Z sercem do herbaty
Cejlońska plantacja
Merrill Fernando rzucił wyzwanie gigantom herbacianego rynku i wygrał. Z rodzinnej firmy stworzył potentata i zaproponował światu Dilmah
Merrill Fernando rzucił wyzwanie gigantom herbacianego rynku i wygrał. Z małej rodzinnej firmy stworzył potentata i zaproponował światu markę Dilmah – jedną z najlepszych.
Łagodnie wznoszące się wzgórza pokryte zielonym kobiercem – krzewami herbacianymi. Kojący widok. Plantacje może nie są tak imponujące jak wiszące ogrody Semiramidy, ale z pewnością bardziej pożyteczne.
Cejlońską herbatę zbierają wyłącznie kobiety – męskie dłonie są zbyt toporne, panom brakuje też cierpliwości. Do koszy trafiają pączek i dwa górne liście – powstanie z nich wysokiej jakości czarna herbata. Białą – prawdziwa kosztuje 350-400 zł za 10 dkg – przygotowuje się wyłącznie z pączków specjalnego szczepu. Zbieranych w rękawiczkach, by uniknąć uszkodzeń i zanieczyszczeń.
Zbiory powtarza się mniej więcej co tydzień – gdy deszczu jest pod dostatkiem, nawet co cztery dni, gdy go brakuje – co dwa tygodnie. Dbałość o zbiory to domena Sri Lanki. Masowa i tania produkcja jest prostsza: nożycami obcina się górną część krzewów – jakość jest gorsza, ale koszty niższe.
Coś za coś, a wybór należy do klienta – kto ceni walory smakowe i odżywcze zapłaci więcej. I właśnie na jakość postawił twórca Dilmah.