Trwa ładowanie...
14-07-2008 09:36

PRL tak było: erzsatze czyli namiastki

PRL tak było: erzsatze czyli namiastkiŹródło: AKPA
d465412
d465412

Czasy PRLu były epoką deficytów. Towary ze "zgniłego zachodu", jako "obce i wrogie klasowo" dostępne były jedynie dla wybranych, a od czasu, kiedy ówczesna władza wpadła na pomysł drenowania kieszeni posiadających dewizy wymienialne, także i dla tych, którzy mieli dolary, funty czy marki. Zazwyczaj zresztą pozyskiwane nielegalnie – przysyłane przez rodziny z zachodu w listach czy kupowane od cinkciarzy. Był nawet za Pe-eR-eLowskich czasów okres, kiedy posiadanie dewiz było nielegalne.

Było jednak ciśnienie na chodzenie w dżinsach, żucie balonówy, skrapianie się Chanelem i Yardleyem, puszczanie muzyczki z Technicsa, Pioneera czy Philipsa, stąd też i zaczęły się pojawiać rodzime towary zastępcze. I tak balonówę zastąpił wyrób gumopodobny produkowany przez jeden z zakładów cukierniczych, który po mniej więcej półgodzinnym żuciu kleił się do zębów, a puszczenie balona było równie wykonalne jak wygodna jazda na urlop (o czym za chwilę). Na dodatek ta guma do żucia miała smak zleżałych landrynek. Ale z braku laku...

Nim z coca-coli zdjęte zostało piętno wrogiej dywersji, mającej rozmiękczyć ideologicznie zdrowego ducha obywatela kraju demokracji ludowej, pojawiła się polo-cockta. Był to gazowany napój o smaku cukierków pod nazwą kukułki, w kolorze rzeczywiście zbliżonym do obcej klasowo coca-coli. Niemniej należało ją spożywać jedynie porządnie schłodzoną, bo słodka była jak ulepek. Chłodzić trzeba było oczywiście w domu, bo w tamtych czasach nikomu się nie śniło jeszcze wyposażanie sklepów w chłodziarki.

Zresztą i w mało której kawiarni czy restauracji podawano ją zimną – powszechne było podawanie napojów o tenperaturze otoczenia. Oznaczało to, że w czasie upałów można było dostać jedynie napoje bardziej podgrzane niż schłodzone. Polo-cockta stałą się zresztą, dzięki "Kingsajzowi" Machulskiego napojem niemal kultowym. Tyle, że Machulski kpił, a publika zaczęła nostalgicznie za nią wzdychać. Stąd też i próba wprowadzenia polo-cockty ponownie na rynek, już za III RP. Skończona na szczęście niepowodzeniem.

d465412

Zobacz również Śmierć w więzieniu (ostateczne krzesło) Ciężkie więzienia świata: zwyrodnialcy jadą na Ural Diabelska Wyspa - francuska kolonia karna Polacy w Afganistanie - misja śmierci Śmierć w puszce, czy koszmar podwodnych okrętów
Dżinsy były towarem poszukiwanym, kupowanym w sklepach PeWeXu (za dewizy wymienialne lud specjalne bony towarowe banku PeKaO)
lub u prywaciarzy. By jednak demokratycznie ubrać w nie także i tych, którzy dewiz lub bonów nie mieli (i nie chcieli lub nie mogli ich kupić) niektóre zakłady odzieżowe zaczęły produkować spodnie dżinsopodobne, pod wdzięczną nazwą "Szarik" (na cześć psiego bohatera "Czterech pancernych i psa" – ot, taki chwyt reklamowy).

I owszem, wycierały się one niemal przepisowo, ale cienkie były jak koszula i zdarzały się w dość nieoczekiwanych kolorach. Osobiście chodziłem w szarikach koloru bordowego, co w tamtych czasach było dość odważne, bo facet raczej nie powinien się zbyt kolorowo ubierać.

Nieoficjalnym, ale dopuszczonym do handlu ersatzem były płyty-pocztówki – odpowiednik singli. Były to rzeczywiście pocztówki, na które nanoszono folię z aktualnymi przebojami. Oczywiście były to nagrania pirackie, ale kto by się w tamtych czasach przejmował prawami autorskimi, szczególnie zachodnich wykonawców? Przecież państwo demokracji ludowej nie mogło występować w interesie "pseudoartystów ze zgniłego zachodu".

