Szpitale psychiatryczne, które okryły się złą sławą
31.03.2014 | aktual.: 27.12.2016 15:07
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Potrafią wzbudzać grozę
Stale narzekamy na poziom służby zdrowia, na niekończące się kolejki do specjalistów, na lekarzy-rutyniarzy i fatalne jedzenie w szpitalach. Listę niedoskonałości można by ciągnąć długo. Ale nie jest jeszcze tak źle, by nie mogło być gorzej. W miejscach, w których pacjenci powinni wracać do zdrowia, zdarzają się rzeczy znacznie gorsze niż rozpadający się i zbyt mały kotlet rybny czy zepsuta klimatyzacja.
Szpitale potrafią wzbudzać grozę nie tylko ze względu na to, że niektórym kojarzą się z umieralniami; nie tylko ze względu na swoją nierzadko upiorną architekturę; ale także z racji historii, którą niektóre z nich skrywają - bywało że dochodziło w nich do przypadków znęcania się nad pacjentami, w innych dosłownie do eksterminacji pensjonariuszy.
Najczęściej miejscami takich niechlubnych akcji były szpitale psychiatryczne - niektóre z nich do złudzenia przypominające placówkę z "Wyspy tajemnic" z demoniczną obsługą rodem z "Lotu na kukułczym gniazdem". Ośrodki takie, w których pacjenci zamiast wracać do zdrowia, byli poddawani makabrycznym eksperymentom bądź zabijani, istniały także na ziemiach, które dziś należą do Polski.
Oto kilka miejsc, które szpitalami były tylko z nazwy:
Szpital w Obrzycach
W Obrzycach, które dziś znajdują się w granicach administracyjnych Międzyrzecza (miasto w województwie lubuskim), w 1904 r. został zbudowany szpital dla ludzi chorych psychicznie. Przez wiele lat placówka ta funkcjonowała zgodnie z zasadami typowymi dla takich miejsc. Działo się tak do czasu wybuchu II wojny światowej.
Zgodnie z wytycznymi, które pojawiły się w programie III Rzeszy, ludzie niepełnosprawni i chorzy psychicznie, byli uznawani za nieprzydatnych. W związku z tym, realizując założenia hitlerowskiego programu, personel szpitala przystąpił do zabijania pacjentów tej placówki. Szacuje się, że z rąk morderców w białych kitlach zginęło tu 10 tysięcy osób. Część z lekarzy i pielęgniarek została po wojnie schwytana.
Szpital w Obrzycach nie był jedyną placówką, w której pacjenci zostali wymordowani w ramach akcji T4. Podobnie stało się z pacjentami szpitala w Toszku (województwo śląskie) oraz w Owińskach (woj. wielkopolskie), w którym zamordowano ok. 1100 osób.
Szpital Stanowy Taunton w Massachusetts, Stany Zjednoczone
Przerażające historie krążą wokół szpitala psychiatrycznego w Taunton, który funkcjonował w amerykańskim stanie Massachusetts. Do zbudowanej w 1854 r. placówki trafiali najbardziej obłąkani pacjenci - niektórzy z nich bez szans na opuszczenie szpitala.
Jedną ze słynnych jego pacjentek była Jane Toppan, która przyznała się do tego, że jako pielęgniarka uśmierciła 31 osób. Sęk w tym, że z istniejących relacji wynika, iż zachowanie personelu szpitalnego nie różniło się nadto od tego, które w przeszłości stawało się częścią kryminalnej aktywności niektórych pacjentów.
Z istniejących sprawozdań oraz kronik wynika, że niektórzy pacjenci tej kliniki stawali się ofiarami praktyk satanistycznych, które uprawiała część personelu szpitala. W tym celu niektórzy pensjonariusze sprowadzani byli do części podziemnej budynku i poddawani sekretnym rytuałom.
Zakład dla obłąkanych w Missisipi
Dziś w tym miejscu znajduje się kampus należący do Centrum Medycznego Uniwersytetu Missisipi w Jackson. W związku z jego rozbudową archeolodzy stale prowadzą prace wykopaliskowe i natrafiają na coraz to nowe obiekty, które mrożą krew w żyłach. Usunięcie zwałów ziemi z dowolnego obszaru należącego do uczelni kończy się niemal zawsze tym samym - odkryciem zbiorowej mogiły, w której znajdują się zwłoki byłych pacjentów zakładu dla obłąkanych, zbudowanego w 1855 r. i mieszczącego się niegdyś w murach dzisiejszego uniwersytetu.
