Zderzenie w powietrzu - ocaliły ich spadochrony
Kolizje samolotów w powietrzu to z reguły tragiczne w skutkach katastrofy, w których giną wszyscy znajdujący się na pokładzie. Co jednak, gdy zderzają się ze sobą maszyny wiozące... skoczków spadochronowych? Okazuje się, że wszystko może skończyć się dość pomyślnie - trzeba tylko w porę otworzyć spadochron.
04.11.2013 | aktual.: 05.11.2013 08:31
Do niecodziennego wydarzenia doszło w amerykańskim stanie Wisconsin. Dwa samoloty ze skoczkami spadochronowymi odbywały lot niedaleko Jeziora Górnego - największego jeziora w kompleksie pięciu Wielkich Jezior w USA. Na pokładzie samolotu-lidera było czterech skoczków, w tym jeden instruktor. W drugiej maszynie, która podążała tropem pierwszej było pięciu spadochroniarzy - dwóch z nich było już gotowych do skoku, pozostali dopiero się przygotowywali.
Kiedy ekipa z pierwszego samolotu gotowiła się do oddania ostatniego tego dnia skoku, nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji. Drugi samolot niespodziewanie wleciał nad lidera, po czym opadł na maszynę, niszcząc ją. - Powstała kula ognia, a skrzydła oddzieliły się od kadłuba - relacjonuje Mike Robinson, instruktor skoków spadochronowych, który był na pokładzie pechowej maszyny w momencie kolizji.
Spadochroniarze nie mieli chwili do stracenia. - Wiedzieliśmy, że to katastrofa. Skrzydło po prostu zniknęło. Musieliśmy skakać. - zwierzali się. Skoczkowie opuścili rozpadający się samolot na wysokości około 6 000 metrów. Pilotowi maszyny udało się katapultować.
Bardziej nerwowo musiało być z pewnością w drugim samolocie, który niespodziewanie "wjechał" w lidera. Spadochroniarzy, którzy byli już gotowi do skoku, siła zderzenia po prostu wyrzuciła w powietrze. Pozostała trójka musiała na gwałt przygotować spadochrony i również opuścić płonącą maszynę.
Nawet gdy wszystkim spadochroniarzom udało się znaleźć się na wolnym powietrzu, nie oznaczało to, że są bezpieczni: "Rozglądaliśmy się i widzieliśmy, że odpadło skrzydło. Paliło się, a obok nas spadało mnóstwo elementów samolotu, którym dopiero co lecieliśmy. Spadaliśmy szybciej, więc martwiliśmy się głównie o to, by jak najszybciej opuścić teren katastrofy - relacjonuje jeden z uczestników katastrofy.
Dziewięciu skoczków i pilot lidera dotarli do ziemi i wyszli z katastrofy bez szwanku. Pilotowi samolotu-sprawcy kolizji udało się bezpiecznie posadzić maszynę na pobliskim lotnisko - było to możliwe tylko dlatego, że w wyniku wypadku konstrukcja nie ucierpiała aż tak bardzo jak lider. W przeciwnym wypadku trzeba by było mówić o tragedii, a można - o niewiarygodnym szczęściu.