"Coś ty pieronie nawywijał?"
Okazja do ucieczki nadarzyła się w czerwcu 1966 r. w Goeteborgu, gdzie Polonia Bytom grała w Pucharze Intertoto. Razem z Banasiem opuścili drużynę dwaj inni piłkarze - Konrad Bajger i Norbert Pogrzeba.
Cała trójka szybko pożałowała tej decyzji. Gdy Banaś przeczytał umowę podsuniętą przez ojca wyszło na jaw, że Paul Helmig zastrzega sobie 10 procent wartości każdego transferu syna. Dlaczego? Ponieważ... poniósł koszty jego wychowania. "Co za bezczelność?! Przez 23 lata nie dał znaku życia, nawet głupiej czekolady mi nie wysłał" - denerwuje się Banaś.
Piłkarz liczył, że mimo wszystko uda mu się dostać do innego niemieckiego klubu, jednak FIFA nałożyła na uciekinierów dwuletnią dyskwalifikacją obowiązującą we wszystkich rozgrywkach.
Skruszony Banaś postanowił wrócić do Polski. Po przyjeździe spotkał się z Jerzym Ziętkiem, wszechwładnym wojewodą katowickim. "Przywitał mnie sympatycznie: "I coś ty pieronie nawywijał?" - i ciągnął dalej. "Nie martw się, chopie. Też narobiłem parę felerów w życiu, a najgorszy, że się ożeniłem. Ty się nie martw, ty się nam odwdzięczysz, jak będziesz strzelał dla reprezentacji" - relacjonuje Banaś.
Po trzech miesiącach znów grał w lidze. W 1969 r. przeszedł do Górnika Zabrze i był współautorem największych sukcesów klubu - rok później śląski zespół dotarł do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. To wtedy Banaś zyskał przydomek "polski George Best".