Od sukcesów i wielkich pieniędzy w objęcia biedy
16.09.2016 | aktual.: 10.10.2016 15:21
Ich historie stanowią dowód na to, że pieniądze i popularność to nie wszystko. Choć udało im się osiągnąć znacznie więcej niż przeciętnemu Kowalskiemu, to potem przyszło im się mierzyć z problemami doskonale znanymi wielu zwykłym śmiertelnikom – także biedą czy samotnością. Niektórzy z nich starają się odnaleźć w nowych realiach i nawet im to wychodzi. Inni mają z tym problem.
Czy można jednego dnia być miliarderem, by chwilę później nie mieć nic? Można. Dobitnie pokazuje to przykład Kjella Larssona. Były szwedzki miliarder, którego dwa lata temu odnaleziono na dworcu. Larsson, który w latach 80. i 90. był właścicielem hoteli oraz innych nieruchomości, stracił swoją gigantyczną fortunę podczas szalejącego na początku lat 90. kryzysu na rynku nieruchomości. Do tego doszły problemy z urzędem skarbowym oraz żoną, na którą Larsson... przepisał wcześniej cały swój majątek. Jednym z głównym źródeł dochodów dawnego bogacza pozostaje dziś zbieranie butelek.
Mc Hammer
Słynne „U Can't Touch This” nucili w latach 90. wszyscy. Utwór, który przyniósł splendor amerykańskiemu raperowi, do dziś doczekał się wielu przeróbek. Muzykowi, pod wpływem nagłego przypływu sławy, uderzyła do głowy woda sodowa. Gdy zamówił sobie pozłacaną bramę – by wymienić tylko jeden z jego szalonych kaprysów - wiadomo było, że to się nie skończy dobrze. W 1996 r. zamiast milionów dolarów oszczędności miał już sięgające kilkunastu milionów dolarów długi i został zmuszony do ogłoszenia bankructwa. Jak twierdzi, tamten upadek pozwolił mu się odbudować duchowo. Dziś MC Hammer, a właściwie Stanley Kirk Burrell, jest duchownym i ewangelizatorem.
Sean Quinn
Seana Quinn to irlandzki krezus, a raczej były krezus. Jeszcze 8 lat temu jego nazwisko znajdowało się na liście najbogatszych ludzi świata. Jego majątek szacowany był na ok. 6 miliardów dolarów, dzięki czemu stał się najzamożniejszym Irlandczykiem. Potem przyszedł kryzys, który spowodował, że po jego gigantycznej fortunie pozostało wspomnienie. W 2011 r. dawny biznesowy magnat, mając blisko 3 miliardy dolarów długu, zmuszony został do ogłoszenia bankructwa. W 2012 r. za działalność spekulacyjną spędził 9 tygodni w więzieniu.
Mike Tyson
Jeden z najsłynniejszych pięściarzy w historii, który po zakończeniu kariery wciąż jest postacią bardzo medialną. Ale nie zawsze jest to jego wybór, a często konieczność. Żelazny Mike wymiatał bowiem nie tylko na ringu, ale też podczas szalonych imprez, organizowanych w iście bizantyjskim stylu. Tyson stał się też żywym dowodem na to, że luksus potrafi uzależniać jak narkotyk. Zarobione w czasach świetności 300 milionów dolarów roztrwonił na limuzyny, ekskluzywne posiadłości i gadżety. Sportowiec już dawno temu ogłosił bankructwo, dlatego dziś musi podejmować się różnych chałtur, by jakoś przetrwać. Ma to szczęście, że jeszcze za życia stał się legendą, a jego nazwisko wciąż ma olbrzymi potencjał marketingowy. Inaczej mogłoby być z nim krucho.
Jordan Belfort
Za sprawą filmowego przeboju „Wilk z Wall Street”, w którym został sportretowany przez Leonarda DiCaprio, jego historię poznał cały świat. Jego życiorys idealnie wpisuje się w schemat „od zera do bohatera, a potem na dno”. Belfort w bardzo młodym wieku dorobił się setek milionów dolarów, które z przyjemnością wydawał na nieruchomości i luksusowe auta. Oczywiście pieniądze zarabiał nie do końca legalnie, co sprawiło, że zainteresowały się nim władze. W końcu się doigrał i za oszustwa finansowe trafił na blisko dwa lata do więzienia. Został też zobowiązany przez sąd do zwrotu milionów dolarów swoim ofiarom. Jeszcze sporo zostało mu do spłacenia, choć dzięki sukcesowi książki, a potem filmu zadanie zostało mu ułatwione. Obecnie Belfort jest mówcą motywacyjnym.
Adriano
Piłka nożna to dyscyplina, która najbardziej uzdolnionym zawodnikom pozwala wieść bajeczne życie. Ale nie wszyscy ze sławą i pieniędzmi potrafią sobie radzić równie dobrze. Droga ze szczytu na sam dół jest czasami bardzo krótka. Jednym z tych, którym udało się odnieść niebywały sukces, by potem rozpocząć wędrówkę na dno, jest Adriano Leite Ribeiro. Jeszcze 10 lat temu Brazylijczyk robił furorę, zachwycając występami w barwach Interu Mediolan. Potem zbyt często zaczął sięgać po alkohol, a ciężką pracę na treningach zastąpił imprezami trwającymi do białego rana. Problemy z używkami nasiliły się po śmierci jego ojca. Do tego doszły kłopoty z prawem. Dziś o Adriano, który lada moment ogłosi zakończenie kariery (ma 34 lata, a poza tym mało kto traktuje go dziś jak profesjonalnego piłkarza) słychać głównie w kontekście organizowanych przez niego orgii.