CiekawostkiKres każdych dni

Kres każdych dni

Zazwyczaj to w okolicach pierwszego listopada nasze myśli zaczynają krążyć wokół Tych co odeszli. Niezależnie jednak od tego, w jaki sposób to się stało, o ich brak obwiniamy zawsze nieuchronną i nieubłaganą śmierć. Nieuchronną i nieubłaganą, bo każdego z nas przecież ona czeka, stanowiąc naturalny kres życia.

Jej pojęcie zaczyna się ostatnimi czasy rozmywać, a powodem tego jest rozwój medycyny. Tracą bowiem na znaczeniu nie budzące kiedyś wątpliwości jej znamiona – ustanie akcji oddechowej i zatrzymanie krążenia. Za dokładny moment śmierci przez wieki uznawano ostatni oddech lub ostatnie uderzenie serca. Obecnie jednak medycyna potrafi wymusić specjalną aparaturą podtrzymać zarówno oddychanie, jak i krążenie krwi.

Kres każdych dni
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

31.10.2008 | aktual.: 12.04.2010 16:50

Zrodziło to potrzebę stworzenia nowej definicji śmierci. Uznano więc, że człowiek przestaje żyć w momencie, kiedy następuje śmierć całego mózgu. I taka jednak definicja okazała się niewystarczająca, bowiem komórki mózgowe nie umierają jednocześnie, więc definicję tę zmodyfikowano i uznano, że śmierć następuje wtedy, kiedy umiera pień mózgu. Jednakże i taki stan nie oznacza, że przerwane zostaje życie wszystkich komórek mózgowych – część komórek pozostaje ciągle przy życiu. Mimo to współcześnie uznaje się, że ten właśnie moment należy przyjmować za ostateczny.

Mocno dyskusyjnym pozostanie pytanie, czy w takim momencie funkcjonuje jeszcze świadomość i pamięć. Wspomnienia tych, którzy wrócili z "tamtej strony" zdają się wskazywać na to, że i pamięć, i świadomość umierają ostatnie. Bez końca można dochodzić, czy to autentyczne wspomnienia, czy tylko wykwity wyobraźni. Do bezspornych wniosków zapewne nie uda się dojść czytaj więcej...

Niemniej za ten ostateczny moment uznaje się ustanie wszelkich możliwych, dających się zaobserwować bez specjalistycznego oprzyrządowania oznak życia i nieodwracalne zatrzymanie funkcji życiowych. Mors, exitus, letalis... i człowieka nie ma. Poprzedza to jednak dość długi proces – o ile tylko śmierć następuje w sposób naturalny. Proces, w którym wystąpić mogą (i przeważnie tak jest) specyficzne stany.

Pierwszym z nich jest agonia, w trakcie której następuje osłabienie procesów życiowych i czynności poszczególnych układów organizmu. Stan taki to życie zredukowane. Organizm w agonii zapaść też może w stan życia minimalnego, podczas którego w poszczególnych organach ledwie tylko tli się życie. W tym stanie umierający może wpaść w letarg czyli śmierć pozorną. W letargu oddychanie i krążenie są tak zredukowane, że są praktycznie niewykrywalne – znane są przecież przypadki, kiedy to pozorny nieboszczyk ożywał w kostnicy lub – o zgrozo – na cmentarzu.

Agonia zatem nie zawsze kończy się ostatecznością – może wystąpić stan, który nazwano śmiercią kliniczną. Zatrzymuje się wtedy krążenie, ustaje oddech, ale jest to odwracalne – można pobudzić zarówno krążenie, jak i oddychanie i niejako przywrócić umierającego do życia. Kiedy jednak dochodzi do tak zwanego okresu interletalnego, to znaczy do stopniowego nieodwracalnego zamierania wszelkich biologicznych funkcji organizmu, nadchodzi ta ostateczna chwila, w której lekarz zaczyna wypisywać akt zgonu czytaj więcej...

