Christopher McCandless
Historię tego człowieka zna każdy, kto oglądał głośny film "Wszystko za życie" (Into the Wild). Christopher McCandless zaraz po studiach oddał organizacji charytatywnej wszystkie swoje oszczędności i wyruszył w podróż po Ameryce Północnej, po dwóch latach dotarł na Alaskę. Tu, mieszkając w pozostawionym przez myśliwych autobusie, pozostawał w całkowitym odosobnieniu, pożywienia szukał w dziczy na własną rękę (choć właściwie nie miał o tym zielonego pojęcia). Po dwóch miesiącach postanowił wrócić do cywilizacji, lecz uniemożliwiły mu to wezbrane wody pobliskiej rzeki. Po kolejnych dwóch miesiącach napisał w swoim notatniku ostatnie słowa: "Miałem szczęśliwe życie i dzięki ci, Panie. Do widzenia i niech Bóg was wszystkich błogosławi!", zaś za szybą autobusu zostawił kartkę: "S.O.S. Potrzebuję pomocy. Jestem ranny, bliski śmierci i za słaby, żeby się stąd wydostać. Jestem zupełnie sam, to nie są żarty. Na miłość boską, pozostańcie tutaj, żeby mnie ratować. Wyszedłem zbierać jagody w pobliżu i wrócę wieczorem.
Dziękuję, Chris McCandless, sierpień?".
Jego ciało, ważące zaledwie 30 kg, znaleziono w śpiworze wewnątrz autobusu 19 dni później. Uznaje się, że Christopher McCandless zmarł na skutek zagłodzenia. Widoczne obok zdjęcie jest ostatnim portretem, jakie dzięki samowyzwalaczowi udało mu się zrobić.