Jaskinie śmierci
Dalszej drogi nie było! Macając naokoło rękami, wyczułem ścianę również z prawej i lewej strony, a także z dołu. Wyglądało tak, jakbym nagle znalazł się w wielkiej beczce, nie mając pojęcia, gdzie znajduje się jedyne wyjście. Przyznaję, że w takiej sytuacji można wpaść w panikę. Tylko że ze mną dzieje się pod wodą coś dziwnego: woda mnie uspokaja i wycisza. Zacząłem więc analizować sytuację W pierwszej kolejności sprawdziłem, czy to, co mam w ręku, to na pewno lina-poręczówka.
Chciałem się upewnić, czy to jest właśnie ta jedna, jedyna lina, która może wyprowadzić mnie na powierzchnię. Bo przecież zmysły są omylne. Naciągając rękami poręczówkę, opuściłem się półtora metra w dół. W ten sposób wydostałem się z kieszeni, w którą prawdopodobnie wpłynął także Lebecki. Dalej już bez przeszkód mogłem przesuwać się pod stropem w kierunku końca syfonu. Minutę później wychodziłem z wody w salce, gdzie oczekiwali pozostali uczestnicy wyprawy. Śmierć w pułapce Jak zginął Romuald Lebecki? Sekcja wykazała, że nie miał wody w płucach.
A więc nie było to utonięcie. Śmierć nastąpiła na skutek nagłego zatrzymania pracy serca. Dodatkowe zagrożenie stanowił fakt, że Lebecki oddychał czystym tlenem, podawanym przez aparat tlenowy. A nie powietrzem, jak przy nurkowaniu w akwalungu. Nurkowanie w aparatach tlenowych jest niebezpieczne.