Zabobony w życiu przestępców
31.03.2015 | aktual.: 27.12.2016 15:19
Pecha przynosi podobno kradzież obrączek
"Łatwiej jest rozbić atom niż ludzkie przesądy" - stwierdził kiedyś Albert Einstein. Nic dziwnego, że wciąż niepokoimy się, gdy trzynasty dzień miesiąca wypada w piątek albo widzimy przed sobą czarnego kota. Wiara w zabobony towarzyszyła również przedstawicielom świata przestępczego.
Encyklopedyczna definicja przesądu wyjaśnia, że jest to "bezrefleksyjne przekonanie, pogląd przyjmowany stanowczo, lecz bez należytego uzasadnienia, sprzeczny z faktami i trudny do usunięcia za pomocą racjonalnej argumentacji". Jednak bywa on bardzo skuteczny, o czym świadczą wyniki badań naukowców z uniwersytetu w Kolonii, którzy zainteresowali się irracjonalnymi rytuałami sportowców. Co się okazało? Zawodnicy wierzący np. w szczęśliwe talizmany, charakteryzowali się wyższym poziomem zaufania, pozytywnym myśleniem oraz optymizmem. Przełożyło się to bezpośrednio na osiągane wyniki, a zabobonni sportowcy odnosili większe sukcesy niż ich rywale, którzy nie wierzyli w przesądy.
Czy podobna zależność pojawia się w świecie przestępczym? Dotąd nikt nie przeprowadził takich badań, ale nie ulega wątpliwości, że wiele osób działających "po ciemnej stronie" także kieruje się zabobonami. Złodzieje unikają aktywności w piątek 13-tego albo rezygnują z włamań, gdy przyśni się im coś złego. Pecha przynosi również podobno kradzież obrączek. Dużą wagę do przesądów przywiązują więźniowie. Gdy na przykład strażnikowi upadnie klucz przed celą, dla osadzonego jest to znak, że wcześniej opuści miejsce odosobnienia.
Bandycki piorunochron
Jednak dzisiejsi przestępcy na pewno nie są tak zabobonni, jak ich koledzy w okresie międzywojennym. Znakomitym źródłem informacji o ówczesnych bandyckich przesądach jest artykuł prof. Zygfryda Türkela, kierownika instytutu kryminalistycznego w Wiedniu i wiceprezydenta Międzynarodowej Akademii Kryminologii, opublikowany w "Tajnym Detektywie", bardzo popularnym tygodniku wydawanym w Krakowie.
Autor artykułu "Zabobon w życiu zbrodniarza" opisywał m.in. jak przestępcy próbowali ułagodzić demony. Często nosili przy sobie kartki, na których widniały tajemnicze formułki i modlitwy, nierzadko dziedziczone po ojcach czy dziadkach. Jedna z popularniejszych brzmiała: "Wstąpiłem w sędziego drzwi/ Znak dają mi trupy trzy/Niemy i głuchy jak pień/Trup za mną podąża przez sień/O zbaw mnie, Matko Najświętsza!".
"Inny typ przesądu jest jeszcze ciekawszy: aby ujść przed działalnością demonów lub uniknąć zemsty boskiej, która może spaść na głowę przestępcy jak piorun, przestępca konstruuje sobie piorunochron. Gdy przysięga fałszywie przed sądem, podnosi jedną rękę do góry, zaś drugą kieruje ku ziemi, aby grom zemsty boskiej tą drogą 'uziemić'" - opisywał Zygfryd Türkel.
Kciuk trupa
Przedwojenni przestępcy wierzyli, że ciało zamordowanego człowieka funkcjonuje nawet po śmierci, dlatego należy temu zapobiec, krępując sznurami zwłoki ofiary, zamykając jej powieki i owijając głowę. Nic dziwnego, że w tamtych czasach policja często odnajdywała denatów ze związanymi rękami i nogami.
Przesądy przybierały niekiedy ekstremalne formy. W latach 30. policja ujęła włamywacza, noszącego przy sobie uschniętą ludzką rękę, wykopaną wcześniej z grobu. Pukał nią do drzwi mieszkań, które zamierzał okraść. "Bieg jego myśli był następujący: trup śpi snem wiecznym, najgłębszym ze snów. Przekonany jest więc, że usypiające działanie trupiej ręki pogrąży ludzi w głębokie odrętwienie" - wyjaśniał Zygfryd Türkel.
Wielu ówczesnych złodziei nosiło przy sobie kciuk trupa, który miał uczynić ich niewidzialnymi dla żywych albo ziemię z grobu - rozsypana wokół domu rzekomo usypiała mieszkańców. Przestępcy wierzyli również, że kto dostanie w swe posiadanie włosy i paznokcie innej osoby uzyska nad nią całkowitą moc. Dlatego więźniowie starali się zbierać pozostałości, chować je do pudełek od zapałek, a następnie przemycać z więzienia do rodzin. Przypuszczali bowiem, że w ten sposób demony więzienia stracą nad nimi panowanie i że symbole, przy pomocy magicznej siły, wydobędą uwięzionego na wolność.
Klątwa zielonego krzesła
Wiara w przesądy przez lata charakteryzowała także członków mafii, zwłaszcza sycylijskiej. Nawet najbardziej bezwzględni zabójcy wierzyli na przykład, że w źrenicach ofiary, niczym na kliszy fotograficznej, zostaje utrwalony obraz ostatniej chwili jej życia. Dlatego, chcąc uniknąć ewentualnego zdemaskowania, po zamordowaniu ofiary oddawali dodatkowe strzały w oczy.
W świecie gangsterów bardzo złą opinią cieszyły się niektóre przedmioty, na przykład karta z asem pik. Trzymał ją w ręku słynny nowojorski mafioso Giuseppe Masseria, gdy w jego kierunku oddali śmiertelne strzały zabójcy wysłani przez Lucky'ego Luciano.
W Chicago mafiosi bali się "klątwy zielonego krzesła". "Był to mebel w biurze oficera policji Williama Schoemakera, na którym siadali przesłuchiwani. Kilku z nich wkrótce zginęło, co dało początek legendzie o klątwie, która dopada każdego, kto usiadł na obitym zieloną tkaniną krześle" - pisze Kazimierz Pytko w artykule "Mafijne obyczaje", który ukazał się w magazynie "Śledczy Focus".
Rafał Natorski