Polacy w Afganistanie - misja śmierci
Polscy żołnierze, którzy pojadą na misję do Afganistanu, mogą się spodziewać wszystkiego co najgorsze - ostrzega chorąży Ramzes Śmielecki. I wie, o czym mówi. Od Października 2004 do marca 2005 roku służył w bazie Begram pod Kanulem. Wspomina to jako pół roku skoków adrenaliny, strachu i tęsknoty. Nigdy nie zapomni tego, co widział. Mimo to zamierza tam wrócić.
13.06.2007 | aktual.: 26.06.2007 12:06
Chorąży Ramzes Śmielecki, 37-letni saper z Wrocławia, o możliwości wyjazdu do Afganistanu dowiedział się dwa lata temu. Szukano chętnych do wyjazdu do bazy pod Kabulem. Długo się nie zastanawiał. Taki ma charakter. Żołnierzem chciał być od zawsze, a właściwie od momentu, gdy jako młody chłopak obejrzał serial „Czterej pancerni i pies”. Marzył, że założy mundur, weźmie do ręki prawdziwą broń – a nie jakąś plastikową pukawkę – i wyruszy na prawdziwą wojnę. Marzenie się spełniło.
ZOBACZ JAK WYGLĄDA MISJA ŚMIERCI >>
Po 19 latach służby w wojsku złożył wniosek o udział w zagranicznej misji. I czekał. – Już straciłem nadzieję, ponieważ nie było żadnego sygnału od dowództwa, a kazali mi czekać, aż sami się zgłoszą – wspomina Ramzes. – I pewnego sierpniowego dnia doczekałem się.
Tekst: Iza Klementowska