Co go nie zabiło, to go wzmocniło?
Na pomysł zabicia Malloya i zarobienia na tym okrągłej sumki wpadło pięciu mężczyzn, którzy dobrze znali bezdomnego miłośnika napojów wyskokowych. Doskonale wiedzieli, że picie kocha ponad życie. Jakby tego było mało, nie miał on żadnej rodziny ani znajomych. Byli przekonani, że jego śmiercią nikt się nie zainteresuje. W związku z tym zdecydowali się wykupić mu polisę na życie, a potem się go pozbyć i zainkasować pieniądze z odszkodowania. Uśmiercenie go wydawało się początkowo dziecięcą igraszką. Zgodnie z planem, który zaczęli realizować w styczniu 1933 r., mężczyzna miał sam się zapić na śmierć. Wpuszczono go zatem do baru, którego właścicielem był jeden ze spiskowców, i pozwolono pić bez żadnych ograniczeń. Mężczyzna z radością z tej propozycji skorzystał. Przychodził pić codziennie i wlewał w siebie niewyobrażalne ilości alkoholu. Efektów nie było jednak żadnych. Każdego dnia wracał niestrudzony, a litry trunków nie robiły na nim wrażenia.