Zbigniew Wodecki: na tym gnoju wyrosną jeszcze kwiatki
Opowiedział o tym, dlaczego jest za karą śmierci dla morderców
- Ten cały showbiznesowy sznyt życia musi zdechnąć i na tym gnoju wyrosną jeszcze kwiatki - mówi w ostatnim wywiadzie dla "Zwierciadła" Zbigniew Wodecki. Muzyk nie przestaje zaskakiwać. Tym razem opowiedział o tym, dlaczego jest za karą śmierci dla morderców i o tym, jak żyło się artystom w czasach komunizmu.
- Jeśli tylko ktoś zamordowałby mi kogoś bliskiego, nie tylko przegryzłbym mu własnymi zębami grdykę, ale i pieczołowicie obserwowałbym, jak bardzo się męczy. Czy tak jest po chrześcijańsku? Raczej tak, bo w Starym Testamencie jest "oko za oko". Jestem zresztą pewien, że każdy normalny człowiek ma w sobie taką pierwotną siłę, choć oficjalnie powie, że nadstawi drugi policzek, no ale to jest tylko hipokryzja. Zupełnie taka jak u pewnego pasterza z Torunia, który swoim wężowym sykiem radzi ludziom, jak najlepiej na świecie znienawidzić bliźniego i jak najskuteczniej mu źle życzyć. Cóż, szkoda tylko, że ten naród taki głupi - mówi w wywiadzie zapytany o to, czy wciąż jest za tym, by morderców skazywać na karę śmierci.
Wodecki od lat nie ukrywa swoich poglądów na ten temat. Kiedy w 1991 roku zamordowano jego kolegę, Andrzeja Zauchę, stoi na stanowisku, że takich przestępców nie powinno się osadzać w więzieniach, a odbierać im życie.
Muzyk, którego piosenek nie trzeba nikomu przypominać, po kilku latach przerwy wrócił z albumem "1976: A Space Odyssey", który nagrał razem z orkiestrą "Mitch & Mitch". W tym roku zdobył już dwa Fryderyki. Dziś wiele osób z branży mówi, że przeżywa drugą młodość. A jak on sam wspomina czas, kiedy debiutował?
- Artystom kiedyś nie było źle, mimo że zawsze byli przecież "przeciw", bo nawet gdyby czerwoni byli superdobrzy, to i tak nie wypadało być "za". Wszyscy więc napieprzaliśmy na tę komunę i każdy z nas stawiał sobie za punkt honoru, żeby go przymknęli choćby na jedną dobę hotelową - wspomina Wodecki. - W komunie było bardziej czarno-biało, ale dawało się przeżyć na grząskiej i mglistej powierzchni show-biznesu, bo w statku obok płynął zawsze jakiś Szymanowski czy też Rachmaninow. A dziś? Pozycja artysty w wolnej Polsce zdziadziała do tego stopnia, że mówią o nim grajek. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie bardziej szanują aktora, który gra skrzypka, niż skrzypka, bo wolą światło odbite. A tymczasem wystarczy zgasić te reflektorki i już po gwiazdach - dodaje.
Jak sam przyznaje, jego największym atutem są włosy. Bez nich musiałby zaczynać wszystko od początku. W wywiadzie opowiedział także, czy zdecydowałby się wziąć udział w reklamie kosmetyków.
- Szampon? Bardzo chętnie, ale nie przeciwłupieżowy. Maści przeciwko mendom też bym nie promował oraz takiej na hemoroidy, to na pewno nie, do widzenia. Kwiatuszku, zasady to jedno, ale ja przecież jestem estetą - mówi.
Ostre słowa Wodeckiego
- Ten cały showbiznesowy sznyt życia musi zdechnąć i na tym gnoju wyrosną jeszcze kwiatki - mówi w ostatnim wywiadzie dla "Zwierciadła" Zbigniew Wodecki. Muzyk nie przestaje zaskakiwać. Tym razem opowiedział o tym, dlaczego jest za karą śmierci dla morderców i o tym, jak żyło się artystom w czasach komunizmu.