Tylko na początku tego roku prowadzone na tym obszarze prace, towarzyszące rozbudowie parkingu, zakończyły się odkryciem szczątków ok. tysiąca osób. Ani samo cmentarzysko, ani poszczególne mogiły nie były w żaden sposób oznakowane. Zmarli pacjenci chowani tam byli anonimowo. Samo miejsce jest relatywnie nowe. Szacuje się, że znajdujące się tam ciała zostały złożone zaledwie ok. 100 lat temu.
Zdaniem ekspertów, to dopiero początek makabrycznego wysypu ciał. W zakładzie psychiatrycznym, który działał w Jackson, mogło na początku przebywać jednocześnie 150 pacjentów. Po wojnie rozbudowano go tak, by mógł pomieścić przynajmniej 300 chorych. W 1926 r. liczba pacjentów przekroczyła już 2 tysiące osób. Według specjalistów, na terenie należącym do uczelni znajdować się mogą jeszcze tysiące innych ciał.
Szpital dla psychicznie chorych w Athens, Stany Zjednoczone
Aurą tajemnicy owiana jest też historia amerykańskiego szpitala dla obłąkanych w amerykańskim stanie Ohio. Został on otwarty w 1874 r. i funkcjonował aż do 1993 r. W jego murach jednorazowo leczonych było nawet 1800 pacjentów. Trafiali do niego najgroźniejsi przestępcy, a w całych Stanach Zjednoczonych było o nim głośno ze względu na przeprowadzaną tu na masową skalę procedurę lobotomii - zabieg chirurgiczny polegający na przecięciu włókien nerwowych, którymi połączone są płaty czołowe mózgu.
Przerażający zabieg, którego stosowanie jest obecnie w wielu krajach zakazane, nie jest jedyną rzeczą, która kładzie się cieniem na historii tego ośrodka. Problemem był też brak transparentności działania administracji. Zdobycie informacji na temat historii choroby któregoś z pacjentów graniczyło z cudem - konieczna była zgoda władz stanowych.
Wiele znaków zapytania pojawiło się też wokół okoliczności zgonów niektórych pensjonariuszy. Nagrobki wielu z nich (na ziemiach, które należały do szpitala, jest ich ok. 1900) oznaczone zostały wyłącznie za pomocą cyfr. Do dziś nie udało się też wyjaśnić okoliczności śmierci jednej z pacjentek, która zniknęła w 1978 r., a której ciało zostało znalezione rok później na jednym z nieczynnych już wtedy oddziałów.
Szpital Severalls, Wielka Brytania
Poczynania personelu szpitala Severalls w Colchester, w Anglii oraz przeprowadzane tam eksperymenty, są do dziś przedmiotem badań naukowców, a na temat kulisów funkcjonowania placówki powstało już kilka prac. W lecznicy, która została otwarta w 1913 r., na wielką skalę realizowano eksperymenty psychiatryczne. Pacjentom, często bez większych refleksji, serwowano terapię elektrowstrząsową bądź lobotomię.
Wspomniane metody często stosowane były wobec młodych ludzi, którzy trafiali do placówki z powodu zwykłych wahań nastroju czy przeżywających młodzieńczy bunt. Na porządku dziennym były sytuacje, gdy do szpitala przyjmowano kobiety noszące w łonie nieślubne dzieci, które zostały poczęte w wyniku gwałtu. Bywało, że także one poddawane były terapii elektrowstrząsowej bądź lobotomii.
Szpital w Beechworth, Australia
W czasie 128 lat funkcjonowania tego szpitala zmarło ok. 9 tysięcy jego pacjentów. Przypadki zgonów wielu z nich nie zostały wyjaśnione do tej pory. Jednym z najbardziej tajemniczych był przypadek dziewczyny, która została wypchnięta przez okno. Winnych jej śmierci nie ustalono do dziś. Zniknięcia pacjentów były tu na porządku dziennym.
W ośrodku mogło jednocześnie przebywać ok. 1200 pacjentów. By do niego trafić, wystarczyły podpisy dwóch osób zaświadczających o czyjejś niepoczytalności. W szpitalu na wielką skalę przeprowadzane były eksperymenty, a jedno z laboratoriów wypełniały słoje, w których znajdowały się części fragmenty ludzkich ciał (spłonęło ono w latach 50. ubiegłego wieku).
Placówką przez długi czas dowodził inspektor, który w pogodną, księżycową noc zawsze miał przy sobie... parasol. Wierzył bowiem, że blask księżyca może wywołać u człowieka obłęd.