Sekty – w Polsce działa ich ponad 300. Jest się czego bać?
Nie jest tajemnicą, dlaczego nowe ruchy religijne wyrastają jak grzyby po deszczu i wciąż znajdują swoich „wyznawców”. Ludzi fascynują charyzmatyczni przywódcy, którzy oferują im alternatywę, obiecują lepsze, bardziej wartościowe życie. Przeżyte po raz pierwszy od dawna doświadczenie duchowe może okazać się tak silne, że ludzie zmieniają swój cały dotychczasowy światopogląd w zamian za przekonanie, że znaczą więcej, są bardziej istotni dla wszechświata, niż „wmawiało” im to społeczeństwo. To właśnie w umiejętności sprawnej manipulacji ludźmi tkwi sekret popularności sekt.
26.09.2016 | aktual.: 06.11.2016 22:08
„Na początku jest jak w bajce. Życie nabiera sensu, świat wydaje się być piękny, a ty czujesz, że w końcu znalazłaś swoje miejsce na ziemi. Otacza cię grono ludzi, którzy świetnie cię rozumieją i potrzebują, słuchają z zainteresowaniem tego, co masz do powiedzenia, jednym słowem masz nieodparte wrażenie, że jesteś wśród bratnich dusz. Niestety nadchodzi dzień, w którym czar pryska niczym bańka mydlana, a ty z przerażeniem dostrzegasz, że jesteś jak ryba w sieci, z której wyskoczyć nie sposób” – opowiadała 17-letnia Anna, jedna z ofiar sekt, której historię na oficjalnej stronie miasta Oświęcim opisał Mirosław Pierko.
Z pozoru życzliwi ludzie
Dziewczyna trafiła do sekty zupełnie przypadkowo. Były wakacje, rodzice wyjechali „na saksy”, a ona nie wiedziała, co z sobą zrobić. W trakcie jednego ze spacerów na krakowskim rynku, podeszła do niej kobieta z ulotką reklamującą atrakcyjny i tani obóz.
Po dwóch tygodniach siedziała już w minibusie, który ją i grupkę innych młodych ludzi wiózł na wakacyjne wywczasy. Jechali nocą, więc nie pamiętała trasy. Była zresztą zbyt podniecona przygodą.
Gdy dotarli na miejsce, przeżyła szok. Rozlokowano ich w jednej sypialni, każdy dostał też identyczne ubranie – szare poncho i sandały.
To wszystko było jednak niczym wobec totalnej akceptacji i wielkiej życzliwości, jaką ją otoczono. „Bombardowanie miłością” - podstawowa metoda psychomanipulacji stosowana w sektach - trwało kilka dni. Anna żyła w tym czasie jak w bajce. Miała wreszcie ludzi zainteresowanych jej problemami, którym mogła ze wszystkiego się zwierzyć i którzy zawsze mieli dla niej czas.
By wrócić do domu, musiała uciec
Wkrótce jednak bajka się skończyła. Dziewczynie dano do zrozumienia, że teraz powinna żyć jak wszyscy. To „jak wszyscy” oznaczało ciężką pracę w ogrodzie (dochód ze sprzedaży warzyw i owoców był jednym ze źródeł funkcjonowania sekty), wielogodzinne modlitwy po południu, a wieczorem i w nocy seksualne orgie, mające, jak zapewniał guru sekty Piotr, „wymiar duchowy”.
Anna zaczynała mieć tego dosyć. Chciała powrócić do dawnego życia, napisać do rodziców. Była jednak naiwna. Rozmawiała o tym z zaufanymi, jak sądziła, współmieszkańcami. „Chcesz wrócić do domu? Przecież to rodzice cię opuścili. Wyjechali na saksy i nie przejmowali się tobą. A w nas masz przyjaciół” – usłyszała od sekciarzy.
Więcej już nie rozmawiała z nimi na ten temat. Zauważyła tylko, że zaczęli przyglądać się jej z większą niż dotąd uwagą. W ich spojrzeniach nie było już życzliwości. Była złość i pogarda.
Uciekła w nocy, gdy wszyscy spali. Dzięki dobrym ludziom dostała pieniądze na powrót do domu. Tam czekali już na nią rodzice. Wrócili kilka tygodni wcześniej, zaraz po tym, gdy zaniepokojona babcia zawiadomiła ich o zniknięciu córki. Szukali jej przez wiele dni.
