Najdziwniejszy przemytnik na świecie? Do ogarniętej wojną Syrii przewozi zabawki
Podczas wojny kwitnie przemyt, a podstawowe artykuły przemysłowe są na wagę złota. Żywność, leki, ale również broń, paliwo i ekwipunek – to artykuły pierwszej potrzeby. Czy w tym wszystkim znajdzie się miejsce na futrzane pluszaki? Okazuje się, że gdy na miasta spadają bomby, a dookoła świszczą kule, maskotki i lalki są równie ważne, jak czysta woda, chleb i środki dezynfekujące.
11.10.2016 | aktual.: 11.10.2016 17:03
Doskonale rozumie to Rami Adham – 43-letni Syryjczyk mieszkający od 1988 roku w Finlandii. Mężczyzna zajmuje się pomocą dla cywilów w swojej ojczyźnie i prowadzi agencję humanitarną. Od kilku lat osobiście jeździ z konwojami, a w Syrii melduje się średnio co dwa miesiące. Na swoim koncie ma blisko trzydzieści misji, a za każdym razem „szmugluje” do ojczyzny około 80 kilogramów zabawek – maskotek oraz lalek. Oryginalny rodzaj ładunku sprawił, że Adhama zaczęto nazywać „szmuglerem zabawek”.
Pierwszy transport Adhama miał nieco bardziej prozaiczny charakter. Syryjską granicę przekraczał obładowany tym, co dla cywilów podczas wojny jest artykułami pierwszej potrzeby: żywnością oraz lekarstwami. W transporcie znalazło się jednak coś, co było zapowiedzią przyszłej działalności mężczyzny: 25 pluszowych misiów i 36 lalek Barbie.
Adham podkreśla, że nie planował brać ze sobą zabawek – po prostu nie przyszło mu to do głowy. Skłoniła go do tego dopiero jego 3-letnia córka. Dziewczynka uparła się, by oddać własne zabawki syryjskim dzieciom. Postawiła jednak jeden warunek: po powrocie ojca chciała otrzymać nową lalkę.
Mężczyzna zdecydował się spełnić życzenie córki i wziął ze sobą jej stare zabawki. Tak zaczęła się historia „przemytnika zabawek”. – Za pierwszym razem udaliśmy się do obozu uchodźców niedaleko granicy. Przynieśliśmy żywność, ale prawdziwe zamieszanie powstało dopiero w momencie, gdy zaczęliśmy rozdawać zabawki. Dzieciaki parły ze wszystkich stron. Wówczas zrozumiałem, że jedzenie to nie wszystko, potrzebne są również pluszaki – wspomina pierwszy „zabawkowy” szmugiel w wywiadzie dla Nightly News.
W ciągu ostatnich czterech lat Adham dostarczył na tereny ogarnięte wojną tysiące lalek oraz maskotek. Jak podkreślają nauczyciele oraz wychowawcy „wojennych dzieci”, zabawki są dla najmłodszych nierzadko ważniejsze od typowego wsparcia. – Są dla nich dowodem, że ktoś się o nie troszczy – mówi jeden z nauczycieli.
Szlak, który przemierza Adham, nie należy do bezpiecznych. W czerwcu tego roku, niosąc ładunek do odciętego od świata Aleppo, ostatni kilkunastokilometrowy odcinek pokonywał pieszo – pod ostrzałem.
– To była moja dwudziesta siódma wizyta w Aleppo od 2011 roku, i chyba najbardziej niebezpieczna – wspomina.
Przez trzy tygodnie na miasto i okolice spadały bomby beczkowe i trwał ostrzał artyleryjski. Kiedy Adhamowi udało się wydostać z Syrii, na lotnisku w Stambule zjawił się akurat w dniu, w którym doszło do głośnych i tragicznych w skutkach zamachów samobójczych. Zginęło 48 osób. Wówczas uświadomił sobie, że wojenny koszmar nie kończy się na turecko-syryjskiej granicy.
Aktualnie mężczyzna planuje kolejną wyprawę do Syrii. W transporcie oczywiście nie zabraknie zabawek.