LudzieŚpiwory dla Nowego Jorku, czyli bezczelne cytaty Jerzego Urbana

Śpiwory dla Nowego Jorku, czyli bezczelne cytaty Jerzego Urbana

„Rząd się sam wyżywi” – brzmiał najsłynniejszy z aroganckich cytatów rzecznika PRL-owskiego rządu. Jak to się stało, że ceniony wcześniej publicysta w krótkim czasie stał się jednym z najbardziej znienawidzonych przedstawicieli komunistycznego reżimu?

Śpiwory dla Nowego Jorku, czyli bezczelne cytaty Jerzego Urbana
Źródło zdjęć: © PAP | Jakub Kamiński

03.08.2016 | aktual.: 03.08.2016 09:45

- Towarzyszu redaktorze, nasze dokumenty rządowe są drętwe, a wy tak ładnie potraficie pisać dla ludzi – mówił w sierpniu 1981 roku Wojciech Jaruzelski, kierując swoje słowa do Jerzego Urbana, jednego z najpopularniejszych wówczas dziennikarzy w Polsce, cenionego publicysty „Polityki” i uwielbianego przez czytelników „Kulis” felietonisty, który podpisywał artykuły pseudonimem „Kibic”.
Jaruzelski od kilku miesięcy sprawował funkcję premiera i za namową ówczesnego I sekretarza KC PZPR Stanisława Kani, postanowił uczynić Urbana, bardzo inteligentnego speca od propagandy, rzecznikiem swojego rządu, by poprawić wizerunek Rady Ministrów w społeczeństwie. Pomysł wzbudził kontrowersje, a przeciwko nominacji znanego z antyklerykalnych tekstów dziennikarza protestował m.in. prymas Józef Glemp. Bezskutecznie.
Początki Urbana jako rzecznika były dosyć niemrawe, rozkręcił się dopiero po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy jego konferencje prasowe, transmitowane co wtorek w telewizji, obfitowały w słowne starcia z korespondentami zagranicznych mediów, wśród których nie brakowało wybitnych dziennikarzy, np. Michaela Kaufmana i Johna Darntona z „New York Times”, Andrew Nagórskiego z „Newsweeka” czy Bernarda Guetty z „Le Monde”.
Oglądalność tych spotkań, które zwykle przeradzały się w show Urbana, osiągała nawet 60 proc., o czym mogą tylko pomarzyć twórcy dzisiejszych programów.

Żer dla dziennikarzy
Dla Polaków Urban szybko stał się jednym z najbardziej znienawidzonych przedstawicieli komunistycznego reżimu, synonimem bezczelności i arogancji władzy. Sam na to zapracował, gdy niecały miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego, 9 stycznia 1982 roku, stwierdził, że wprowadzone przez amerykańskiego prezydenta Ronalda Reagana sankcje ekonomiczne uderzą przede wszystkim w polskie społeczeństwo. „Rząd się sam wyżywi” – rzucił Urban. Nawet po wielu latach nie miał w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia.
Powiedziałem tak, bo to święta prawda” – przekonywał w rozmowie z Teresą Torańską w „Dużym Formacie”. „Moje konferencje prasowe były najlepszym show, jaki kiedykolwiek miała telewizja. 60 proc. oglądalności! One stały się instytucją! (…) Na tych konferencjach zawsze miałem pełną salę. A wie pani, dlaczego był taki szalony skup tych konferencji? Bo ja dbałem, żeby na każdą przynieść żer” – dodawał Urban.
Takim „żerem” była inna słynna wypowiedź PRL-owskiego rzecznika, który w maju 1986 r. zapowiedział, że rząd zamierza wysłać 5 tysięcy koców i śpiworów, by pomóc bezdomnym z Nowego Jorku. Miała być to złośliwa odpowiedź na paczki z żywnością i lekami, którymi Amerykanie wspierali rodziny działaczy „Solidarności”. Na murach wielu budynków w całej Polsce pojawiło się wówczas słynne hasło: „Zamienię M-5 w Warszawie na śpiwór w Nowym Jorku”.

