Szkoła sadyzmu – "fala" w rosyjskiej armii
08.10.2016 12:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Tak „szkolą” rosyjskich żołnierzy. Wielu nie wytrzymuje.
Rosja to państwo słynące z niewielkiego poszanowania dla swoich żołnierzy. Historia zna mnóstwo przypadków, w których rosyjscy poborowi byli traktowani jak zwykłe „armatnie mięso” podczas wojny, godności i szacunku pozbawiani byli i są także w czasach pokoju. Drastycznym przejawem takiego podejścia jest owiana wyjątkowo złą legendą „fala” w rosyjskim wojsku. „Diedowszczyzna”, jak nazywają falę sami Rosjanie, jest zazwyczaj wyjątkowo brutalna i upokarzająca, a zdarzają się przypadki, że „dziady” (starsi żołnierze) doprowadzają swoje ofiary do śmierci.
W 2012 roku Anton Porieczkin, dobrze zapowiadający się sportowiec i członek reprezentacji Kraju Zabajkalskiego w ciężkiej atletyce, został zabity podczas czwartego miesiąca służby. Jego głowa została roztrzaskana ośmioma ciosami łopatą saperską. Sprawcami morderstwa byli pijani starsi „koledzy”.
W tym samym roku inny poborowy, Dmitrij Boczkarew, zmarł po trwających wiele dni torturach. „Dziad”, Ali Rasulov, kazał mu siedzieć na półzgiętych nogach z wyciągniętymi przed siebie rękami – tortura ta nosi nazwę „telewizora”. Każdą zmianę pozycji oprawca „karał” biciem, a ponadto postanowił zabawić się w lekarza (przed pójściem do wojska uczęszczał na uczelnię medyczną): obcinaczem do paznokci usuwał ofierze chrząstkę nosową, a rany (np. naderwane ucho)
zszywał bez znieczulenia zwykłą igłą i nitką. Kat dręczył swoją ofiarę półtora miesiąca, a podczas rozprawy sądowej nie potrafił wyjaśnić, skąd wzięły się w nim takie pokłady okrucieństwa: „Nie wiem, co mnie naszło. Dmitrij denerwował mnie tym, że nie chciał mi się podporządkować”. Oprawca dostał 10 lat pozbawienia wolności i karę grzywny.
Szerokim echem odbił się w rosyjskich mediach przypadek innego poborowego, Andrieja Syczowa z Czelabińska. „Dziady” również zaserwowały mu „telewizor”. Chłopakowi co prawda udało się przeżyć, ale jego stan był tak poważny, że lekarze musieli mu amputować obie nogi oraz genitalia. - Oddałam zdrowego syna ojczyźnie, w wojsku zrobiono z niego kalekę, bez szans na dzieci - płakała jego matka.
Przemoc oraz terror ze strony „dziadów” sprawia, że wielu żołnierzy popełnia samobójstwo – niektórzy nawet nie dojeżdżają do jednostki, w której mają służyć. Tortury, bicie i poniżanie zaczynają się nawet w pociągu – tak było w przypadku Romana Susłowa, poborowego z Omska, który nie zniósł „atrakcji”, jakie zgotowali mu wojskowi towarzysze podróży i popełnił samobójstwo.
Inne znane rodzaje tortur i szykan fizycznych to m. in. „słonik” – który nie jest niczym innym, jak duszeniem za pomocą maski gazowej, czy „rowerek” – wkładanie między palce papieru i podpalanie go. Znane są przypadki, w których wydawane rodzinie zwłoki poborowych były pozbawione organów wewnętrznych – akurat takich, na które jest popyt na rynku transplantacyjnym.
Poborowi muszą się również liczyć z tym, że będzie wobec nich stosowana przemoc ekonomiczna i zostaną niewolnikami „dziadów”. Niejednokrotnie starsi żołnierze zmuszali poborowych do pracy poza jednostką i zabierali im zarobione pieniądze. Sprzeciw wobec złodziejstwa i finansowym wymuszeniom może skończyć się nawet śmiercią: pewien poborowy został okrutnie pobity po tym, jak odmówił załadowania telefonu „dziada” sumą 1000 rubli (około 60 złotych). Znaleziono go powieszonego – nie wiadomo, czy sam odebrał sobie życie, czy został powieszony pośmiertnie, a zmarł wskutek pobicia.
Rosyjska fala to również przemoc o charakterze seksualnym. Poborowy z Saratowa, który według oficjalnej wersji zmarł po tym, jak zasnął na parapecie i wypadł z drugiego piętra, został zgwałcony, a następnie bestialsko pobity. Znane są przypadki, gdy poborowi są wykorzystywani seksualnie, a następnie szantażowani zdjęciami, które zrobiono im w sytuacji intymnej. Oprócz gwałtów częste są przypadki prostytucji – pieniądze z procederu lądują oczywiście w kieszeniach „dziadów”.
Rzadko kiedy ofiara jest w stanie przeciwstawić się sprawcom – do wyjątków należy sytuacja żołnierza, który zastrzelił pięciu z sześciu napastujących go „dziadów”, którzy postanowili po raz kolejny go zgwałcić. Sąd uznał, że znęcanie seksualne jest okolicznością łagodzącą i wymierzył mu karę 8 lat więzienia.
Walka z „dziedowszczyzną” jest o tyle trudna, że wśród żołnierzy brakuje solidarności – koledzy nie stają nawzajem w swojej obronie (tych, którzy tak zrobią, często czeka to samo, co ofiarę), a gdy przybywa im stażu w armii, bez większych rozterek przeistaczają się w oprawców i korzystają z przywilejów „dziadów”.
Choć sytuacja w rosyjskim wojsku rzekomo poprawia się z roku na rok, a fala jest już znacznie rzadsza i mniej brutalna niż kiedyś, zgony w dziwnych okolicznościach zdarzają się jednak w dalszym ciągu. Zaledwie kilkanaście dni temu podczas operacji amputacji nogi zmarł poborowy z Nowosybirska. Rodzicom powiedział przed operacją, że przyczyną poważnej operacji był… upadek z drabiny i zwichnięcie nogi. Co ciekawe, w wersję tę wierzy brat ofiary, dopatrując się przyczyn tragedii w złej opiece lekarskiej w jednostce.