Zdzisław Marchwicki - czy to na pewno on był "Wampirem z Zagłębia"?
26.04.2016 | aktual.: 07.04.2017 13:10
Tysiącem zabójstw chciał "uczcić" tysiąclecie Polski
Był najsłynniejszym seryjnym mordercą w Polsce. W jego procesie brały udział setki widzów - na jednej z rozpraw było ponad 800 osób; każdy chciał zobaczyć mężczyznę oskarżonego o zabójstwo czternastu kobiet, którego ofiarą była między innymi Jolanta Gierek, bratanica Edwarda Gierka. 18-letnia dziewczyna została zamordowana w 1966 roku w Będzinie. Przyszły przywódca PRL był wówczas szefem partii komunistycznej na Górnym Śląsku.
26 kwietnia 1977 roku w milicyjnym garażu w Katowicach wykonano wyrok śmierci na Zdzisławie Marchwickim, przez wiele lat budzącym grozę "Wampirze z Zagłębia".
Aresztowano go pięć lat wcześniej. Mieszkanki Zagłębia i Górnego Śląska odetchnęły z ulgą - w końcu mogły przestać bać się wychodzić samotnie z domów czy wracać po zmroku z pracy. Mężczyźni nie musieli się już zamartwiać, że ich kobietom grozi tajemniczy szaleniec...
Czy jednak osądzony i skazany na karę główną Marchwicki, o którym krążyły mrożące krew w żyłach pogłoski, że na "tysiąclecie państwa polskiego chce zabić tysiąc kobiet", rzeczywiście był osławionym "Wampirem"?
Zabójca czy kozioł ofiarny?
Bił je aż do śmierci, a potem bezcześcił zwłoki
Działalność "Wampira z Zagłębia" rozpoczęła się 7 listopada 1964 roku, gdy w Dąbrówce Małej, dzielnicy Katowic włączonej do miasta w 1960 roku, zabił swoją pierwszą ofiarę - Annę Mycek. Morderstwo to zapoczątkowało serię 21 napadów.
Schemat działania zwyrodnialca był zawsze taki sam: szedł za upatrzoną kobietą, podbiegał do niej od tyłu, a następnie uderzał w głowę ciężkim, tępym narzędziem. "Wampir" nie przerywał bicia nawet wtedy, gdy ofiara leżała już na ziemi. Ciosy w głowę zadawał aż do zgonu napadniętej. Po śmierci bezcześcił jej zwłoki.
"Wampir" działał od 1964 do 1970 roku. Przestępca atakował kobiety w Katowicach, Czeladzi, Będzinie, Sosnowcu, Sławkowie, Gródkowie, Grodźcu, Wojkowicach i Siemianowicach Śląskich.
Apogeum zbrodni przypada na rok 1965. "Wampir" zaatakował wówczas aż jedenaście razy.
W 1965 roku w Komendzie Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Katowicach powołano specjalną grupę w celu ujęcia zwyrodnialca. Początkowo nosiła ona nazwę "Zagłębie", wkrótce jednak zmieniono ją na "Anna" - od imienia pierwszej ofiary "Wampira".
Zabójstwo Jolanty przelało czarę
Zagłębie i Górny Śląsk opanowała psychoza strachu. Kobiety bały się wychodzić z domów, a ich mężowie lub bracia eskortowali je w drodze powrotnej z pracy. Ludzie podejrzliwie patrzyli nie tylko na przyjezdnych, ale nawet na dobrze sobie znanych sąsiadów. "Wampirem" mógł być przecież każdy.
Kilkunastomiesięczne śledztwo milicji nie przynosiło żadnych, nawet najmniejszych rezultatów. "Wampir" nie dał się także złapać na wystawiane "na wabia" w odludnych miejscach funkcjonariuszki.
Władze partyjne z rosnącą niecierpliwością patrzyły na opieszałe działania podległych sobie służb. Miarka przebrała się, gdy 11 października 1966 roku w Będzinie wydobyto z rzeki zwłoki 18-letniej Jolanty, bratanicy Edwarda Gierka, ówczesnego I sekretarza Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Katowicach.
Gierek za punkt honoru wziął sobie rozwiązanie sprawy "Wampira". W górnośląskiej milicji wiedziano dobrze, że "towarzysz I sekretarz" nie odpuści i że trzeba "wykazać się", bo inaczej polecą głowy.
Nagroda w wysokości 40-letnich zarobków
W 1968 roku zdesperowane organy porządku publicznego wyznaczyły gigantyczną na ówczesne czasy nagrodę pieniężną - w wysokości miliona złotych - za wskazanie mordercy. Była to równowartość 40-letnich zarobków! Przeciętna roczna pensja w tym czasie wynosiła około 25 tys. zł.
Nic więc dziwnego, że do milicji obywatelskiej zaczęły rychło wpływać liczne donosy. Na podstawie zdobytych w ten sposób mniej lub bardziej wiarygodnych informacji milicjanci sporządzili hipotetyczny psychofizyczny model sprawcy, a następnie wytypowali 267 podejrzanych. W ich gronie znalazł się Zdzisław Marchwicki.
Mężczyznę aresztowano jednak dopiero 6 stycznia 1972 roku, w blisko dwa lata po ostatnim morderstwie przypisanym "Wampirowi z Zagłębia", którego ofiarą padła Jadwiga Kucianka. Ta miłośniczka i badaczka Śląska, pierwsza wykładowczyni literatury śląskiej na Uniwersytecie Śląskim, została zamordowana przez "Wampira" 4 marca 1970 roku.