- Jeśli tylko ktoś zamordowałby mi kogoś bliskiego, nie tylko przegryzłbym mu własnymi zębami grdykę, ale i pieczołowicie obserwowałbym, jak bardzo się męczy. Czy tak jest po chrześcijańsku? Raczej tak, bo w Starym Testamencie jest "oko za oko". Jestem zresztą pewien, że każdy normalny człowiek ma w sobie taką pierwotną siłę, choć oficjalnie powie, że nadstawi drugi policzek, no ale to jest tylko hipokryzja. Zupełnie taka jak u pewnego pasterza z Torunia, który swoim wężowym sykiem radzi ludziom, jak najlepiej na świecie znienawidzić bliźniego i jak najskuteczniej mu źle życzyć. Cóż, szkoda tylko, że ten naród taki głupi - mówi w wywiadzie zapytany o to, czy wciąż jest za tym, by morderców skazywać na karę śmierci.
Wodecki od lat nie ukrywa swoich poglądów na ten temat. Kiedy w 1991 roku zamordowano jego kolegę, Andrzeja Zauchę, stoi na stanowisku, że takich przestępców nie powinno się osadzać w więzieniach, a odbierać im życie.
Muzyk, którego piosenek nie trzeba nikomu przypominać, po kilku latach przerwy wrócił z albumem "1976: A Space Odyssey", który nagrał razem z orkiestrą "Mitch & Mitch". W tym roku zdobył już dwa Fryderyki. Dziś wiele osób z branży mówi, że przeżywa drugą młodość. A jak on sam wspomina czas, kiedy debiutował?
- Artystom kiedyś nie było źle, mimo że zawsze byli przecież "przeciw", bo nawet gdyby czerwoni byli superdobrzy, to i tak nie wypadało być "za". Wszyscy więc napieprzaliśmy na tę komunę i każdy z nas stawiał sobie za punkt honoru, żeby go przymknęli choćby na jedną dobę hotelową - wspomina Wodecki. - W komunie było bardziej czarno-biało, ale dawało się przeżyć na grząskiej i mglistej powierzchni show-biznesu, bo w statku obok płynął zawsze jakiś Szymanowski czy też Rachmaninow. A dziś? Pozycja artysty w wolnej Polsce zdziadziała do tego stopnia, że mówią o nim grajek. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie bardziej szanują aktora, który gra skrzypka, niż skrzypka, bo wolą światło odbite. A tymczasem wystarczy zgasić te reflektorki i już po gwiazdach - dodaje.
Jak sam przyznaje, jego największym atutem są włosy. Bez nich musiałby zaczynać wszystko od początku. W wywiadzie opowiedział także, czy zdecydowałby się wziąć udział w reklamie kosmetyków.
- Szampon? Bardzo chętnie, ale nie przeciwłupieżowy. Maści przeciwko mendom też bym nie promował oraz takiej na hemoroidy, to na pewno nie, do widzenia. Kwiatuszku, zasady to jedno, ale ja przecież jestem estetą - mówi.
Ostre słowa Wodeckiego
- Ten cały showbiznesowy sznyt życia musi zdechnąć i na tym gnoju wyrosną jeszcze kwiatki - mówi w ostatnim wywiadzie dla "Zwierciadła" Zbigniew Wodecki. Muzyk nie przestaje zaskakiwać. Tym razem opowiedział o tym, dlaczego jest za karą śmierci dla morderców i o tym, jak żyło się artystom w czasach komunizmu.
- Jeśli tylko ktoś zamordowałby mi kogoś bliskiego, nie tylko przegryzłbym mu własnymi zębami grdykę, ale i pieczołowicie obserwowałbym, jak bardzo się męczy. Czy tak jest po chrześcijańsku? Raczej tak, bo w Starym Testamencie jest "oko za oko". Jestem zresztą pewien, że każdy normalny człowiek ma w sobie taką pierwotną siłę, choć oficjalnie powie, że nadstawi drugi policzek, no ale to jest tylko hipokryzja. Zupełnie taka jak u pewnego pasterza z Torunia, który swoim wężowym sykiem radzi ludziom, jak najlepiej na świecie znienawidzić bliźniego i jak najskuteczniej mu źle życzyć. Cóż, szkoda tylko, że ten naród taki głupi - mówi w wywiadzie zapytany o to, czy wciąż jest za tym, by morderców skazywać na karę śmierci.
Wodecki od lat nie ukrywa swoich poglądów na ten temat. Kiedy w 1991 roku zamordowano jego kolegę, Andrzeja Zauchę, stoi na stanowisku, że takich przestępców nie powinno się osadzać w więzieniach, a odbierać im życie.
