CiekawostkiWszystko jest na sprzedaż

Wszystko jest na sprzedaż

O tym, że Wielki Ron (BigRon) ma przyjechać do Polski, słychać było od wielu miesięcy. Organizatorzy tej wizyty z firmy Iron Body w Łodzi, umiejętnie rozkręcali zainteresowanie.

Wszystko jest na sprzedaż
Źródło zdjęć: © kif

31.12.2007 | aktual.: 05.03.2008 13:12

Już niebawem – zapowiadali latem. – Już za parę tygodni – słyszeliśmy we wrześniu. Sprowadzenie ośmiokrotnego Mr Olympia do Polski było bardzo trudnym zadaniem organizacyjnym. Przede wszystkim ze względu na interesy głównych sponsorów Colemana, firm BMC, Weider Nutrition Intern. i Regancy Products. Żądały one gwarancji, że wizyta ich gwiazdy w Polsce nie zostanie wykorzystana do promocji konkurencyjnych firm. Spore kłopoty spowodowała również rywalizacja dwóch federacji kulturystycznych, IFBB i NAVA, które najchętniej kupiły by sobie Colemana na własność. „Wielki Ron” przyleciał do Polski niejako „przy okazji”, ponieważ w połowie listopada odbywał turę promocyjną w Niemczech.

Jak wiadomo, tegoroczna wizyta Colemana w Polsce nie była pierwsza: w 1991 roku uczestniczył w Mistrzostwach Świata, zorganizowanych w katowickim Spodku. Ale wówczas był to zawodnik zupełnie innych parametrach, lżejszy o kilkadziesiąt kilogramów i dopiero rozpoczynający karierę zawodowego kulturysty. Nikt nie mógł wtedy przypuszczać, że po kilkunastu latach tamten sympatyczny, proporcjonalnie zbudowany zawodnik zamieni się w 145-kilogramowego championa, będącego symbolem pewnej linii rozwojowej w kulturystyce. Niekoniecznie tej, która najbardziej by nam odpowiadała.

Ale to właśnie za taką kulturystyką stoją najwięksi producenci odżywek i największe pieniądze. To właśnie tacy zawodnicy jak Ron Coleman funkcjonują na tym rynku w charakterze kulturystycznych ikon, niedoścignionych wzorców, uzasadniających działalność producentów i dystrybutorów odżywek, akcesoriów, maszyn treningowych, specjalistycznych mediów, a także klubów fitness.

Ten biznes rozkręca się również w Polsce i to jest naturalne. Jedyne, co nas zaskoczyło przy okazji wizyty Colemana, to uświadomienie, jak wielki jest stopień skomercjalizowania jego postaci jako idola kulturystyki. Ale biorąc pod uwagę, jak wielkie pieniądze są tu zaangażowane (przecież dwa lata temu Joe Weider sprzedał swoje kulturystyczne „imperium” za kilkadziesiąt milionów dolarów) – nie ma się czemu dziwić. W dodatku zawsze jest coś za coś: dopiero w Łodzi zobaczyliśmy na własne oczy, do jakiego stopnia Ronnie Coleman stał się niewolnikiem własnego wizerunku.

Obraz

Zobacz również

W centrum Łodzi, w 100-letniej zabytkowej willi przy ul. Sienkiewicza firma IronBody niemałym kosztem wyremontowała i wyposażyła obszerną, 300-metrową piwnicę, aby urządzić w niej luksusowo wyposażone centrum kulturystyki, fitness i odnowy biologicznej. Zgodnie z umową, Ronnie Coleman przeprowadził tam pokazowy trening, trwający nieco ponad godzinę. Niewielka grupa wybrańców oglądała mistrza Colemana „na żywo”. Około setki mniej szczęśliwych pasjonatów kulturystyki zgromadziło się na podwórku, aby chociaż przez małe okienka zobaczyć legendarnego Ronniego „w akcji”.

Cały trening został sfilmowany, a telewidzowie mogli obejrzeć to nagranie na kanale Tele5 w dniach 24 i 25 grudnia. Aby mistrz Coleman nie nudził się podczas treningu, obok niego, na tych samych maszynach ćwiczył znany łódzki strongman Kamil Bazelak. Chwilami ten potężny, ważący prawie 130 kg mężczyzna czuł się przy Colemanie jak młodszy braciszek. – Ja robię martwy ciąg z ciężarem 340 kg – opowiadał Bazelak – ale Coleman dołożył jeszcze 60 kg i podniósł 400 kg dwa razy.

