Zaskakująca prawda o związkach
Gdy zauroczenie mija, a sypianie z kimś staje się codziennością, stajemy się mniej czuli dla naszej partnerki. Czy warto ją całować i mówić, że się kocha? Czy ty robisz to każdego dnia?
Nie mamy dobrych wieści dla romantyków, dziennik Daily Mail ogłosił "koniec pocałunku na dobranoc". Okazało się, że ów "wynalazek kochanków" w dzisiejszych czasach zwyczajnie się nie sprawdza, bo nie dość, że jesteśmy dziś większymi cynikami, niż nasi przodkowie sprzed kilku dekad, to w dodatku coraz częściej dochodzimy do wniosku, że łóżko to nie miejsce na czułości, a jedynie miejsce odpoczynku. Aż 80 proc. respondentów cytowanego badania wyznało, że porzucili zwyczaj całowania się na dobranoc.
Smutny to dzień dla Toma Hanksa
Ale to jeszcze nie koniec złych wiadomości. A jak to jest ze starym dobrym "kocham cię" przed zgaszeniem światła? Najwyraźniej ta budująca deklaracja także wychodzi z mody. 90 proc. badanych wyznało, że nie mówią tego swoim partnerkom. Czemu? Tego niestety nie wiadomo. Może wychodzą z założenia, że fraza ta - zbyt często powtarzana - powszednieje, a może w czasie trwania każdego związku "małe czułostki" w końcu tracą na znaczeniu.
To jeszcze nie wszystko. Okazuje się bowiem, że 46 proc. Brytyjczyków (to właśnie przedstawiciele tej nacji byli respondentami), śpi "plecami do siebie", natomiast 25 proc. nienawidzi i unika, jakiejkolwiek formy kontaktu fizycznego w łóżku. Psycholog Corrine Sweet tak oto tłumaczy to zjawisko na łamach Daily Mail: "To nieuniknione, kiedy już pierwszy rumieniec miłości zblednie, bardzo prawdopodobne, że górę weźmie potrzeba porządnego wyspania się, stąd pozycja plecami do siebie".
Romantyczne komedie z Tomem Hanksem nie zawierają w sobie nawet cienia prawdy o prawdziwej miłości i związkach?
"Wszystko będzie dobrze, kochanie..."
Na szczęście, wbrew pozorom, nie ma powodów do obaw, bo zaprezentowany powyżej mechanizm jest jak najbardziej normalny. Z czułostkami przed snem jest podobnie jak z ilością seksu i spontanicznymi aktami okazywania sobie uczuć w miejscach publicznych - z którymi częściej mamy do czynienia w pierwszych fazach związku, na etapie pożądania. Potem, miłość ewoluuje i siłą rzeczy przestaje być taka "cukierkowa i różowa".
Prawidłowość ta szczególnie wyraźna jest dzisiaj, kiedy to w pracy spędzamy nawet do 10 czy 12 godzin dziennie, co oznacza, że potrzebujemy solidnej porcji snu - stąd ekonomiczniej jest "zabunkrować się" pod kołdrą, niż angażować w pieszczoty, czy męczące dla niektórych "spanie na łyżeczkę" (żeby tylko zachować poczucie bliskości).
Mamy nadzieję, że trochę was uspokoiliśmy, jeśli myśleliście, że wasze związki już się wypaliły. Śpijcie dobrze, poszalejecie w weekend.
MW/ijuh