Zwyczaje z jajami - lanie i smaganie!
Święta Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy obfitują w przeróżne zwyczaje. Wydaje się, że te pierwsze biją drugie na głowę, jeden ze zwyczajów jednak przechyla szale na stronę Wielkiej nocy. Który? Lany poniedziałek, oczywiście...
Zwyczaj oblewania się wodą w wielkanocny poniedziałek jest pogańskim, słowiańskim zwyczajem, który polegał na symbolicznym, aczkolwiek niekiedy bolesnym wzajemnym biciu się witkami wierzby po nogach i oblewaniu wodą. Miało to symbolizować wiosenne oczyszczenie się z brudu nagromadzonego przez zimę, a w późniejszych czasach, już chrześcijańskich, także i oczyszczenie z grzechów.
10.04.2009 | aktual.: 10.04.2009 17:26
Czyżby więc od tego wziął się przesąd, że prawdziwy chłop myje się dwa razy do roku – na Boże Narodzenie i na Wielkanoc?
GALERIA MOKRYCH KOBIET >>
Z upływem lat do śmigusa doszło jeszcze - dyngusowanie czyli możliwość wykupienia się pisankami z podwójnego lania wodą i witkami wierzbowymi.
Trudno powiedzieć, kiedy te dwa zwyczaje nierozłącznie zrosły się ze sobą. Dyngus bowiem w językach słowiańskich to "włóczebny", zwyczaj wywodzący się od wiosennego zwyczaju wzajemnych wizyt, połączony z poczęstunkiem.
ŚMINGUSOWE HARDCORE >>
Dawało to uboższym możliwość solidniejszej wyżerki i zrobienia zapasów na jakiś czas, ponieważ gości zaopatrywano w żywność "na drogę". Włóczebnicy przynosili szczęście gospodarzom, jeśli zaś nie zostali odpowiednio przyjęci i zaopatrzeni, to robili skąpcom nieprzyjemne dowcipy, co z kolei zapowiadało pecha na cały następny rok. Sam wyraz dyngus prawdopodobnie wywodzi się z niemieckiego "dingen", co oznacza wykupić się.
Do XV wieku były to dwa odrębne zwyczaje: lanie wodą (i smaganie witkami oczywiście) nie było w żaden sposób połączone z dyngusem, czyli zwyczajowym poczęstunkiem. W końcu zlały się w jeden i niezależnie od tego czy poczęstunek był obfity, czy nie wodą i tak lano. Niekiedy nawet bardzo obficie.
Pierwsze udokumentowane zapisy o śmigusie-dyngusie na ziemiach polskich pochodzą z ustaw synodu diecezji poznańskich, które piętnują zwyczaj oblewania się wodą jako mający niewątpliwie pogański, więc grzeszny podtekst: „Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (...), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego”.
Niemniej pewnym jest, że śmigus czyli lanie się wodą i smaganie witkami istniał na ziemiach polskich o wiele wcześniej, o czym świadczyć może zapis w dość momentami kuriozalnym dziele Benedykta Chmielowskiego „Nowe Ateny albo akademiia wszelkiej sciencyi pełna, na różne tytuły jak na classes podzielona, mądrym dla memoryjału, idiotom dla nauki, politykom dla praktyki, melankolikom dla rozrywki erygowana”.
Podaje on, że wiosenne lanie wodą obserwowano już około 750 roku naszej ery. Możliwym więc jest, że takie wiosenne rytualne oczyszczenie przywędrowało na ziemie słowiańskie wraz z kupcami rzymskimi i z czasem nabrało charakteru bardziej zabawowego.
Mimo kościelnych zakazów zwyczaj był niemal powszechnie praktykowany w całej Polsce, więc kościół z czasem się z nim pogodził, przekształcił nieco i włączył do kalendarza świąt. Szczególnie, że oblewanie wodą ważne było dla młodych dziewcząt, bo taka, której nie polano lub wysmagano, czuła się dość nieszczególnie, bowiem równoznaczne to było z brakiem zainteresowania, co mogło prorokować staropanieństwo. Panny początkowo mogły rewanżować się dopiero we wtorek, który kiedyś również był dniem świątecznym.
Współcześnie śmigus-dyngus ma charakter mocno zabawowy, aczkolwiek czasami graniczy z wybrykami o charakterze chuligańskim. Rozpowszechnił się w miastach dopiero w latach dwudziestych XX wieku i z czasem coraz bardziej przekształcał się w zwykłą zabawę, tracąc przy tym obrzędowy charakter. Początkowo bowiem łączono go z oczyszczeniem z brudu grzechów, miał też zapobiegać chorobom. Świadczą o tym zachowane jeszcze gdzieniegdzie zwyczaje – na przykład skrapiana pól wodą święconą, czy objeżdżanie ich w procesji konnej.
Powszechnie jednak jest to już tylko i wyłącznie lanie wodą, z różnym nasileniem i różnymi sposobami. W latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku na przykład „pomysłowa” młodzież uruchamiała hydranty uliczne, zaś w siedemdziesiątych i osiemdziesiątych posługiwała się rzucanymi z okien woreczkami czy prezerwatywami napełnionymi wodą. Ostatnio królują jednak wyjątkowo poręczne plastykowe butelki po napojach.
Co bardziej „przywiązani” do śmigusa nie stronią jednakże od wiader wylewanych na ofiary, płci żeńskiej oczywiście, potrafi ona jednak rewanżować się tym samym, bowiem wtorek nie jest już dniem świątecznym, w związku z tym zanikł już niemal całkowicie zwyczaj, że płeć piękna mogła lać wodą tylko na drugi po Lanym Poniedziałku dzień.
Zabierając się za solidne oblewanie przypadkowych ofiar warto jednak pamiętać, że jest to dość mocno ścigane przez policję i straż miejską i zarobić za to można wyrok w sądzie grodzkim. Kiedy zaś Wielkanoc trafia się tak wcześnie, jak w tym roku i spodziewać się można niespodziewanego ataku zimy, to ofiarę oblewania można zamienić w sopel lodu.