45-kilogramowymi hantlami ćwiczył z taką łatwością, że tylko śmigały w powietrzu. Na rozgrzewkę, jak zwykle, zastosował wyciskanie sztangi w leżeniu. Zaczął od 80 kg, a potem dokładał po 20 kg, aby zakończyć na 145 kg. Za każdym razem były to serie po 10 powtórzeń, wykonywane w takim tempie, że prawie nie nadążaliśmy z liczeniem. Dopiero po takiej rozgrzewce wykonał 10-minutową prezentację, którą filmowaliśmy kilkoma kamerami. Pomyślałem wtedy, że takiej muskulatury już chyba nikt nigdy nam nie pokaże, gdy Coleman zakończy karierę kulturysty. A gdy podszedł do suwnicy i poprosił, żeby założyć na nią dwa tysiące funtów (ponad tysiąc kg), wszyscy pomyśleli, że się przesłyszeliśmy. Ale Ronnie spokojnie umieścił nogi pod ciężarem i wypchnął go osiem razy, z krótkimi tylko przerwami. Wtedy zrozumiałem, że BigRon to prawdziwy fenomen. Największy z wielkich.

Po treningu Coleman spędził obowiązkowe pól godziny w sali odnowy biologicznej. Wykąpany, wymasowany i odprężony godzinę później pojawił się w wypełnionej po brzegi sali kinowej Silver Screen. Karty wstępu na spotkanie z „Wielkim Ronniem” kosztowały kilkadziesiąt złotych, ale rozeszły się błyskawicznie. Gdy kilku czołowych polskich kulturystów wyraziło chęć udziału w tym spotkaniu, powstał poważny problem: organizatorzy, chociaż z żalem, musieli im odmówić. Po prostu nie mieli prawa: gdyby na zdjęciu z Colemanem, nawet wykonanym przez amatora, pojawił się przypadkowo inny kulturysta, o którym wiadomo, że reklamuje odżywki konkurencyjnej firmy, oznaczało by to naruszenie przez Colemana warunków kontraktu.

Obraz

Zobacz również

A więc i odpowiednie konsekwencje finansowe. Na sali przeważali więc ogoleni na łyso, nabici mięśniami młodzi ludzie w sportowych dresach. Wypisz wymaluj miniatury Colemana. Toteż pytania, jakie zadawali, dotyczyły ciągle tych samych spraw: o dietę, o organizację treningów, o sposoby, jakie stosuje, aby przez tak długi czas utrzymywać się na topie. Gdy jeden z tych osiłków zapytał Colemana, jakie środki mógłby polecić w pierwszym cyklu (zapewne miał na myśli sterydy), BigRon popatrzył na niego znacząco i odparł:

– Stary, nie próbuj – nie masz szans.
Pytania z sali były tłumaczone na angielski przez tłumacza, rodowitego Nigeryjczyka Femi Johsoncole’a, który pracuje w Łodzi jako wykładowca angielskiego i jednocześnie studiuje ekonomię. Po zakończeniu sesji pytań Coleman przystąpił do składania autografów na zdjęciach. Zdjęcia przywiózł ze sobą z USA, toteż ich cena również była „amerykańska” 40 zł za sztukę. Kilku ochroniarzy stało obok stolika, na którym Ronnie rozłożył zdjęcia i pilnie baczyło, aby żaden fotograf nie mógł wykonać Mistrzowi nieautoryzowanej fotografii. Około 20.00 półtoragodzinne spotkanie Colemana z publicznością zaczęło zbliżać się do końca. Ale dla „Wielkiego Rona” była to dopiero połowa tego wypełnionego wydarzeniami dnia pracy.

Po 22.00 w ekskluzywnym hotelu „Ambassador”, gdzie dla Colemana zarezerwowano apartament prezydencki, rozpoczął się uroczysty bankiet z udziałem około trzydziestu osób z łódzkiego środowiska kulturystyczno – biznesowego. Menu zostało dobrane w taki sposób, aby BigRon, ograniczony przez swoją typowo kulturystyczną dietę, nie czuł się zbytnio pokrzywdzony. Było dość skromne: zupa grzybowa, stek z ziemniakami, pieczeń z kurczaka, ryby na zimno, sałatki, kawior, owoce, szampan. Jak wiadomo, Coleman nie pije alkoholu, nawet w postaci piwa.

