Szczerość premiera
Donalda Tuska jeszcze nie zatopiła afera podsłuchowa. Znacznie mniej szczęścia miał szef węgierskiego rządu Ferenc Gyurcsány. W 2006 r. na zamkniętym spotkaniu Węgierskiej Partii Socjalistycznej pozwolił sobie na wyjątkowo szczerą tyradę. "(...) Wszystko spieprzyliśmy. Żaden europejski kraj nie działał tak idiotycznie jak my. Kłamaliśmy przez ostatnie półtora, dwa lata. Co więcej, przez ostatnie cztery lata nic nie osiągnęliśmy. Nic. Nie będziecie w stanie podać ani jednej znaczącej decyzji rządu, z której moglibyśmy być dumni" - mówił Gyurcsány, nie spodziewając się, że jest potajemnie nagrywany.
Niedługo później taśma z tego spotkania trafiła do mediów i wywołała skandal. Na ulice węgierskich miast wyszło tysiące oburzonych Węgrów domagających się ustąpienia premiera. Jednak Gyurcsány nie chciał odejść. Ustąpił dopiero po trzech latach, pogrążając ostatecznie siebie i swoją partię, która dzisiaj stanowi tylko cień siebie sprzed lat.