Rodzina na ławie oskarżonych
Zdzisława Marchwickiego zatrzymano w wyniku zawiadomienia jego żony. Kobieta oskarżyła mężczyznę o znęcanie się nad rodziną. Trzy dni po aresztowaniu Marchwickiego w gazetach ukazała się informacja, że "ujęto osobnika podejrzanego o dokonanie serii potwornych zbrodni".
Kilka miesięcy po zatrzymaniu mężczyzny aresztowano także dwóch jego braci - Jana i Henryka. Obu oskarżono o współudział w zamordowaniu Jadwigi Kucianki.
Proces Marchwickich rozpoczął się 18 września 1974 roku, a zakończył 28 lipca 1975 roku. Zdzisława i Jana skazano na karę śmierci, a Henryka - na 25 lat więzienia.
Na ławie oskarżonych zasiedli także siostra Marchwickich - Halina Flak i jej syn Zdzisław. Kobieta dostała 4 lata więzienia - za przyjęcie od brata Zdzisława rzeczy zrabowanych ofiarom, a jej syn, który wiedząc o planowanym morderstwie Jadwigi Kucianki, nie powiadomił o tym organów ścigania, został skazany na 2 lata.
Wyrok śmierci na Zdzisławie Marchwickim wykonano 26 kwietnia 1977 roku. Tego samego dnia, w godzinę po egzekucji brata, życie zakończył także Jan Marchwicki. Nikt nie wie, gdzie zostali pochowani. Być może ich zwłoki trafiły do Akademii Medycznej w Katowicach do wykorzystania jako preparaty przez studentów.
Zdemoralizowani, ale czy winni?
Henryk Marchwicki wyszedł z więzienia w 1991 roku. Choć schorowany - szybko trafił do domu pomocy społecznej - zaczął domagać się kasacji wyroku braci. "Byli niewinni, a zostali zamordowani w majestacie prawa" - powiedział na krótko przed śmiercią Janowi Dziadulowi, dziennikarzowi "Polityki". Wkrótce po rozmowie z Dziadulem Henryk Marchwicki już nie żył. Podobno spadł ze schodów.
W latach 90. reporter warszawskiego tygodnika dotarł także do obrońców Marchwickich. Po latach nie chcieli oni przesądzać o winie czy niewinności swych klientów, zgodnie jednak uważali, że nie można było skazać ich na karę śmierci w procesie poszlakowym.
"Marchwiccy to osobnicy zdemoralizowani do szpiku kości, społeczne dno. Większość brudów życia była ich udziałem. Tylko czy za to się wiesza?" - stwierdził w rozmowie z Janem Dziadulem mecenas Bolesław Andrysiak.
Wątpliwości co do winy skazanych nie miał za to gen. Jerzy Gruba, kolejny rozmówca "Polityki", który w latach 60. był szefem ekipy śledczej rozpracowującej sprawę "Wampira z Zagłębia".
"W wielu sprawach mam szereg wątpliwości, ale nie w tej, nie co do Zdzisława Marchwickiego" - stwierdził gen. Gruba.
Zagadkowa śmierć malarza pokojowego z Sosnowca
Czy zmarły w 1991 roku dawny peerelowski śledczy miał rację? Trudno to dziś przesądzić. W sprawie "Wampira z Zagłębia" jest bardzo dużo znaków zapytania.
Jednym z nich jest zagadkowa śmierć Piotra Olszowego, do której doszło 15 marca 1970 roku. Ten malarz pokojowy, mieszkaniec Sosnowca, zamordował żonę, dwoje dzieci, po czym podpalił dom i popełnił samobójstwo. Pojawiły się pogłoski, że mężczyzna, który od lat leczył się psychiatrycznie, mógł być "Wampirem". Jedną z poszlak na to wskazujących był posiadany przez niego samochód (rzecz w tych czasach bardzo rzadka) . Umożliwiał on szybkie poruszanie się bez wzbudzania zainteresowania osób postronnych.
Warto w tym miejscu wspomnieć, że 15 czerwca 1966 roku "Wampir" zaatakował dwukrotnie - najpierw w Sosnowcu, a potem, po 90 minutach, w Będzinie. Choć odległość między tymi miejscowościami wynosi zaledwie 6 kilometrów, trudno sobie wyobrazić, by morderca korzystał z publicznych środków komunikacji. Gdyby tak było, z pewnością jego wygląd (ślady krwi) mogłyby wzbudzić zainteresowanie innych pasażerów. Chyba że dysponowałby kombinezonem - na przykład takim, jakiego używa się przy malowaniu mieszkań.
To nie były odciski Marchwickiego
Niestety, z kompletnie spalonych zwłok Piotra Olszowego nie można było pobrać odcisków palców, by porównać je z odciskami znalezionymi w miejscach mordów dokonywanych przez "Wampira". Nigdy nie dowiemy się więc, czy były to linie papilarne malarza pokojowego z Sosnowca. Jedno natomiast wykazano bezspornie - nie były to odciski Zdzisława Marchwickiego.
Tajemnica "Wampira z Zagłębia" pozostanie zatem nierozwiązana?
Witold Chrzanowski
**[
ZOBACZ TEŻ: TO BYŁA OSTATNIA WYKONANA W POLSCE KARA ŚMIERCI ]( http://facet.wp.pl/egzekucja-stanislawa-czabanskiego-ostatnia-wykonana-w-polsce-kara-smierci-6002213270287489g )* *[
STANISŁAW MODZELEWSKI - TYLKO MORDUJĄC, CZUŁ SIĘ MĘŻCZYZNĄ ]( http://facet.wp.pl/stanislaw-modzelewski-tylko-mordujac-czul-sie-mezczyzna-6002212516037761g )**