I tak też robiło, a rynek pirackich pocztówek był naprawdę olbrzymi. Nie dość, że aktualne przeboje pojawiały się błyskawicznie na pocztówkach, to jeszcze ich producenci zbijali na nich naprawdę wielkie – nawet jak na nasze czasy – fortuny.

d465412

Rozkwit epoki namiastek nastąpił po stanie wojennym, kiedy na półkach sklepowych straszyła musztarda na zmianę z octem, bądź też oba te towary razem. Była to też epoka kartek czyli świstków uprawniających do nabycia różnych deficytowych towarów: mięsa, słodyczy, wódki, a nawet butów. Kartki pojawiły się zresztą dużo wcześniej, bo już w 1976 roku, kiedy to jedynie na nie można było kupić cukier.

Wracając jednak do namiastek – szczytem wszystkiego były "wyroby czekoladopodobne". Prawdziwa czekolada jakoś w przedziwny sposób znikła z rynku, a one zajęły jej miejsce. Teoretycznie ją przypominały, ale tylko teoretyznie, bo w temperaturze pokojowej lubiły mieć półpłynną konsystencję.

Zobacz również Śmierć w więzieniu (ostateczne krzesło) Ciężkie więzienia świata: zwyrodnialcy jadą na Ural Diabelska Wyspa - francuska kolonia karna Polacy w Afganistanie - misja śmierci Śmierć w puszce, czy koszmar podwodnych okrętów
Była to zapewne wina składu, robiono je bowiem z: cukru, tłuszczu roślinnego, kakao, śmietanki, etylowaniliny i esencji toffi. Jak widać z czekoladą łączyło je jedynie kakao. Z tym, że przeważnie nie było to ziarno kakaowe, ale łuski tegoż ziarna, dość powszechnie zresztą wykorzystywane jako ersatz prawdziwego kakao. Podawano je na przykład nad wyraz chętnie na koloniach – formie zorganizowanego wypoczynku dla dzieci i młodzieży.

d465412

A propos wypoczynku, wakacji i urlopów – swojego rodzaju ersatzem były też pociągi tzw. wakacyjne. Z założenia miały obywatelowi ułatwiać dotarcie na upragniony urlop. Z założenia, bo było ich tak mało, że do każdego pociągu, jadącego do jakiejkolwiek wakacyjnej miejscowości usiłowały się wbić kłębiące się tłumy żądnych wypoczynku rodaków. Wchodzenie do takich pociągów przez okno było na porządku dziennym. Szturm na wolne miejsce odbywał się w ten sposób, że do środka wbijała się jedna osoba (bez bagażu) a reszta czekała na efekt na peronie (z bagażami).

Następnie ta, która się wbiła, otwierała okno i wciągała do środka bagaże, a często i resztę, bo przez zatłoczony korytarz nie sposób się było przecisnąć. Jasnym jest, że o tak zdobyte miejsca toczyły się wojny i jeśli ci z peronu w miarę sprawnie się do środka nie dostali, mogło się okazać, że zdobyte z takim trudem dla nich miejsca są już przez kogoś innego zajęte. Na porządku dziennym zatem była jazda z na przykład Śląska nad morze w korytarzu czy nawet toalecie.

Zobacz również Śmierć w więzieniu (ostateczne krzesło) Ciężkie więzienia świata: zwyrodnialcy jadą na Ural Diabelska Wyspa - francuska kolonia karna Polacy w Afganistanie - misja śmierci Śmierć w puszce, czy koszmar podwodnych okrętów
Wakacje oczywiście chciało się jakoś zapamiętać, najlepiej mając pod ręką jakieś pamiątki, na przykład zdjęcia. Od czegóż jednak aparaty fotograficzne produkcji bratniego socjalistycznego kraju? Wyglądem do złudzenia przypominające idiottenaparaty ze "zgniłego zachodu"? Jakością zdjęć już jakby nie...

d465412

Ale tysiące rodaków się tym nie przejmowało i uwieczniało swój wypoczynek zorkami i smienami. Inna sprawa, że aparaty te były tak proste, że były idealnym sprzętem do nauki fotografowania. Zaawansowani w tej sztuce sięgali po sprzęt z prawdziwego zdarzenia – na przykład practiki , ale ten już był towarem deficytowym, który należało zdobyć i drogim...

Kiedy się patrzy na tamte czasy z obecnej perspektywy, to wydają się one fikcją, koszmarnym snem, ale niestety tak było. Nie dość, że przeciętnemu Kowalskiemu nawet się nie śniło o swobodach obywatelskich, to jeszcze na dodatek ludowe państwo demokracji socjalistycznej pozbawiało go tak przecież zwykłych i powszechnych wszędzie indziej towarów.

Kiedy się teraz w tamte czasy wraca, to budzą raczej wesołość pomieszaną z niedowierzaniem, że ludzie potrafili nawet wtedy cieszyć. A jednak – bo jak się weźmie pod uwagę, że po całej serii naprawdę wielkich zachodów nałożyło się w końcu na tyłek upragnione wranglery czy levisy, to...

d465412
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d465412