Muzyk, którego piosenek nie trzeba nikomu przypominać, po kilku latach przerwy wrócił z albumem "1976: A Space Odyssey", który nagrał razem z orkiestrą "Mitch & Mitch". W tym roku zdobył już dwa Fryderyki. Dziś wiele osób z branży mówi, że przeżywa drugą młodość. A jak on sam wspomina czas, kiedy debiutował?
- Artystom kiedyś nie było źle, mimo że zawsze byli przecież "przeciw", bo nawet gdyby czerwoni byli superdobrzy, to i tak nie wypadało być "za". Wszyscy więc napieprzaliśmy na tę komunę i każdy z nas stawiał sobie za punkt honoru, żeby go przymknęli choćby na jedną dobę hotelową - wspomina Wodecki. - W komunie było bardziej czarno-biało, ale dawało się przeżyć na grząskiej i mglistej powierzchni show-biznesu, bo w statku obok płynął zawsze jakiś Szymanowski czy też Rachmaninow. A dziś? Pozycja artysty w wolnej Polsce zdziadziała do tego stopnia, że mówią o nim grajek. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie bardziej szanują aktora, który gra skrzypka, niż skrzypka, bo wolą światło odbite. A tymczasem wystarczy zgasić te reflektorki i już po gwiazdach - dodaje.
Jak sam przyznaje, jego największym atutem są włosy. Bez nich musiałby zaczynać wszystko od początku. W wywiadzie opowiedział także, czy zdecydowałby się wziąć udział w reklamie kosmetyków.
- Szampon? Bardzo chętnie, ale nie przeciwłupieżowy. Maści przeciwko mendom też bym nie promował oraz takiej na hemoroidy, to na pewno nie, do widzenia. Kwiatuszku, zasady to jedno, ale ja przecież jestem estetą - mówi.
Ostre słowa Wodeckiego
- Ten cały showbiznesowy sznyt życia musi zdechnąć i na tym gnoju wyrosną jeszcze kwiatki - mówi w ostatnim wywiadzie dla "Zwierciadła" Zbigniew Wodecki. Muzyk nie przestaje zaskakiwać. Tym razem opowiedział o tym, dlaczego jest za karą śmierci dla morderców i o tym, jak żyło się artystom w czasach komunizmu.
- Jeśli tylko ktoś zamordowałby mi kogoś bliskiego, nie tylko przegryzłbym mu własnymi zębami grdykę, ale i pieczołowicie obserwowałbym, jak bardzo się męczy. Czy tak jest po chrześcijańsku? Raczej tak, bo w Starym Testamencie jest "oko za oko". Jestem zresztą pewien, że każdy normalny człowiek ma w sobie taką pierwotną siłę, choć oficjalnie powie, że nadstawi drugi policzek, no ale to jest tylko hipokryzja. Zupełnie taka jak u pewnego pasterza z Torunia, który swoim wężowym sykiem radzi ludziom, jak najlepiej na świecie znienawidzić bliźniego i jak najskuteczniej mu źle życzyć. Cóż, szkoda tylko, że ten naród taki głupi - mówi w wywiadzie zapytany o to, czy wciąż jest za tym, by morderców skazywać na karę śmierci.
Wodecki od lat nie ukrywa swoich poglądów na ten temat. Kiedy w 1991 roku zamordowano jego kolegę, Andrzeja Zauchę, stoi na stanowisku, że takich przestępców nie powinno się osadzać w więzieniach, a odbierać im życie.
Muzyk, którego piosenek nie trzeba nikomu przypominać, po kilku latach przerwy wrócił z albumem "1976: A Space Odyssey", który nagrał razem z orkiestrą "Mitch & Mitch". W tym roku zdobył już dwa Fryderyki. Dziś wiele osób z branży mówi, że przeżywa drugą młodość. A jak on sam wspomina czas, kiedy debiutował?
- Artystom kiedyś nie było źle, mimo że zawsze byli przecież "przeciw", bo nawet gdyby czerwoni byli superdobrzy, to i tak nie wypadało być "za". Wszyscy więc napieprzaliśmy na tę komunę i każdy z nas stawiał sobie za punkt honoru, żeby go przymknęli choćby na jedną dobę hotelową - wspomina Wodecki. - W komunie było bardziej czarno-biało, ale dawało się przeżyć na grząskiej i mglistej powierzchni show-biznesu, bo w statku obok płynął zawsze jakiś Szymanowski czy też Rachmaninow. A dziś? Pozycja artysty w wolnej Polsce zdziadziała do tego stopnia, że mówią o nim grajek. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie bardziej szanują aktora, który gra skrzypka, niż skrzypka, bo wolą światło odbite. A tymczasem wystarczy zgasić te reflektorki i już po gwiazdach - dodaje.
