John Lennon - idol bardzo nieidealny
Stał się legendą. Ale czy słusznie?
Stał się legendą. Ale czy słusznie?
"Właśnie zastrzeliłem Johna Lennona" - te słowa wypowiedziane 35 lat temu przez Marka Davida Chapmana wciąż wzbudzają wielkie emocje. 8 grudnia 1980 roku jeden z najbardziej znanych muzyków w historii zginął w wyniku ataku szaleńca. Stał się legendą. Ale czy słusznie?
Jak zawsze chciał docenić swoich fanów. Mimo że zbliżała się 23.00, pod budynkiem Dakota w Nowym Jorku kręciła się grupka jego wielbicieli. John Lennon lubił spotykać się z nimi, podpisać płytę, czy stanąć do wspólnego zdjęcia. "Witamy się, gawędzimy. Nigdy nie są nachalni" - opowiadał w wywiadach. To dlatego zamiast podjechać limuzyną na dziedziniec kamienicy, tym razem również wysiadł z auta przy ulicy i resztę drogi chciał pokonać na piechotę. Był głodny, ale zamiast do ulubionej restauracji na rogu, spieszył się do domu, by ucałować na dobranoc pięcioletniego synka. Kiedy dochodził do bramy, usłyszał, jak ktoś go woła. Nie zdążył się odwrócić. Z pięciu kul wystrzelonych przez Marka Davida Chapmana, cztery trafiły Lennona w plecy. Zdołał jeszcze doczołgać się do schodów i krzyknąć w kierunku odźwiernego, że został postrzelony. Później stracił przytomność.