To tylko jedna z wielu historii. Niestety, nie wszystkie mają tak szczęśliwy koniec.
W Polsce działa 300 sekt
Choć sekty w Polsce nie są już tak wpływowe jak jeszcze kilka, kilkanaście lat temu, zagrożeń, jakie wiążą się z ich działalnością, nie można bagatelizować.
Dzieci, którym wiecznie zestresowani i pochłonięci pracą rodzice nie poświęcają wystarczającej ilości czasu, rekompensują sobie ich nieobecność „przyjaciółmi” z internetu bądź ulicy. Część z tych „przyjaciół” to właśnie werbownicy do sekt.
Według szacunków, w Polsce działa obecnie 300 grup o takim charakterze. Najwięcej powstało ich w okresie schyłkowego komunizmu i pierwszych lat wolności – w okresie 1987-1996. Ułatwiały to stopniowo liberalizujące się przepisy prawne, które umożliwiały legalne funkcjonowanie nowych wyznań. W tym czasie wystarczało tylko 15 wyznawców, by zalegalizować sektę. Teraz próg ten podniesiono do 100 osób.
Za najgroźniejszą sektę działającą w Polsce uznawany jest Kościół Scjentologiczny. Ta mająca charakter międzynarodowy sekta ma bardzo wielu znanych zwolenników (są to m.in. aktorzy John Travolta i Tom Cruise). Scjentolodzy promują się jako grupa pomagająca rozwinąć się duchowo, a także jako środowisko skutecznie uwalniające od „złych wspomnień”. W służącej temu„terapii” stosują bogaty zestaw technik psychomanipulacyjnych. Są one zresztą charakterystyczne dla wszystkich sekt.
Metody osaczenia
Technik tych, poza wspomnianym już „bombardowaniem miłością”, jest wiele. Joanna Wnęk z Uniwersytetu Jagiellońskiego wyliczyła je skrupulatnie: „Reguła wzajemności, w myśl której wyświadczona przysługa wymaga rewanżu. Polega na obdarowywaniu adepta i wyświadczaniu mu przysług; technika „drzwi zatrzaśniętych przed nosem” polegająca na zmuszeniu adepta do odrzucenia pierwszej prośby; istnieje duże prawdopodobieństwo, że następna zostanie spełniona; metoda „stopy w drzwi” - najpierw prosi się o małą przysługę, a po jej realizacji zwraca się z dużo większą prośbą. Odnosi się ona do skłonności ludzi do konsekwentnego zachowania się zgodnie z raz obraną strategią. Metoda ta jest wykorzystywana do formowania nowej tożsamości adepta, gdyż po spełnieniu kilku próśb werbowany postrzega siebie jako zaangażowanego członka grupy. Tendencja do bycia konsekwentnym sprawia, że nieraz jednostki działają wbrew sobie. Technika „liczy się każdy grosz” polega z kolei na tym, że trudno odmówić drobnej prośbie. Nieodpowiedzenie na apel członka sekty przyczynia się do negatywnego obrazu własnej osoby. Są też techniki związane z osobą charyzmatycznego przywódcy, np. podkreślanie prestiżu za pomocą ubioru, tytułu naukowego czy symbolu luksusu, umiejętności retoryczne powiązane ze sterowaniem emocjami, fanatyzm. Funkcjonują także mechanizmy grupowe: społeczny dowód słuszności, polegający na tym, że grupa pokazuje jednostce, jakie zachowanie w danym momencie jest właściwe”.
"Prawdziwy Mesjasz"
Przyjrzyjmy się niektórym z działających w naszym kraju sekt. W latach 90. pojawił się w Polsce Kościół Zjednoczeniowy Moona. Sekta ta, jak głosi, ma na celu zbudowanie Królestwa Bożego na Ziemi. Według guru tego „kościoła”, Chrystus nie dokończył swojej misji, ponieważ nie założył prawdziwej rodziny. Misję Jezusa kontynuuje więc założyciel sekty Sun Myung Moon, który ma być „prawdziwym Mesjaszem”. Ten „Mesjasz” stawał wielokrotnie przed sądem i był skazywany, m.in. za defraudacje i nielegalny handel pornografią.