Oczywiście, nie stało by się nic złego, gdyby Ronnie spróbował któregoś z tych egzotycznych dla niego smakołyków. Ale nic z tego: punktualnie o 24.00 BigRon zjadł swoją porcję (ok. 400 g) piersi z kurczaka i 500 g ryżu, gotowanego w słonej wodzie. Popił to wszystko sokiem owocowym – i zaczął przygotowywać się do wywiadów telewizyjnych. Nagrania trwały do 3.00 nad ranem i dopiero około 4.00 Ronnie poszedł spać. O 8.00 rano zszedł na śniadanie, aby zjeść porcję kurczaka z ryżem.

– Ronnie nie byłby tak wielkim mistrzem – opowiadał nam Kamil Bazelak – gdyby z tak żelazną konsekwencją nie realizował wszystkich swoich harmonogramów dotyczących treningów i diety. Raz zaproponowaliśmy mu, aby ze względu na umówioną godzinę spotkania przyśpieszył zjedzenie kolejnego posiłku o 15 minut. Oczywiście odmówił. I wszyscy musieli odczekać kwadrans, aby Wielki Ron mógł otworzyć pojemnik i zjeść swoją porcję jedzenia.

Obraz

Zobacz również

Droga z Łodzi na lotnisko Okęcie trwała nieco ponad dwie godziny. Zgodnie z życzeniem Colemana, na trzydniowy pobyt w Łodzi organizatorzy wynajęli samochód jego ulubionej marki: wielkiego, czarnego VW Touareg z klimatyzacją i napędem na cztery koła. Kontrakt przewidywał, że z przodu na masce samochodu oraz na szybach bocznych będą naklejone duże zdjęcia Colemana. W drugim samochodzie, srebrnym VW Passat, jechali za nim ochroniarze. Ich całodobowa „opieka” nad Mistrzem również była przewidziana w kontrakcie. Prawdopodobnie amerykańscy sponsorzy Colemana sądzą, że w Polsce gangsterzy tylko czekają, aby rozprawić się z Wielkim Ronem, który bądź co bądź jest z zawodu policjantem.

Gdy o 12.30 z Okęcia wystartował samolot w bezpośrednim locie do Dallas, wszystkim osobom odpowiedzialnym za pobyt Colemana w Polsce spadł kamień z serca. Aż strach pisać, jakie konsekwencje przewidziane w kontrakcie mogły im grozić, gdyby Colemanowi stało się w Polsce coś złego.

Według nieoficjalnych informacji, trzydniowy pobyt Colemana w Polsce kosztował firmę IronBody kilkadziesiąt tysięcy zł. Nie wiadomo, kiedy organizatorom zwróci się ta suma i czy w ogóle. Jest szansa, że już w przyszłym roku Coleman jeszcze raz pojawi się w Polsce, tym razem z upoważnieniem do podpisywania kontraktów reklamowych. Jeśli komuś ten termin wydaje się zbyt odległy, może skorzystać z zaproszenia do spędzenia z Wielkim Ronem trzydniowego weekendu w jego rodzinnym Arlington. Koszt imprezy – „tylko” 750 dolarów. Oferta w tej sprawie niedawno ukazała się na oficjalnej stronie internetowej Colemana. Mamy mieszane uczucia, czytając tę ofertę. Z jednej strony, nie ulega wątpliwości, że jeśli chodzi o umiejętność zarabiania pieniędzy na kulturystyce, polscy kulturyści nie dorastają Colemanowi do pięt. Ale czy w ogóle chcieliby go naśladować?

RONNIE COLEMAN urodził się 13 kwietnia 1964 r. w Bastrop w stanie Louisiana. Kulturystykę trenował od 13 roku życia. Jego kariera jako zawodnika rozpoczęła się od zakładu, jaki zawarł z właścicielem klubu Metroflex a Arlington Było to w roku 1989. Ronnie właśnie skończył akademię policyjną i trenował w tym klubie, ale za nic nie zgadzał się na udział w zawodach. Właściciel klubu Brian Dobson od czasu do czasu przychodził do młodego policjanta i proponował mu wzięcie udziału w zawodach. Ronnie lubił jednak jeść hamburgery i nie miał ochoty przechodzić na dietę kulturysty. W pewnym momencie Dobson rzucił wyzwanie „Niedługo odbędą się mistrzostwa stanu Texas. Jeśli wygrasz, masz u mnie kartę wstępu do końca życia.”. Przez kilka miesięcy Brian Dobson podpowiadał Colemanowi, jak się odżywiać przed zawodami oraz jak pozować na scenie.

