Przez uzależnienie stracił wszystko. Pasja pozwoliła mu stanąć na nogi
05.11.2016 | aktual.: 07.04.2017 12:25
Czasami te z pozoru niezbyt skomplikowane rozwiązania okazują się najlepsze. Potwierdza to historia Davida Clarka. Jego życie w pewnym momencie zamieniło się w pasmo nieszczęść. Codzienność stała się dla niego olbrzymim ciężarem i to także w sensie dosłownym - w pewnym momencie Amerykanin ważył ponad 140 kilogramów. Lekiem na całe zło okazał się... ekstremalny wysiłek. Dzięki niemu mężczyzna przeszedł niesamowitą metamorfozę. Dziś twierdzi, że skoro jemu się udało, to każdy może dać radę.
Jego egzystencja przypominała do niedawna prawdziwy koszmar. Choć David Clark był kiedyś wziętym biznesmenem, w pewnym momencie przestał panować nad swoim życiem. Zażywał coraz większe ilości leków przeciwbólowych, a wszystko to mieszał z alkoholem. Przez swój nałóg zaczynał coraz bardziej ranić bliskich. W jednym z wywiadów wspominał, że pewnego roku, przygotowując się do świąt Bożego Narodzenia, był tak pijany, że nie był w stanie zapakować prezentów gwiazdkowych dla córki i syna. W końcu owinął podarunki gazetami i taśmą izolacyjną. Z dnia na dzień było z nim coraz gorzej – przybierał na wadze, tracił kontrolę nad własnym życiem i składał deklaracje bez pokrycia, obiecując sobie, że wyjdzie z nałogu.
Na samym dnie
W końcu utracił swoją wartą 8 milionów dolarów firmę, a jego problemy zaczęły się jeszcze bardziej nawarstwiać. Pozbawiony środków do życia i walczący z otyłością Clark (w szczytowym momencie wskaźnik jego wagi pokazał 140 kilogramów), skończył jako bankrut. Do tego wszystkiego dochodziły jeszcze kłopoty zdrowotne. Lekarze stwierdzili u niego stan przedcukrzycowy i problemy z nadciśnieniem. Jak wyjaśnił jeden ze specjalistów, w każdym momencie mogło dojść u niego do udaru. Ze wszystkimi bolączkami musiał borykać się sam, a każdy dzień był dla niego drogą przez mękę.
– Jadłem bardzo niezdrowo, zazwyczaj późno w nocy, po całodziennym piciu. To była straszliwa dieta, a jedzenia nie traktowałem jak paliwo – opowiada Clark.
Czas na rewolucję
Czy będąc w tak tragicznym położeniu, można wyjść na prostą? Clark pokazał, że tak. Jemu udało się tego dokonać dzięki bieganiu. To właśnie sport na nowo dał mu motywację do życia. Wszystko zaczęło się dość banalnie. Clark odwiedził siłownię, gdzie po raz pierwszy wszedł na bieżnię. Wystarczyło 15 sekund, by spodobało mu się do tego stopnia, że zdecydował się rozpocząć regularne treningi. Był sierpień 2005 roku. Wtedy jeszcze nie spodziewał się, że ćwiczenia pozwolą mu się wyrwać z sideł nałogu, pokonać nadwagę i właściwie rozpocząć karierę sportowca. Już po trzech miesiącach coraz bardziej wyczerpujących treningów jego waga spadła do 117 kilogramów, a on postanowił na tym nie poprzestawać. Wtedy też kupił swoje pierwsze buty do biegania.
– Zgodnie z popularną hollywoodzką narracją, pewnego razu rozbijasz swój samochód, a potem budzisz się w więzieniu. I obie te rzeczy mi się przytrafiły – parafrazuje swoją sytuację Clark. – W końcu jednak zdałem sobie sprawę, że zmierzam w kierunku przedwczesnej śmierci. My, alkoholicy nazywamy tę chwilę momentem olśnienia.
Stawiać poprzeczkę coraz wyżej
Po latach przyznał, że na początku jego rezultaty były dalekie od zadowalających. Ale w końcu nie tylko o to w tym chodziło. Sport szybko przestał być dla niego jedynie sposobem na śrubowanie wyników. Pozwolił mu także przeprowadzić „generalne porządki” w swoim życiu. Duża w tym zasługa ludzi, którzy dzielili z nim sportową pasję, a jednocześnie zaczęli go wspierać na każdym kroku. Amerykanin szybko skończył ze śmieciowym jedzeniem i przeszedł na dietę wegańską. Całkowicie zrezygnował też z używek, które wcześniej zniszczyły mu życie i omal nie wyprawiły go na tamten świat.
Terapia poprzez bieganie
Oczywiście samo bieganie też spełniało ważną funkcję terapeutyczną. Pozwoliło zapomnieć o zgubnym pociągu do napojów wysokoprocentowych. Clark zaczął żyć od maratonu do maratonu. W ciągu 10 lat wziął udział w 29 takich imprezach sportowych. Ten rodzaj aktywności stał się dla niego sposobem na życie i zainspirował go do działania. Mężczyzna m.in. otworzył własną siłownię. Zrobiło się też o nim głośno w całych Stanach, gdy ustanowił swoją własną imprezę sportową, podczas której trzeba wykazać się nie lada wytrzymałością. Tym, dla których organizowany w Bostonie ultramaraton (ponad 42-kilometrowy dystans) to za mało, Clark zaproponował w ubiegłym roku 24-godzinny bieg ulicami tego miasta. W jego trakcie pokonuje się prawie 170 kilometrów. Oznacza to, że w czasie, kiedy pozostali uczestnicy bostońskiej imprezy kończyli już swoje zmagania, on dopiero się rozgrzewał. W ten sposób w ubiegłym roku uczcił 10 lat życia w trzeźwości.
Pokonał swoje słabości
– Zdecydowałem się przebiec jeden maraton dla tych, którzy wciąż zmagają się z uzależnieniem, jeden dla takich jak ja, którym udało się z tego wyjść, jeden dla rodzin tych, którzy zostali dotknięci nałogiem, oraz jeden, by uhonorować pamięć Sophie Kelly, dziewczyny z Bostonu, która odeszła po przedawkowaniu – wytłumaczył mężczyzna w wywiadzie dla „The Denver Channel”.
Obecnie David Clark ma 45 lat i w niczym nie przypomina wraku człowieka, którym był 11 lat temu. Nie tylko mentalnie, ale również fizycznie. Dziś waży 72 kilogramy, czyli ok. połowę tego, ile wskazywała waga, gdy rozpoczynał nowe życie.