Zarost (nie)pozorny
W jednym z warszawskich liceów, które zresztą chlubnie ukończyłem, jedna z nauczycielek nazywała się Broda, co w połączeniu z typowo męskim imieniem w każdym nowym roczniku budziło komiczne skojarzenia. W dodatku uczyła matmy, choć cechował ją kompletny brak logiki, zarówno w czynach, jak i słowach.
Ileż to przezwisk miała kochana Brodzia, tego chyba najbardziej pamiętliwi górale nie zliczą. Jednak najważniejsze w tym wszystkim było to, że Brodzi nikt nie był w stanie przebić. Jaśniała niczym gwiazda na szkolnym firmamencie i już za życia stała się legendą. Każde zajęcia zaczynała głupim dowcipem, takim ni przypiął, ni przyłatał, a na końcu wychodziła bez słowa, bo uważała, że śmiać się należy tylko na początku. Kochana Brodzia! Najlepszy dowód na to, że broda to zdecydowanie męski atrybut, nawet, jeśli się go jakimś cudem przyczepi do kobiety.
Weźmy na przykład takiego Fidela Castro skojarzenie nieco ostlicealne – przyznaję, jednak nikt chyba nie wie, po co mu broda. Spekulacje, że niby jest przesądny od razu należy odrzucić, bo jakby nie było komunista przesądny nie może być z założenia. Jednak czy ktoś jest w stanie wyobrazić sobie trzynastogodzinne przemówienie bez brody? Bo bez Fidela, na pewno, ale bez jego brody?
Albo niejaki Joszko. Gdzie on, tam i dzieci, a może – gdzie dzieci, tam i Joszko? Na tym koniec. Facet z brodą po prostu musi być nieskazitelny, choćby w młodości nawywijał niewiadomo jak.
I jeszcze jeden, najpopularniejszy chyba (obok Fidela) brodacz, czyli Święty Mikołaj. Ten, bez imponującej brody byłby bezrobotny, bo bez względu na to ile worków z prezentami by nie przytaszczył na sędziwych plecach, jak szczerze by się nie uśmiechał – czy jakiekolwiek dziecko uwierzy Mikołajowi bez brody? Albo inaczej, czy którykolwiek rodzic pozwoli takiemu „łysemu” Mikołajowi trzymać jego pociechę na kolanach? Nie! Bo bez brody, to już nie Mikołaj, a jeśli nawet, to z całą pewnością żaden z niego święty! Tak to już jest, że mężczyźni z brodą są po prostu bardziej wiarygodni, częściej i szybciej budzą zaufanie, wydają się spokojniejsi i stateczniejsi. Broda to symbol mijającego czasu, doświadczenia, a to w prostej linii kojarzy się z mądrością i dojrzałością. Jak na obrazach Debuffeta – brodaci magowie, święci, profesorowie, ale i oddający się ideom artyści, kompozytorzy, kontestatorzy zbyt zajęci kontemplacją by pamiętać o tak banalnej czynności, jaką jest golenie, zwłaszcza samego siebie.
Ilu brodaczy, tyle bród. Każdy ma własną wizję „twarzowego” owłosienia. Pewne trendy, co prawda zdążyły się wykształcić, ale typy znane, to już „fasony” z brodą. Popularna kotwica dawno przebrzmiała, kozia kojarzy się z niezdrowymi ciągotami, a kasztelańska dobra dla tych, co nie jadają zup. Moda na bródkę ZZ Top „wyłysiała” razem z fanami zespołu, chociaż ofiary tamtej fascynacji można jeszcze spotkać tu i ówdzie. Ostatnio, zwłaszcza w Sejmie karierę robi typ „na Lincolna”, podobno dodaje powagi i nanosi na lico znamię intelektu. Wśród młodych i zadziornych lansowany jest styl hollywoodzki, na niegrzecznego, ale uroczego chłopca. Ma sygnalizować bogate doświadczenie i nieokrzesany temperament. Mówiąc krótko, broda prawdę ci powie, o tym, czego natura z męskości mężczyźnie poskąpiła.
ZOBACZ GALERIE (NIE)POZORNYCH ZAROSTÓW>> Jakby nie było jednak, idzie zima, a z nią stopnie ujemne. Trzeba chwilę pomyśleć o sobie, bo przecież nam, współczesnym facetom też od czasu do czasu może być ciepło i przytulnie, właśnie na brodzie. Koniec z twarzą podrażnioną goleniem, wysuszoną skórą i nieeleganckimi strupami. Pora odwrócić masochistyczną tendencję i się po prostu zbuntować! Zresztą, niektóre kobiety bardzo lubią takich buntowników, zwłaszcza z wyboru. Nadchodzi czas temperamentnych buntowników i dzikich amazonek.
Oskar Bień