Gdy ofiara broni oprawcę, czyli o syndromie sztokholmskim
Wszystko zaczęło się od napadu na bank
Jak to się stało, że czworo pracowników szwedzkiego banku, przetrzymywanych przez kilka dni pod lufami karabinów przez bandytów, po wyjściu na wolność nie tylko wyrażało sympatię dla przestępców, ale nawet stawało w ich obronie? Odpowiedzi od ponad 40 lat poszukują naukowcy, którzy od czasu tej historii zaczęli używać terminu „syndrom sztokholmski”.
Wczesnym rankiem 23 sierpnia 1973 r. do mieszczącej się na sztokholmskim placu Norrmalmstorg siedziby Sveriges Kreditbanken wszedł młody mężczyzna w płaszczu, spod którego po chwili wyciągnął karabin maszynowy i wystrzelił kilka serii na oślep.
Napastnikiem był 32-letni Jan-Erik Olsson, kryminalista skazany parę miesięcy wcześniej na pobyt w więzieniu w Kalmar. Za dobre sprawowanie mężczyzna został jednak wypuszczony na przepustkę, ale nie zamierzał wracać za kratki. Po zastraszeniu pracowników banku, czworo z nich (trzy kobiety i mężczyznę) wziął jako zakładników, a następnie zaapelował do szwedzkich władz o wypuszczenie z więzienia kumpla, Clarka Olofssona, z którym siedział w jednej celi. Prośbę spełniono i niedługo później jego przyjaciel też pojawił się w siedzibie Sveriges Kreditbanken.