"Lubię lać Ruskich"
Kontrwywiad wojskowy zainteresował się Pawłowskim już w 1950 r.
- Podpisałem zobowiązanie tajnego współpracownika WSW, ponieważ nie chciałem, żeby dobrali się do mojego ojca, żołnierza Armii Krajowej. Poinformowałem natychmiast moją rodzinę, że mnie złamali. Chciałem ją chronić, tak samo jak dla bezpieczeństwa rodziny nie wyjechałem do USA. Natomiast z wywiadem amerykańskim nie musiałem współpracować, lecz chciałem. Zgłosiłem się sam. To jest cały urok mojej osoby - tłumaczył szablista w "Rzeczpospolitej".
Z dokumentów wynika jednak, że to Amerykanie zainteresowali się sportowcem. Propozycja współpracy z CIA miała zostać złożona Pawłowskiemu w lutym 1964 r., podczas spotkania w nowojorskiej kawiarni z niejakim Ryszardem Kowalskim.
Kilka miesięcy później szablista zgodził się na agenturalną działalność. "(...) Twierdził, że zrobił to, bo nienawidził komunizmu i ZSRR. Rosjan faktycznie nie cierpiał. W archiwum KC PZPR zachował się donos dziennikarza Jerzego Rybińskiego, który opisał, że podczas wywiadu Pawłowski zapytany o ulubionych przeciwników odparł: "Najlepiej walczy mi się z Ruskimi, bo historycznie my, Polacy, zawsze ich lejemy" - czytamy w "Newsweeku". Wbrew rozpowszechnianej przez lata opinii, motywem sportowca nie były raczej pieniądze. Jak sam wyliczył, przez wszystkie lata współpracy zainkasował w sumie 1850 dolarów.
Szablista nigdy nie przyznał się natomiast do współpracy z SB, choć w książce "Jerzy Pawłowski, szpieg w masce" pojawiają się sugestie, że donosił na ludzi, których nie lubił, np. legendarnego spikera Jerzego Ciszewskiego.