Sieje postrach na arenach MMA. Jest niewidomy
14.10.2016 | aktual.: 17.10.2016 09:47
Przeciwności są po to, by je pokonywać. Taką filozofię wyznaje Lee Hoy. Jest ona mu bliska i na arenie, i w życiu. Brytyjczyk urodził się niewidomy. Mimo niepełnosprawności, doskonale sobie radzi na co dzień i podczas starć z innymi zawodnikami MMA.
Wśród osób niepełnosprawnych nie brakuje tych, którzy stanowią świetną inspirację dla ludzi zdrowych, a jednocześnie narzekających na żywot swój powszedni. Lee Hoy jest jednak ze wszech miar wyjątkowy. Jeszcze nim przyszedł na świat, lekarze twierdzili, że nie będzie mógł czytać i pisać, nie będzie mógł jeździć na rowerze i nie będzie w stanie sam się poruszać. Na szczęście nie wszystkie z tych złowieszczych wizji się sprawdziły. 28-latek posiada dziś większość tych samych zdolności co ludzie zupełnie zdrowi. Dziś już także zna swoje możliwości i wie, że każdą trudność w życiu można przezwyciężać. Został prawdziwym wojownikiem – jest nim w zwykłych codziennych sytuacjach, ale również podczas mieszanych sztuk walki. Nie zawsze jednak tak było.
Miał żyć jak niepełnosprawny
Lee Hoy urodził się niemal niewidomy. Kiedy pomieszczenie jest dobrze oświetlone, może wprawdzie dostrzec, jak za gęstą mgłą, kontury niektórych przedmiotów – pod warunkiem, że znajdują się one w odległości kilku centymetrów. Niewiele to jednak zmienia. Jego mobilność jest tak samo ograniczona jak osób, które są całkowicie niewidome. Jego stan to jedno z powikłań związanych z zarażeniem toksoplazmozą, gdy znajdował się jeszcze w łonie matki. Z czarnych wizji, jakie roztaczali lekarze, a które dotyczyły objawów mających u niego wystąpić w związku infekcją spowodowaną tą chorobą pasożytniczą, sprawdziła się tylko jedna. Toksoplazmoza doprowadziła do uszkodzenia u niego siatkówki.
ZOBACZ TEŻ:
Brzemię człowieka ociemniałego
Jego dzieciństwo nie było usłane różami. Niemal od początku wiedział, że jest inny. Ludzie, którzy go otaczali, zamiast pomóc mu pokonywać przeciwności i uczyć go samoakceptacji, sprawili, że świadomość jego ograniczeń zaczęła go paraliżować. O ułomności nie pozwalali mu też zapomnieć zdrowi rówieśnicy. Ze względu na wadę, w grupie zawsze dawano mu do zrozumienia, że jest najsłabszy.
Mimo wszystkich pojawiających się w dzieciństwie i młodości problemów, udało mu się zdobyć wykształcenie. W Royal National College – położonej w Hereford szkole przeznaczonej dla niewidomych – zgłębiał wiedzę z zakresu muzyki, administracji i sportu. Tak się złożyło, że ta ostatnia dziedzina wkrótce całkowicie odmieniła jego życie. Kiedy miał 24 lata, zaczął się interesować sztukami walki. Te stały się wkrótce jego życiową pasją. Pozwoliły mu nie tylko nabrać krzepy, ale też odbudować się pod względem psychicznym.
ZOBACZ TEŻ:
Chciał nauczyć się sztuki samoobrony, został zawodowym fighterem
Jak przyznaje w wywiadach, czasy jego wczesnej dorosłości nie były udane. I to najdelikatniej rzecz ujmując. Czuł się słaby, brakowało mu pewności siebie, miał zaniżoną samoocenę i coraz częściej uskarżał się na stany lękowe. Nie pomagała mu również nadwaga. Ale właśnie wtedy wszystko się zmieniło. MMA stało się wkrótce całym jego życiem i remedium na każde zło, a jedna z siłowni w South Shields (północno-wschodnia Anglia) stała się jego drugim domem.
– Już po kilku miesiącach przychodzenia tu i kolejnych treningach zacząłem nabierać pewności siebie, a mój trener Feruz powiedział w końcu, że powinienem spróbować przychodzić na grupowe zajęcia. Kiedy zacząłem trenować z innymi ludźmi, naprawdę mi się to spodobało – wspomina Lee Hoy. – Na siłowni nikt nigdy nie traktował mnie w inny sposób, co zawsze było dla mnie szczególnie ważne.
ZOBACZ TEŻ:
Ma to we krwi
Mężczyzna twierdzi, że jest dziś zupełnie innym człowiekiem. Kiedy wchodzi do klatki, czuje się całkowicie wolny. Ostatnie lata to dla niego regularne występy na galach MMA. Jak sam podkreśla, podczas walk mierzy się nie tylko z innymi niewidomymi, ale również z osobami w pełni sprawnymi. Dodaje jednak, że nie ma to dla niego kompletnie żadnego znaczenia.
Sport pozwolił mu na pokonanie swoich własnych demonów, na stawienie czoła osobistym lękom i wzmocnienie wiary w samego siebie. Ale jak to możliwe, że w tak krótkim czasie zaczął uzyskiwać tak dobre wyniki? Według niego, zacięcie do sztuk walki odziedziczył po swoim zmarłym ojcu, który był półprofesjonalnym bokserem. Dziś Lee bardzo żałuje, że jego ojciec nie mógł nigdy podziwiać go w akcji – poinformował dziennik „The Daily Telegraph”. Mężczyzna zmarł, gdy chłopak miał 18 lat.