Pogoda nie pomagała
Podobnie jak w przypadku znacznej liczby wypadków morskich i lotniczych, tak i tym razem do tragedii doprowadziło wiele nakładających się na siebie niesprzyjających okoliczności. Podczas rejsu panowały nie najlepsze warunki. Przepełniony bocznokołowiec płynął pod prąd wodami rzeki Missisipi, która wcześniej wylała. Dodatkowo załoga, ze względu na zaistniałą sytuację, płynęła od brzegu do brzegu (tzw. halsowanie), zmagając się z szybkim nurtem rzeki.
To, według specjalistów, spowodowało, że statek odchylał się od pionu, co bezpośrednio miało doprowadzić od tragedii. Gwałtowne manewry oraz silny prąd powodowały, że statek się przechylał, przez co woda nie zawsze dostawała się do kotłów, sprawiając, że temperatura oraz ciśnienie w nich gwałtownie rosły. Właśnie to miało doprowadzić do ich awarii, a w konsekwencji eksplozji.