Debiutujący Coleman rozgromił konkurencję i zdobył tytuł mistrza Texasu w kwietniu 1990 roku. Droga upartego Teksańczyka była trudnym i powolnym wspinaniem się na sam szczyt. Dopiero po ośmiu latach ciężkich trenigów, ciągle pracując jako policjant, Coleman zdobył nagrodę Sandowa w październiku 1998 roku. Był to wstęp do jego triumfalnej kariery jako zawodowca, podczas której m. in.osiem razy zdobył tytuł Mr Olympia (ostatni raz w 2005 roku). Ronnie Coleman zapowiada, że jeżeli w 2008 roku uda mu się jeszcze raz zdobyć tytuł Mr.Olympia, wówczas pomyśli o wycofaniu się z czynnego udziału w rywalizacji. Ale z uprawiania kulturystyki nie zrezygnuje nigdy.

Obraz

Zobacz również

Żoną Ronniego Colemana jest piękna Vicky Gates, zdobywczynie tytułu Ms. International 1999, z którą ma pięcioro dzieci (ostatnio urodziły im się trojaczki). Ronnie trenuje wydolnościowo przez sześć dni w tygodniu, dwa razy dziennie, po godzinie za każdym razem. Stosuje dość nietypową dietę: Przez dwa dni je dużo węglowodanów (posiłki sześć razy dziennie o ściśle określonych porach), potem przez trzy, cztery dni je mało węglowodanów, potem znowu dużo.

Jego ulubionym kulturystą i wzorem do naśladowania był ośmiokrotnykrotny zdobywca „Mr Olympia” Lee Haney. Coleman ma 180 cm wzrostu, obwód jego bicepsu (po rozgrzewce) wynosi 61 cm. W sezonie startowym waży ponad 130 kg, a poza sezonem 140–150 kg

Rady Ronniego dla początkujących kulturystów
Twoim celem twym powinno być zbudowanie możliwie największej masy mięśniowej. Czas na kształtowanie mięśni przyjdzie później. Im większe mięśnie, tym bardziej radykalnie można je ukształtować i uzyskać głębszą rzeźbę. Zaprezentuję trening mięśni klatki, który przyniósł mi największe postępy w czasach, gdy byłem na waszym poziomie. Pamiętaj, że ta koncepcja jest przeciwieństwem sposobu, w jaki obecnie ćwiczę. Zamiast ciągłych zmian, u początkującego kulturysty wszystko powinno być ściśle określone. Za każdym razem, gdy przychodzisz do klubu, aby trenować mięśnie klatki piersiowej, twój trening powinien być taki sam.

Chcąc uzyskać maksimum korzyści z danego ćwiczenia musisz nauczyć się jak je wykonywać, aby najlepiej pracował ćwiczony mięsień. Tej sztuki możesz nauczyć się tylko poprzez doświadczenie. Pozostań więc przy prezentowanych tu ćwiczeniach do czasu, aż każde z nich w pełni opanujesz. Wprawa objawia się zdolnością do zmęczenia określonego mięśnia zanim padną mięśnie pomocnicze. Nie zakładaj jednak, że gdy już osiągniesz taki poziom, to czas zmienić trening. Wręcz przeciwnie. Teraz musisz jeszcze bardziej udoskonalić każdy ruch, aż stanie się on perfekcyjny.

Początkującym i średnio zaawansowanym nie polecam zmieniać niczego, oprócz zwiększania własnej siły, przez przynajmniej pół roku, a najlepiej cały rok. Moją naczelną zasadą jest wykonywanie jak najobszerniejszych ruchów kończynami. Naciąganie stawów do oporu (oczywiście nie do tego stopnia, aby groziło to kontuzją). Chodzi o to, aby wykonywać wszystkie ćwiczenia w taki sposób, aby poszczególne mięśnie były jak najbardziej rozciągnięte. To daje im elastyczność i pozwala na stosowanie dużych obciążeń w bardziej zaawansowanym okresie.

Maciej Piotrowski

Obraz

Zobacz również

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)