Jakby więc na zjawisko śmierci nie patrzeć, prędzej czy później każdego ona czeka. Człowiek nie do końca mimo to był, jest i zapewne będzie się z tym w stanie pogodzić. Nie jest w stanie przyjąć, że nieodwracalnie zniknie ze świata, który zna i nie będzie już uczestniczył w życiu najbliższych i nie będzie obserwatorem życia innych. Stąd też zapewne i personifikacja śmierci, która w różnych kulturach występuje pod różnymi postaciami. Stąd też i tworzenie różnych wizji zaświatów – czyli światów, w których żyje się nadal., po opuszczeniu swej ziemskiej powłoki.

Uosobiona śmierć kojarzona jest w naszej kulturze z kobietą, a raczej jej szkieletem odzianym w śmiertelny całun z kapturem. Jest ona nieprzekupna, nieubłagana i bardzo niechętnie wdaje się w rozmowy ze swoimi ofiarami. Takie wyobrażenie może wynikać z tego, że pierwiastek żeński w wielu kulturach kojarzony jest ze złem, zaś upór śmierci w dopadaniu ofiar może wynikać z przypisywaniem jej ludzkich odruchów.

Są jednak kultury, w których śmierć jest mężczyzną, na dodatek wojownikiem. Są i takie, w których jest to wiekowy mędrzec, znający wszystkie tajemnice świata. Są i takie, w których jest to bezrozumna istota, kierująca się prostymi odruchami i tylko wykonująca wyroki jakiejś siły wyższej. Tak czy inaczej – jest to zawsze istota nieprzekupna i w żaden sposób nie dająca się nakłonić do zmiany decyzji czytaj więcej...

*Poważnie * Próbowano ją więc na różne sposoby oswoić, a raczej oswoić się z nią. Trafiała więc i trafia nadal do różnego rodzaju przejawów twórczości artystycznej. Średniowieczny danse macabre – taniec śmierci – jest tego klasycznym dowodem. Śmierć wyobrażany jako kobiecy kościotrup, często z gnijącym jeszcze ciałem, wciąga w makabryczny taniec tych, których właśnie ma zamiar zabrać.

Memento mori – pamiętaj o śmierci – motyw pojawiający się niemal ciągle w literaturze również jest rodzajem działania obliczonego na oswojenie się z ostatecznym wyrokiem. Jest nim też retorycznie stawiane pytanie "ubi sunt?" – gdzie oni są? Które przecież całkiem niedawno zabrzmiało w "Białej fladze" Grzegorza Ciechowskiego i Republiki. Stąd też może i nader częste, żeby nie powiedzieć sztandarowe, motywy śmierci w heavy, trash, groove, death, black czy industrial metalu. Stąd i fascynacja śmiercią w różnych młodzieżowych subkulturach, negujących strach przed nią.

A kiedy już dojdzie do spotkania z nią (lub nim), człowiek trafia w zaświaty, które w różny sposób sobie wyobraża. Może więc to być kraina wiecznej szczęśliwości, w której sprawiedliwym usługują ci, co na to miano nie zasłużyli. Może to być raj pełen hurys, w którym nurzać się można we wszelkich wyobrażalnych i niewyobrażalnych rozkoszach. Może to być kraina wojowników, toczących ze sobą nieustanne boje. Może wreszcie być kraina bogów, w której trwa wieczna biesiada, na której podają nektar i ambrozję – gwarantujące wieczną szczęśliwość i nieśmiertelność czytaj więcej...

Właśnie – nieśmiertelność. Nie ma kultury, która przyjmowałaby, że życie kończy się wraz ze śmiercią. Każda religia daje gwarancje nieśmiertelności, przedłużenia bytu ziemskiego w jakiś inny, istniejący poza ciałem i doczesnością. Ulotna dusza wędruje więc w taki czy inny świat lub też wciela się w inną istotę, wędrując bez końca po świecie. Można więc być w jednym życiu człowiekiem, w innym zaś – wskutek popełnionych za życia grzechów – stać się świnią lub pchłą. Można też gromadzić w sobie siły innych spożywając ich organy – przede wszystkim serce i mózg.

W co by się jednak nie wierzyło, tak czy inaczej kiedyś nadejdzie kres. Pozostanie jedynie (a może aż?) pamięć tych, którzy pozostaną wśród żywych. Świeczka i znicz.

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)