Jak sam przyznaje, jego największym atutem są włosy. Bez nich musiałby zaczynać wszystko od początku. W wywiadzie opowiedział także, czy zdecydowałby się wziąć udział w reklamie kosmetyków.
- Szampon? Bardzo chętnie, ale nie przeciwłupieżowy. Maści przeciwko mendom też bym nie promował oraz takiej na hemoroidy, to na pewno nie, do widzenia. Kwiatuszku, zasady to jedno, ale ja przecież jestem estetą - mówi.
Ostre słowa Wodeckiego
- Ten cały showbiznesowy sznyt życia musi zdechnąć i na tym gnoju wyrosną jeszcze kwiatki - mówi w ostatnim wywiadzie dla "Zwierciadła" Zbigniew Wodecki. Muzyk nie przestaje zaskakiwać. Tym razem opowiedział o tym, dlaczego jest za karą śmierci dla morderców i o tym, jak żyło się artystom w czasach komunizmu.
- Jeśli tylko ktoś zamordowałby mi kogoś bliskiego, nie tylko przegryzłbym mu własnymi zębami grdykę, ale i pieczołowicie obserwowałbym, jak bardzo się męczy. Czy tak jest po chrześcijańsku? Raczej tak, bo w Starym Testamencie jest "oko za oko". Jestem zresztą pewien, że każdy normalny człowiek ma w sobie taką pierwotną siłę, choć oficjalnie powie, że nadstawi drugi policzek, no ale to jest tylko hipokryzja. Zupełnie taka jak u pewnego pasterza z Torunia, który swoim wężowym sykiem radzi ludziom, jak najlepiej na świecie znienawidzić bliźniego i jak najskuteczniej mu źle życzyć. Cóż, szkoda tylko, że ten naród taki głupi - mówi w wywiadzie zapytany o to, czy wciąż jest za tym, by morderców skazywać na karę śmierci.
Wodecki od lat nie ukrywa swoich poglądów na ten temat. Kiedy w 1991 roku zamordowano jego kolegę, Andrzeja Zauchę, stoi na stanowisku, że takich przestępców nie powinno się osadzać w więzieniach, a odbierać im życie.
Muzyk, którego piosenek nie trzeba nikomu przypominać, po kilku latach przerwy wrócił z albumem "1976: A Space Odyssey", który nagrał razem z orkiestrą "Mitch & Mitch". W tym roku zdobył już dwa Fryderyki. Dziś wiele osób z branży mówi, że przeżywa drugą młodość. A jak on sam wspomina czas, kiedy debiutował?
- Artystom kiedyś nie było źle, mimo że zawsze byli przecież "przeciw", bo nawet gdyby czerwoni byli superdobrzy, to i tak nie wypadało być "za". Wszyscy więc napieprzaliśmy na tę komunę i każdy z nas stawiał sobie za punkt honoru, żeby go przymknęli choćby na jedną dobę hotelową - wspomina Wodecki. - W komunie było bardziej czarno-biało, ale dawało się przeżyć na grząskiej i mglistej powierzchni show-biznesu, bo w statku obok płynął zawsze jakiś Szymanowski czy też Rachmaninow. A dziś? Pozycja artysty w wolnej Polsce zdziadziała do tego stopnia, że mówią o nim grajek. Żyjemy w czasach, kiedy ludzie bardziej szanują aktora, który gra skrzypka, niż skrzypka, bo wolą światło odbite. A tymczasem wystarczy zgasić te reflektorki i już po gwiazdach - dodaje.
Jak sam przyznaje, jego największym atutem są włosy. Bez nich musiałby zaczynać wszystko od początku. W wywiadzie opowiedział także, czy zdecydowałby się wziąć udział w reklamie kosmetyków.
- Szampon? Bardzo chętnie, ale nie przeciwłupieżowy. Maści przeciwko mendom też bym nie promował oraz takiej na hemoroidy, to na pewno nie, do widzenia. Kwiatuszku, zasady to jedno, ale ja przecież jestem estetą - mówi.