Do jednej z najgroźniejszych sekt zaliczyć trzeba także Kościół Szatana. To stworzone w 1966 roku przez Sandora Antona La Veya w USA „wyznanie” działa głównie w Ameryce Północnej. Liczba jego członków w Polsce nie jest znana. „Wyznawcy” tej sekty wierzą, że światem rządzi zło i to ono zawsze zwycięża. Dlatego też należy czcić nie słabego Boga, ale silnego szatana. „Dekalog” tego „wyznania” głosi m.in., że należy okazywać mściwość wobec innych ludzi i że prawdziwe zadowolenie dają jedynie grzechy.
Niszczą rodzinę, zastraszają „odstępców”
Bliżej nieznana jest także liczba członków sekty Christianie. Wiadomo jedynie, że działa ona głównie w największych polskich miastach. Naczelną prawdą Christian jest przykazanie: „Kto opuści matkę i ojca swego, będzie podwójnie wynagrodzony”. Grupa ma wybitnie antyspołeczny charakter. W swych działaniach często posuwa się także do działań przestępczych – uprowadzeń małoletnich.
U Christian obowiązuje wspólnota dóbr. Sekta wymaga od członków oddania na swoją rzecz całego posiadanego majątku – łącznie z mieszkaniem.
Z kolei Bractwo Zakonne Himavanti uważane jest za jedną z najbardziej destrukcyjnych sekt działających w Polsce. Ma mieć ponad 20 tysięcy członków w naszym kraju. „Wyznanie” to czerpie z tradycyjnych religii hinduistycznych. Głosi reinkarnację, a jego wyznawcy zobowiązani są do wegatarianizmu.
Obcy jest jemu jednak charakterystyczny dla religii wschodnich pacyfizm. Guru sekty, Ryszard 'Mohan' Matuszewski, oskarżany był wielokrotnie przez byłych członków o zastraszanie. W okolicach ich domów pojawiać się miały także plakaty zawierające paszkwile, w tym także oskarżenia o pedofilię. To oskarżenie guru stosuje bardzo szeroko, obdarzając nim wszystkich, którzy nie są wobec niego przychylni. W 1999 roku został skazany przez sąd w zawieszeniu za groźby zdetonowania bomby na terenie klasztoru na Jasnej Górze.
W totalitarnym Niebie i rozwiązłej Rodzinie
Podobnie jak Himavanti wyłącznie polskim wynalazkiem była nieistniejąca już sekta Niebo. Jej „wyznawcy” żyli w praktycznie całkowitej izolacji od świata. Byli ubezwłasnowolnieni przez guru, Bogdana Kacmajora, który nie pozwalał im nawet na korzystanie z opieki medycznej i posyłanie dzieci do szkół. Ingerencja w życie osobiste była posunięta tak daleko, że mistrz przydzielał także członkom sekty mężów i żony oraz decydował o ich życiu seksualnym.
Ten aspekty życia „wiernych” szczegółowo regulowane jest także w dotąd istniejącej sekcie Wspólnota Niezależnych Zgromadzeń Misyjnych „Rodzina”. Misyjnym zadaniem członków sekty jest ofiarowanie seksu każdemu człowiekowi, a wszystko po to, by pokazać mu miłość Boga.
Guru „Rodziny”, Amerykanin David Berg, zachęcał wyznawców do rozwiązłości seksualnej. Propagował seks pozamałżeński, wymianę partnerów, seks grupowy, stosunki homoseksualne, pedofilię, a nawet kazirodztwo. Nie był tu teoretykiem – sam wielokrotnie współżył ze swoją córką Deborą.
Rozwiązłość płciową łączy „Rodzina” z apokaliptyczną wizją niedalekiej przyszłości – nadejściem Antychrysta i drugim przyjściem Chrystusa. Zbawiciel zniszczy wówczas szatana, a zbawieni – wyłącznie wyznawcy „Rodziny” – trafią do jego królestwa.
W Polsce sekta ta liczyć ma 300 członków. Jest uważana za szczególnie niebezpieczną z powodu licznych przypadków demoralizowania młodzieży, molestowania seksualnego i propagowania pornografii.