MilitariaŻołnierze są za grubi, by nas bronić

Żołnierze są za grubi, by nas bronić

Nie granaty i pociski wroga a hamburgery i frytki są największym wrogiem żołnierzy armii NATO. Kolejne raporty, wypływające na przestrzeni ostatnich miesięcy ze sztabów armii różnych państw członkowskich Sojuszu, mówią o tym samym - żołnierze są coraz grubsi, a ich wartość bojowa coraz mniejsza.

Żołnierze są za grubi, by nas bronić
Źródło zdjęć: © AFP

03.07.2014 | aktual.: 04.07.2014 08:15

I wcale nie chodzi o "opasłych generałów" i oficerów sztabowych, a żołnierzy czynnie biorących udział w działaniach militarnych w ramach misji zagranicznych. Co gorsza, to nie jest problem, jak można byłoby stereotypowo przypuszczać, Amerykanów. Z plagą otyłości i tym samym niesprawności w szeregach swojej armii zmagają się między innymi Brytyjczycy, Niemcy, Czesi czy... Polacy.

Jak zauważył na łamach "Polski Zbrojnej" generał bryg. dr hab. n. med. Grzegorz Gielerak:

"Niestety w armii też nie jest najlepiej. Od siedmiu lat prowadzimy w wojsku program profilaktyki chorób układu sercowo-naczyniowego.(...) Ocenę występowania czynników ryzyka chorób sercowo-naczyniowych oraz badania przeprowadziliśmy u ponad 100 żołnierzy - kandydatów do służby poza granicami kraju. Oprócz jednego przypadku, gdy wykryliśmy u żołnierza wadę serca, wszyscy na misję wyjechali. Badaliśmy ludzi przewidzianych wyłącznie na stanowiska bojowe, ze średnią wieku 27 lat, a 51 proc. z nich miało nieprawidłowe ciśnienie tętnicze, 57 proc. - otyłość lub nadwagę, 5 proc. - zaburzenia gospodarki węglowodanowej, 54 proc. - zaburzenia gospodarki lipidowej".

Zaznaczmy, że generał Gierlak mówił o teoretycznie "najlepszych z najlepszych", tych którzy stanowią o sile naszego wojska, żołnierzach, którzy na misjach zagranicznych mają zdobywać niezbędne doświadczenie, którego nie zapewnią najlepsze nawet manewry.

Możemy pocieszać się tym, choć marna to pociecha, że nie jesteśmy jedyni.

"Za grubi, by walczyć!"

Takim tytułem opatrzył artykuł traktujący o otyłości w brytyjskiej armii londyński "Sunday Times". Jak wynika z cytowanego przez gazetę raportu, przygotowanego dla brytyjskiego ministerstwa obrony, tylko w okresie od kwietnia 2011 roku do marca 2014 ponad 32 000 żołnierzy zawodowych nie zdało obligatoryjnych testów sprawnościowych. To ponad 10 proc. wszystkich żołnierzy. A sprawdzian nie należał do najtrudniejszych (44 pompki w ciągu 2 minut, 50 przysiadów lub brzuszków w dwie minuty i bieg na 2,4 kilometra - 10,5 minuty).

Testy sprawnościowe notorycznie oblewają też Amerykanie. Jak podaje "Dziennik. Gazeta Prawna" w 2007 roku z powodu nie zaliczenia sprawdzianu wydolnościowego służbę musiało opuścić 100 osób, w roku 2012, liczba ta wzrosłą do 1500. Z problemem nadwagi w swoich szeregach zmagają się też Niemcy (czterech na dziesięciu żołnierzy) i Kanadyjczycy (co czwarty cierpi na otyłość).

Dieta czeska

Wygląda na to, że knedliczki i piwo też robią swoje. Jak informuje czeska gazeta "Lidove Noviny" połowa z 22 tysięcy zawodowych czeskich żołnierzy ma nadwagę, z czego u co siódmego można wręcz zdefiniować otyłość. Jak twierdzi profesor Pavol Hlubik z Uniwersytetu Obrony w Hradec Kralove, choroba ta (otyłość) dotyka co najmniej 3,5 tysiąca żołnierzy pełniących służbę. Jednak Hlubik nie załamuje rąk. On i jego zespół szybko zakasali rękawy i opracowali plan mający rozwiązać problem.

Jak podawał RMF FM, w ciągu najbliższych sześciu miesięcy lekarze garnizonowi powinni po odpowiednich konsultacjach z żołnierzami, zalecić im diety, a kiedy będzie to konieczne, nawet przepisać środki farmakologiczne.

Hlubik uważa jednak, że najskuteczniejszym rozwiązaniem byłoby zintensyfikowanie ćwiczeń fizycznych i zaleca więcej ruchu. Na zwiększenie ilości ćwiczeń musieliby zgodzić się generałowie, ci zaś zazwyczaj są najlepszym dowodem na to, że ryba psuje się od głowy. Nie chcą oni zmuszać swoich podkomendnych do dodatkowych ćwiczeń fizycznych, ponieważ zdają sobie sprawę, że sami zawyżają statystyki...

PFi/AC, facet.wp.pl

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (184)