Atlantyk przyjął go sztormem, Pacyfik był łaskawy
Ponieważ w trakcie rejsu żeglarz nie miał odwiedzić żadnego z portów, jacht musiał pomieścić duże zapasy żywności. Do luku bagażowego jednostki trafiły konserwy mięsne, grochówka wojskowa, dwukilogramowe bochenki chleba, 500 litrów wody, a także 24 butelki spirytusu oraz kilka butelek piwa i wina.
Początek rejsu nie był dla Henryka Jaskuły pomyślny. "Bałtyk, kanał La Manche, Morze Północne były mi wybitnie nieprzychylne. Wiały przeciwne i słabe wiatry. Halsowałem na tych akwenach bez wytchnienia" - opowiadał żeglarz w Polskim Radiu po powrocie do Gdyni. Dalej było jak w dobrym filmie Hitchcocka - napięcie nieustannie rosło.
"Atlantyk południowy przyjął mnie, tak ja to potrafi zrobić w porze zimowej. Uderzenie sztormu trwało pięć dni, zepchnęło mnie z trasy" - wspominał Henryk Jaskuła.
Żeglarz odpoczął za to na Pacyfiku (Ocean Spokojny bardzo rzadko rzeczywiście taki jest). Przykrych niespodzianek oszczędził mu także Przylądek Horn.