Weronika Rosati
Maxim: Czy są jakieś osoby, z którymi wyjątkowo często zderzasz się w drzwiach podczas wizyt castingowych?
Weronika Rosati: Spotkać można tam niemal każdego. Najbardziej emocjonującym i niezapomnianym był dla mnie casting, na którym menadżer nie poinformował mnie o tym, że w finałowej fazie przesłuchań obecny będzie także reżyser. Przybyłam więc na zdjęcia, na których obecni byli operator i reżyser. Okazało się, że tym drugim jest... Andy Garcia!
Bardzo szanuję go i podziwiam jako aktora - straszliwie się stresowałam. Chociaż tej roli nie dostałam - gdyż poszukiwali do niej innego typu urody - to po odbytych zdjęciach stało się jednak coś niezwykłego. Coś, co nigdy praktycznie się nie zdarza. Andy Garcia osobiście zadzwonił do mojego agenta, tylko po to, żeby mu powiedzieć, aby dobrze się mną opiekował, bo wróży mi naprawdę dużą karierę. To było o tyle fajne, że Andy Garcia jest bardzo zajętym człowiekiem - zarówno aktorem, jak i reżyserem - i nie bardzo ma czas na takie gesty. Ale z drugiej strony, to właśnie przez to, że jest aktorem, wie, jak ważne jest takie wsparcie. Spotkałam go nieco później na jakimś festiwalu i mieliśmy okazję o tym porozmawiać. Zresztą, i tak na dobre wyszło, bo niedługo potem dostałam rolę w "Luck".