Zapomniana katastrofa Sultany. Zginęło 1800 osób
27.04.2016 | aktual.: 07.04.2017 13:27
Pochłonęła więcej ofiar niż Titanic
Katastrofy statków zapisały wiele czarnych kart w historii ludzkości. Zazwyczaj, kiedy już do nich dochodziło, pochłaniały wiele istnień ludzkich. I choć dziś większość z nas utożsamia tragedie statków z Titanikiem, który zatonął podczas dziewiczego rejsu (zginęło wówczas 1517 osób), to zarówno przed, jak i po katastrofie słynnego transatlantyku dochodziło do zdarzeń, których bilans był jeszcze bardziej dramatyczny. Informacje o nich okazały się jednak mniej nośne niż zatonięcie luksusowego liniowca. Dziś, szczególnie poza granicami Stanów Zjednoczonych, niewiele osób zna m.in. historię statku Sultana, w katastrofie którego zginęło ok. 1800 osób.
Statek na 470 pasażerów zabrał ich ponad 2 tys.
Jednostka Sultana była parowcem napędzanym dwoma kołami bocznymi (tzw. bocznokołowiec). Para, która je napędzała, pochodziła z czterech kotłów parowych. Drewniana konstrukcja Sultany powstała w 1863 r. Miała niespełna 80 metrów długości, a na pokład mogła przyjąć ok. 380 pasażerów oraz 85 członków załogi. Była również przystosowana do przewozu ładunków. Zbudowany w zakładach John Lihterbury Boatyard w Cincinatti statek wykonywał regularne kursy pomiędzy Saint Louis a Nowym Orleanem.
Statek służył jednak nie tylko do przewozu cywili. Regularnie korzystali z niego również żołnierze oraz całe oddziały. Podobnie było 23 kwietnia 1865 r. W Vicksburgu (stan Missisipi) na pokład statku wsiadło ok. 2100 żołnierzy Unii. Było kilkanaście dni po zakończeniu wojny secesyjnej, a wśród żołnierzy znajdowali się głównie byli więźniowie przetrzymywani w należącym do Konfederacji obozie Cahaba w Alabamie. Zabranie na pokład tak dużej liczby byłych więźniów było opłacalnym interesem. Za transport każdego z nich amerykański rząd płacił bowiem wysokie stawki - 5 dolarów za zwykłego rekruta i 10 dolarów za oficera. Wizja wysokiego zarobku sprawiła, że kapitan nie przejmował się faktem, iż jeszcze przed zaokrętowaniem byłych jeńców liczba osób przebywających na statku zbliżała się do górnej granicy. Było już na nim ok. 200 pasażerów oraz ponad 80 członków załogi. Mocno przeładowany statek wypłynął jednak z Vicksburga.
Pogoda nie pomagała
Podobnie jak w przypadku znacznej liczby wypadków morskich i lotniczych, tak i tym razem do tragedii doprowadziło wiele nakładających się na siebie niesprzyjających okoliczności. Podczas rejsu panowały nie najlepsze warunki. Przepełniony bocznokołowiec płynął pod prąd wodami rzeki Missisipi, która wcześniej wylała. Dodatkowo załoga, ze względu na zaistniałą sytuację, płynęła od brzegu do brzegu (tzw. halsowanie), zmagając się z szybkim nurtem rzeki.
To, według specjalistów, spowodowało, że statek odchylał się od pionu, co bezpośrednio miało doprowadzić od tragedii. Gwałtowne manewry oraz silny prąd powodowały, że statek się przechylał, przez co woda nie zawsze dostawała się do kotłów, sprawiając, że temperatura oraz ciśnienie w nich gwałtownie rosły. Właśnie to miało doprowadzić do ich awarii, a w konsekwencji eksplozji.
Jak zwykle chodziło o pieniądze
Wybuch, pożar, hipotermia
26 kwietnia, ok. godz. 19, statek zawinął do Memphis, gdzie rozładowany został cukier. O północy opuścił port, a chwilę później zdążył jeszcze podjąć ładunek węgla. Gdy jednostka znajdowała się ok. 11 kilometrów na północ od miasta, doszło do tragedii. 27 kwietnia, ok. godz. 2 w nocy eksplodował pierwszy z kotłów generujących parę. Niedługo potem podobny los spotkał dwa kolejne.
Już pierwszy wybuch spowodował, że spora część statku została zniszczona, a górne pokłady zaczęły upadać na te położone niżej. W tym czasie większość pasażerów spało ściśniętych na niewielkiej powierzchni. Wielu z nich poniosło natychmiastową śmierć, kolejne osoby przebywające na statku zginęły w wyniku pożaru. Ci, którym udało się przeżyć, zaczęli wskakiwać do lodowatej rzeki. Większość z nich również nie miała szansy na przetrwanie - doszło u nich do hipotermii.
Tragedia i szukanie winnych
Część z tych, którym udało się przeżyć, została podjęta przez załogę przepływającego ok. godz. 3 statku Bostona II. W tym czasie informacje o wypadku dotarły również do załóg statków wojennych, które cumowały w Memphis. Na to, by zmniejszyć rozmiary tragedii, było już jednak za późno. Elementy kadłuba, które pozostały po Sultanie, przepłynęły jeszcze kilka kilometrów. Ok. 7 godzin od pierwszej eksplozji wrak zatonął. Uratowało się ok. 700 osób, ale wiele z nich zmarło w szpitalach w wyniku odniesionych poparzeń. Dokładny bilans ofiar nie jest jednak znany do dziś. Ciała tych, których udało się odnaleźć, spoczęły na cmentarzu w Memphis.
Kapitan Mason, który przyjął tak wielu pasażerów na pokład, licząc na szybki zarobek, był jedną z ofiar katastrofy. W związku z tym głównym odpowiedzialnym za tragedię uznany został kapitan Frederick Speed, który skierował jednocześnie 2100 byłych jeńców do Vicksburga.
**[
ZOBACZ TEŻ: WYBUCH W PORCIE TEXAS CITY. JAK DO NIEGO DOSZŁO? ]( http://facet.wp.pl/wybuch-w-porcie-texas-city-jak-do-niego-doszlo-6002210748768897g )**
Historia mało znana
Jak wyjaśniają historycy, zatonięcie Sultany nie tylko dziś jest wydarzeniem mało znanym na świecie. Nawet w chwili, gdy doszło do tragedii, informacja o niej nie została należycie zrelacjonowana w ówczesnych mediach. Wiadomość, która dziś przez wiele dni byłaby wyświetlana na tzw. czerwonych paskach stacji telewizyjnych, została wówczas zignorowana albo poświęcono jej wzmianki na dalszych stronach prasy. Po upływie krótkiego czasu niemal całkowicie o niej zapomniano. Ameryka w tamtym czasie żyła przede wszystkim śmiercią prezydenta Lincolna (zginął w zamachu dokonanym 15 kwietnia 1865 r.) oraz schwytaniem jego zabójcy, a także poddaniem się generała Roberta E. Lee, naczelnego wodza wojsk Konfederacji, co właściwie oznaczało koniec wojny secesyjnej, czyli konfliktu pomiędzy Północą a Południem.
RC
**[
ZOBACZ TEŻ: WYBUCH W PORCIE TEXAS CITY. JAK DO NIEGO DOSZŁO? ]( http://facet.wp.pl/wybuch-w-porcie-texas-city-jak-do-niego-doszlo-6002210748768897g )**