Seanse nienawiści
Jednak działalność Urbana nie ograniczała się tylko do bezczelnych żarcików i słownych przepychanek z zagranicznymi dziennikarzami. Rzecznik w haniebny sposób tłumaczył nawet największe zbrodnie stanu wojennego, na przykład przekonując dziennikarzy, że Grzegorz Przemyk, syn związanej z opozycją poetki Beaty Sadowskiej, został zatłuczony przez załogę karetki pogotowia, a nie milicjantów. Choć po latach Urban przyznał się do kłamstwa w tej sprawie, nadal uważa śmierć maturzysty za „wypadek przy pracy”.
„Sekwencja zdarzeń była taka, że opozycja podniosła krzyk, iż milicja zgarnęła i pobiła Przemyka, aby zrobić przykrość Sadowskiej. Nie wierzyłem w to i dalej nie wierzę. Barbara Sadowska nie była aż tak ważną osobą w opozycji, by zasadzić się akurat na jej syna. Ot – myślałem – banalny przypadek zdarzający się na całym świecie, że milicja zgarnie rozrabiającego chłopaka, dosunie mu za mocno na komisariacie i nieszczęście gotowe. Jasne, że nie wolno bić na komisariacie, ale wszystkie policje świata biją” – mówił w rozmowie z Torańską.
Równie haniebnie atakował księdza Jerzego Popiełuszkę. Biuro prasowe rządu gromadziło grube teczki dotyczące niepokornego kapłana, brutalnie atakowanego przez Urbana podczas jego cotygodniowych konferencji prasowych.
Rzecznik oczerniał Popiełuszkę także w felietonach, szeroko cytowanych w reżimowych mediach. Na miesiąc przed śmiercią księdza, 19 września 1984 r., opublikował pod pseudonimem Jan Rem głośny artykuł „Seanse nienawiści”. „W inteligenckiej części warszawskiego Żoliborza stoi kościół ks. Jerzego Popiełuszki – obok św. Brygidy w Gdańsku najbardziej renomowany klub polityczny w Polsce. Co tam więc robi natchniony polityczny fanatyk, Savanorola antykomunizmu? (…) Zaspokaja on czysto emocjonalne potrzeby swoich słuchaczy i wyznawców politycznych. W kościele księdza Popiełuszki urządzane są seanse nienawiści. (…) Ks. Jerzy Popiełuszko jest więc organizatorem sesji politycznej wścieklizny. (…) Bardzo to smutne, ale prawdziwe, póki ma swoją klientelę ks. Popiełuszko i wzięciem cieszą się jego czarne msze, do których Michnik służy i ogonem dzwoni” – pisał Urban.
Na pytanie Torańskiej, za co nienawidził ks. Popiełuszki, były rzecznik odpowiedział: „Traktowałem go jako naszego przeciwnika politycznego. Był to działacz opozycyjny, bardzo radykalny, o dwoistym zresztą sposobie funkcjonowania”. Dwoistość polegała na tym, że kapłan rzekomo miał… dwa mieszkania.

„Nazywane jest to cynizmem”
„Tutaj leży Urban Jerzy. Pokój jego duszy. Trumna mu się nie domyka, bo wystają uszy” – brzmiał jeden z popularnych wśród Polaków wierszyków. Co ciekawe, powszechnie znienawidzony w społeczeństwie rzecznik, znakomicie odnalazł się w nowej rzeczywistości po 1989 r.
Rok po wyborach czerwcowych Urban założył tygodnik „NIE”, który okazał się jednym z największych sukcesów wydawniczych lat 90. Satyryczna i mocno antyklerykalna gazeta rozchodziła się w liczbie ponad pół miliona egzemplarzy, co uczyniło z jej twórcy bardzo zamożnego człowieka. Do tego stopnia, że trafił nawet na listę „100 najbogatszych Polaków” tygodnika „Wprost”.
„Wszystkie złe przypadki potrafiłem obrócić na swoja korzyść. Z każdego etapu swojego życia udawało mi się dobrze wybrnąć. Poczucie porażki czy nieszczęścia trapiło mnie tylko incydentalnie (...). Na tle polskich życiorysów mojego pokolenia uważam swoje życie za dość spójne politycznie, a ideowo dostosowane do biegu rzeki. Odróżniam się od innych umiejętnością spadania na cztery łapy i szczerością. Nazywane jest to cynizmem” – podsumował Urban w biograficznym wywiadzie z Martą Stremecką.

Źródło artykułu:WP Facet
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (67)