Jak Kmicic i Wołodyjowski
Jerzy Pawłowski urodził się w Warszawie w 1932 r. Jego dziadek służył w legionach Piłsudskiego, natomiast ojciec walczył w wojnie obronnej w 1939 roku, a później batalionie "Zośka". Pawłowski jako młody chłopak był aktywnym członkiem formacji pomocniczych AK. Wcześnie zaczął także przejawiać smykałkę do interesów - przemycał i handlował mięsem. Jak wielu chłopaków z Grochowa kochał też sport.
Po wojnie marzył początkowo o karierze boksera, ale szybko zmienił zdanie i postanowił zostać szablistą. - Bardzo lubiłem Sienkiewicza, w rodzinie nie brakowało tradycji bojowych od dziada pradziada. A jak szermierka, to tylko szabla. Taka szabla, jaką wojowali Wołodyjowski, Skrzetuski, Kmicic. I z takim samym skutkiem. Pierwsze pojedynki toczyłem na podwórzu prawdziwą szablą oficerską, którą wykopałem w dole na śmieci - wspominał po latach w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
Janos Kevey, trener klubu Ogniwo, szybko dostrzegł talent drzemiący w młodzieńcu, który był piekielnie szybki i sprytny. Sukcesy przyszły błyskawicznie - już w 1952 r. Pawłowski zdobył pierwszy tytuł mistrza Polski. Następne lata to pasmo spektakularnych sukcesów polskiego szermierza, a "kropką nad i" było olimpijskie złoto na igrzyskach w Meksyku, w 1968 r. "Wspaniała kariera została nareszcie ukoronowana tak, jak na to w pełni zasługiwała. Jak przystało na spadkobiercę legendy i sławy Pana Wołodyjowskiego. Dziękujemy, majorze Pawłowski!" - ekscytował się "Przegląd Sportowy". Nikt nie przypuszczał wówczas, że gwiazdor polskiego sportu znajduje się w sieci służb specjalnych.