Tym Polacy upijali się w PRL-u
Jak się piło w PRL-u
Statystyczna rodzina wydawała nawet 10 proc. dochodów na wódkę, ale władze nie próbowały tego zmienić.
W szarzyźnie minionej epoki zawsze znalazła się okazja do wychylenia kielicha. "Narzeczona zdradza - seta, cenzura zdejmuje książkę - pół litra, nasi przegrywają z Ruskimi w nogę - trzydniówka" - zauważył kiedyś pisarz Janusz Głowacki. Nic dziwnego, że Polacy byli wówczas uznawani za jeden z najbardziej rozpitych narodów świata. Wlewali w siebie różne trunki, niektórzy nawet denaturat.
"Trzynasta wybiła, wstaje nowy dzień / ruszyła kolejka, wszystkim lżej / życie po trzynastej tu zaczyna się"- słowa wielkiego przeboju, którym Ireneusz Dudek zachwycił publiczność opolskiego festiwalu w 1986 roku, dla młodych ludzi brzmią prawdopodobnie dość abstrakcyjnie. Jednak dla pokolenia dzisiejszych czterdziestoparolatków pozostają bardzo żywym wspomnieniem. W 1982 roku ekipa Wojciecha Jaruzelskiego wprowadziła zakaz sprzedaży wyrobów alkoholowych przed godz. 13, co miało podobno ograniczyć pijaństwo w naszym kraju.
Zamiar się nie udał.
Przed sklepami monopolowymi na długo przed otwarciem ustawiały się potężne kolejki spragnionych. "Był to konglomerat różnych warstw społecznych: widziało się tu inteligentów, nawet poetów, hydraulika z torbą narzędzi, malarzy pokojowych w poplamionych farbami roboczymi strojach, różne inne dostojne i mniej dostojne osoby" - opisywał Marek Nowakowski w "Moim słowniku PRL-u".