MilitariaZostawiła dzieci i ruszyła na wojnę

Zostawiła dzieci i ruszyła na wojnę

Jakiś czas temu pisaliśmy o tym, że kurdyjskie oddziały walczące z terrorystami Państwa Islamskiego mogą liczyć nie tylko na zorganizowane wsparcie militarne, ale również "pospolite ruszenie" z całego zachodniego świata - ochotników, których różni wszystko, począwszy od wieku, zawodu i doświadczenia militarnego . Według najnowszych doniesień za kolejną różnicę można uznać... płeć.

Zostawiła dzieci i ruszyła na wojnę
Źródło zdjęć: © Facebook

21.05.2015 | aktual.: 21.05.2015 14:14

Samanta Johnston to 25-letnia obywatelka Stanów Zjednoczonych, która przyłączyła się do kurdyjskich bojowników walczących z Państwem Islamskim. W przeciwieństwie do wielu mężczyzn z Zachodu, którzy podjęli taką samą decyzję, Johnston nie jest osobą bez żadnych zobowiązań - w USA zostawiła trójkę dzieci, które wychowywała samotnie: jedno z nich ma pięć lat, pozostała dwójka trzy lata (bliźnięta).

Johnston uważa, że choć nie było jej łatwo, wyjazd do Iraku był jedynym właściwym rozwiązaniem - kilkakrotnie pakowała się i rozpakowywała, była również bliska wycofania się z zamiaru dołączenia do Kurdów na ostatniej prostej. - Było mi bardzo ciężko. Przepłakałam całą drogę na lotnisko i prawie zmieniłam decyzję - tłumaczy Johnston. - Zrozumiałam jednak, że jeśli nie pojadę, nigdy sobie tego nie wybaczę.

Johnston w latach 2008-2011 pracowała w amerykańskiej armii jako inżynier. Nigdy jednak nie uczestniczyła w działaniach militarnych, ani nie wyjeżdżała na zagraniczne misje, więc można uznać ją za debiutantkę. Mimo że głównym zajęciem Johnston są działanie pomocnicze i o charakterze humanitarnym, kobieta lubi militarny sznyt i często pozuje z bronią w ręku lub w kamizelce kuloodpornej. Nie brakuje również postów, w których Johnstone prezentuje kobiecy punkt widzenia - m. in. skarży się na palące słońce, do którego są co prawda przyzwyczajone Kurdyjki, ale ona sama niezbyt.

Decyzja kobiety o opuszczeniu rodziny wzbudziła liczne kontrowersje, pojawiły się też oskarżenia o egoizm. Johnston nie chce zdradzić, pod czyją opieką pozostawiła swoje dzieci - mówi jedynie, że są w "bezpiecznym miejscu", w przeciwieństwie do dzieci Kurdów, które, jak sama tłumaczy, są "bezdomne i osierocone, ich matki i siostry zostały zgwałcone i sprzedane, a ojcowie zabici". Johnston twierdzi, że swój wyjazd i pomoc Kurdom traktuje w charakterze obowiązku wobec własnych potomków. - Nie mogłam po prostu siedzieć, nic nie robić i spokojnie patrzeć swoim dzieciom w oczy - zaznacza.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (117)