Napoleon i Pani Walewska – namiętność, która miała dać niepodległość Polsce
Do alkowy (tak to określmy) Napoleona popychała Marię Walewską cała patriotyczna Warszawa. Książę Józef Poniatowski, występujący w imieniu powołanej w stolicy przez władcę Francji Tymczasowej Komisji Rządzącej, wyraził to najdobitniej: „Mario, musisz iść do tego mężczyzny. To nie my, lecz cała Polska żąda tego od Pani. Odwołuję się do Pani patriotyzmu!”.
Podobno, gdy pierwszy raz się spotkali, powiedział, że jest dla niego jak anioł, ale ich romans nie zaczął się jednak niebiańsko. Maria była już wtedy żoną Anastazego Walewskiego, który dla kontaktów towarzyskich był w stanie przymknąć oko na prowadzenie się żony.
Młodziutka Maria zdała egzamin z uczuć patriotycznych. Na wpół przytomna, ledwie trzymająca się na nogach, trafiła do apartamentów cesarza. Tam zemdlała w ramionach Napoleona. Gdy się ocknęła… było już po wszystkim. Do męża pisała potem: „Pierwszą Twoją myślą będzie potępienie mnie, ale oskarżenie musi być skierowane i do Ciebie. Zrobiłam wszystko, aby Ci otworzyć oczy. Niestety, zaślepiła Cię niesłychana próżność i, przyznaję to, że powodowany patriotyzmem, nie chciałeś dostrzec niebezpieczeństwa”.
Maria zakochała się w Napoleonie. Zimą 1807 roku spędziła z nim namiętne trzy tygodnie w zamku Finckenstein, kwaterze cesarza. Ich nieformalny związek trwał osiem lat. Owocem tego był Aleksander Florian Józef, któremu później Napoleon nadał tytuł hrabiego. Cesarz opiekował się swoją kochanką aż do samego końca, choć po drodze on rozwiódł się z Józefiną i poślubił Marię Ludwikę, a ona rozstała się z Walewskim.
Romans zakończył upadek Napoleona w 1815 roku. Wcześniej, w 1812 roku, cesarz wypowiedział wojnę Rosji. Ta kampania, zwana „drugą wojną polską”, miała odbudować Rzeczpospolitą w przedrozbiorowych granicach.