, to jedno z najfajniejszych miejsc na świecie. Jest tam pięknie, tanio, ludzie są przesympatyczni. Chce, żeby był to jeden z moich corocznych przystanków. W czasie Pucharu Azji mierzę się z zawodnikami z całego świata, a atmosfera, która tam panuje, jest wyjątkowa. Jest jednak coś jeszcze, na co wyczekuje z dużą niecierpliwością. Już w październiku w Wielkiej Brytanii odbędzie się Armada z Richardem Bransonem. Będzie to trochę inna forma rywalizacji niż ta, do której przywykłem. Trzeba będzie przepłynąć na kitesurfingu trasę 15 mil. W wyścigu startuje 500 osób! To będzie nie lada wyzwanie i sam jestem ciekaw, jak mi tam pójdzie.