Najbardziej okrutne metody tortur
01.09.2016 | aktual.: 06.09.2016 00:29
Niemal od zarania dziejów człowiek wymyślał coraz doskonalsze sposoby na zadawanie bólu i cierpienia innym. Tortury równie chętnie stosowali rzymscy cesarze, papiescy inkwizytorzy, nadzorcy nazistowskich, sowieckich czy japońskich obozów koncentracyjnych, a także agenci CIA. Jakie męczarnie gotowali swoim ofiarom?
Tortury stosowano już w czasach antycznych. Do naszych czasów przetrwał wydany za czasów Solona ateński edykt, skazujący fałszerzy pieniędzy na karę śmierci. Przed spotkaniem z katem osoby podrabiające monety często doświadczały straszliwych męczarni – gotowano je w oleju, obcinano ręce, wyrywano język, wlewano w gardło roztopiony ołów.
W starożytności wymyślano również oryginalne narzędzia tortur, np. byka Perilausa – spiżową i pustą wewnątrz machinę w kształcie zwierzęcia, w której zamykano skazańca, a następnie podkładano pod nią ogień. Wrzaski przypiekanej ofiary zamieniały się w śmieszne dla publiczności dźwięki, dzięki zainstalowanemu systemowi rurek przypominających flety. Rzymianie w ten sposób znęcali się nad chrześcijanami – według legendy jednym z „upieczonych” wewnątrz byka nieszczęśników miał stać się św. Eustachy.
ZOBACZ TEŻ:
Za zgodą papieża
Tortury na masową skalę zaczęto stosować w średniowieczu, zwłaszcza w czasach inkwizycji, będącej odpowiedzią Kościoła katolickiego na szerzące się w Europie ruchy heretyckie. Na ich wykorzystywanie wobec nieprzyznających się do winy osób podejrzewanych o herezję czy czary już w 1252 r. zezwalała bulla papieża Innocentego IV.
Jednak wbrew powszechnym wyobrażeniom apogeum popularności tortury osiągnęły znacznie później, w wiekach XVI i XVII. To wtedy wynaleziono najwięcej urządzeń do zadawania cierpienia, np. słynne „madejowe łoże”, którego nazwa wzięła się od najeżonego gwoździami, nożami i innymi ostrymi przyrządami posłania, które według ludowych podań przygotowano w piekle dla okrutnego zbója Madeja.
ZOBACZ TEŻ:
Wyciąganie
Wielu skazańców poznało owo piekło jeszcze za życia, ponieważ w różnych miejscach Europy, także Polsce, kaci chętnie korzystali z ławy wyposażonej w kołowrót służący do wyciągania pary kończyn – rąk lub nóg. Druga para była przytwierdzana do konstrukcji łoża i często obciążana kamieniami ważącymi nawet kilkadziesiąt kilogramów. Ciało ofiary dotkliwe raniły tzw. jeże, czyli ostre kolce rozmieszczone na ławie. Tortura zwykle kończyła się wyrwaniem członków ze stawów.
ZOBACZ TEŻ:
W "hiszpańskich butach"
Dużą „popularnością” cieszyły się wówczas także „hiszpańskie buty” – imadło zamknięte w drewnianym lub metalowym pudełku na stopę, która była miażdżona w wyniku dokręcenia śruby. Narzędzie niekiedy wyposażano w kolce, by spowodować jeszcze większy ból, albo podgrzewano je na ogniu.
ZOBACZ TEŻ:
Zabójczy bocian
W wymyślaniu narzędzi tortur bardzo kreatywni okazali się Anglicy, np. Leonard Skeffington, naczelnik budzącego grozę londyńskiego więzienia Tower w czasach Henryka VIII, opracował projekt „bociana”. Narzędzie było zakładane na szyję, dłonie i nogi ofiary, co powodowało całkowite skrępowanie ciała i już po kilku minutach skutkowało silnymi i bolesnymi skurczami mięśni brzucha i odbytnicy, a następnie klatki piersiowej, szyi oraz kończyn. Agonia trwała długo, a wielu skazanych wcześniej popadało w obłęd.
ZOBACZ TEŻ:
"Kołyska Judasza"
Równie okrutna była stosowana podczas przesłuchań „kołyska Judasza” – wykonany z drewna ostrosłup ustawiany na specjalnej konstrukcji, nad którym podwieszano ofiarę, wielokrotnie opuszczaną przez kata tak, by ostry wierzchołek wbijał się w odbyt (w przypadku mężczyzn) lub pochwę (u kobiety). Gdy skazaniec tracił przytomność, podawano mu sole trzeźwiące i kontynuowano przesłuchanie.
ZOBACZ TEŻ:
Zgniatanie głowy
W północnych Niemczech bardzo dużą popularnością cieszył się „zgniatacz głowy”. Ofiara zwykle przyznawała się do winy lub zaczynała składać zeznania już po kilku obrotach śruby zaciskającej wykonaną z żelaza konstrukcję, która miażdżyła szczęki, kości jarzmowe i puszkę mózgową.
ZOBACZ TEŻ:
Wodne tortury
Do torturowania chętnie wykorzystywano wodę. Już od czasów inkwizycji we Francji, Hiszpanii czy Niemczech podejrzewanego o herezję czy czary rozciągano na ławę, do ust wkładano lniane płótno i wlewano do gardła wodę, aż ofiara zaczynała czuć, że się dusi.
Chińska tortura wodna polegała z kolei na umieszczaniu skrępowanego więźnia w miejscu, w którym będzie na niego ciągle kapać woda. Po pewnym czasie prowadzi to do załamania psychicznego, co udowodniły współczesne eksperymenty. Już po godzinie takich „doznań” u osób poddanych próbie testy psychologiczne wykazały znaczną frustrację, obniżenie nastroju i lęk.
ZOBACZ TEŻ:
Program "Feniks"
Taką torturę stosowano jeszcze w drugiej połowie XX wieku, m.in. podczas wojny wietnamskiej, w osławionym więzieniu Con Son, gdzie Amerykanie realizowali program „Feniks”, którego celem była dekonspirowanie i likwidowanie komunistów działających na terenie Wietnamu Południowego. Tam standardową procedurą było stosowanie tortur. Nie tylko fizycznych, ponieważ specjaliści z CIA testowali na osadzonych również techniki tzw. deprywacji sensorycznej, polegające na odizolowaniu więźnia od wszelkich bodźców ze świata zewnętrznego: wizualnych, słuchowych czy dotykowych. Już po 48 godzinach osoba poddana takim torturom zaczynała wykazywać poważne zaburzenia psychiczne. Jej stan pogarszało także nieustanne zastraszanie przez śledczych.
ZOBACZ TEŻ:
"Maczanie w wodzie to mają być tortury?!"
Podobne metody Amerykanie zastosowali trzydzieści lat później, podczas wojny z terroryzmem, która była konsekwencją wydarzeń z 11 września 2001 r. W tajnych więzieniach CIA więźniów podejrzewanych o przynależność do Al-Kaidy poddawano m.in. waterboardingowi – przywiązywano do przechylonej ławki, głowę umieszczano poniżej stóp i polewano wodą, aż zaczynali odnosić wrażenie, że toną i się duszą. Gdy brutalne metody przesłuchań zostały ujawnione przez media, amerykański wiceprezydent Dick Cheney stwierdził kpiąco: „Nie wierzę, aby maczanie w wodzie mogło być formą tortury”.